„Cyrrus-Mil” - recenzja
Dodane: 16-07-2015 21:52 ()
Na tom Cyrrus-Mil składają się dwie historie, które w pierwotnym zamyśle Andreasa miały być częścią trylogii. Niestety trzecia jej część, która miała nosić tytuł Dian, nigdy nie powstała. O okolicznościach tej sytuacji pisał Arkadiusz Królak w 43 numerze magazynu KZ. Wszystko wskazuje na to, że tak już pozostanie i nie będzie nam dane zobaczyć zakończenia tej historii. Choć, czy możemy być czegokolwiek pewni w przypadku tak nieprzewidywalnego autora, jakim jest Andreas? Swego czasu równie nieprawdopodobne wydawało się powstanie nowego Rorka, a dziś możemy cieszyć się zerowym albumem Duchy wydanym dziewiętnaście lat po ukazaniu się ostatniego tomu serii. Miejmy zatem nadzieję, że określenie „nigdy nie mów nigdy” i w tym przypadku okaże się prorocze.
W 1984 roku opublikowana została pierwsza odsłona tej niezwykłej opowieści (Cyrrus), a trzy lata później pojawiła się druga (Mil). Mamy tu zatem do czynienia z komiksami, które należy zaliczyć do wczesnej fazy twórczości Andreasa. Widać tu, podobnie jak w powstających mniej więcej w tym czasie pierwszych Rorkach, Jaskini Tajemnic czy Cromwell Stone, fascynację autora tajemniczymi przejściami pomiędzy różnymi wymiarami rzeczywistości oraz wędrówkami w czasie. Daje o sobie także znać zamiłowanie do specyficznego konstruowania narracji i tendencja do tworzenia nigdy niewyjaśnianych do końca tajemnic. Zwłaszcza ten ostatni aspekt twórczości Andreasa jest bardzo charakterystyczny. Można odnieść wrażenie, że autor nieustannie próbuje w ten sposób zmuszać czytelnika do pracy nad czytaną opowieścią, do samodzielnej refleksji i rozwijania poruszanych w niej wątków.
Cyrrusa Foxe’a poznajemy 14 kwietnia 1924 roku, kiedy to jego kamerdyner Phorbes wyrywa go z dziwnego snu. Cyrrus jest młodym, ale odnoszącym już istotne sukcesy archeologiem. Mieszka w willi, która wygląda, jakby została wkomponowana w otaczające ją skały. Ta specyficzna konstrukcja jest pewnie rezultatem fascynacji Andreasa różnymi rozwiązaniami architektonicznymi, której przejawy obserwujemy w niemal wszystkich jego komiksach. Obok tej niesamowitej willi Cyrrus rekonstruuje świątynię, którą odkrył w jakimś odległym miejscu. Z uwagi na koszty konserwacji rząd zrezygnował z finansowania prac nad jej odrestaurowaniem, zatem nasz archeolog postanowił… rozebrać ją, przewieźć w częściach do USA i zrekonstruować obok swojego miejsca zamieszkania. Prace nad rekonstrukcją jednak przebiegają bardzo wolno z powodu uszkodzeń kamieni, z jakich była zbudowana.
Cyrrus przyjaźni się z niejakim Hendersonem Blandem, starszym od niego archeologiem, który rozpaczliwie próbuje odkryć coś, co pozwoli mu zdobyć fundusze na prace wykopaliskowe. Podczas jednego ze wspólnych lotów Cyrrus przypadkowo pomaga swojemu przyjacielowi dokonać ważnego odkrycia. Dostrzega mianowicie zarys czegoś, co może być interesującym archeologicznie obiektem. Henderson podejmuje trop i odkrywa tajemniczą, ukrytą pod ziemią budowlę będącą prawdopodobnie jakąś świątynią. Świątynia okazuje się być niezwykle tajemniczym obiektem, wokół którego zaczyna koncentrować się cała opowieść. Cyrrus próbuje pomóc Blandowi w rozwikłaniu zagadki świątyni, ale sprawy nie ułatwiają trapiące go problemy zdrowotne. Młody archeolog cierpi bowiem – od początku opowieści – na jakąś przypadłość, w efekcie której raz po raz traci świadomość i odzyskuje ją niespodziewanie w zupełnie innym miejscu i czasie. Świat zaczyna mu się jawić jako zbiór chaotycznych, oderwanych od siebie epizodów a cała opowieść w konsekwencji staje się – na pozór chaotyczną – mozaiką oderwanych od siebie zdarzeń.
Ważną rolę w tej plątaninie wątków odgrywają także inni, w zaskakujący sposób powiązani ze sobą bohaterowie: zagadkowa grupa aktorów grająca w odnoszących sukcesy niemych filmach niejakiego Henry’ego Castelli, dziennikarz gazety „Post” prowadzący śledztwo dotyczące tej grupy oraz tajemnicza kuzynka Cyrrusa, Jewell Leix. Jakby tych zawiłości było mało Andreas wprowadza do opowieści zdarzenia rozgrywające się w innym planie czasowym – mianowicie w roku 1972 oraz 1970. Czarno-białe przebitki z tych zdarzeń pojawiają się stopniowo, pomiędzy kadrami przedstawiającymi zdarzenia z roku 1924, z czasem jest ich coraz więcej a w końcowych fragmentach już dominują w strukturze całej opowieści. W zaskakującym finale Cyrrusa wszystkie te plany czasowe w spektakularny sposób splatają się ze sobą za sprawą odkrytej świątyni.
Jedno jest pewne, żeby w miarę orientować się w rozwoju tej historii, trzeba poświęcić jej wiele czasu i uwagi. Niewątpliwe Cyrrus jest doskonałym komiksem dla wszystkich, którzy lubią wgryzać się w skomplikowane zagadki. Zdecydowanie prostszy pod względem formalnym jest drugi z albumów – Mil. W tym przypadku sama historia, choć rozgrywa się w dwóch planach czasowych, jest już znacznie prostsza, jak gdyby Andreas chciał dać chwilę oddechu czytelnikowi. Tym razem, zamiast przeplatać poszczególne plany czasowe, twórca dzieli całą opowieść na dwie wyraźnie różniące się pod względem graficznym i narracyjnym części. Wszystko zaczyna się rok po zdarzeniach opisanych w Cyrrusie. Uważny czytelnik zada w tym momencie pytanie – rok po których wydarzeniach: tych z 1924, 1970 czy 1972? Moim zdaniem, o ile nie pogubiłem się całkowicie w zawiłościach tej opowieści, mamy rok 1973, choć główna postać tej historii (i nie jest to tytułowy Mil) ma sześćdziesiąt lat więcej niż miała występując w Cyrrusie (to jeden z paradoksów związanych z podróżami w czasie).
Jerome Bachmann, jeden z członków grupy aktorów, którą poznaliśmy w Cyrrusie, zostaje „wezwany” przez świątynię i próbuje pomóc jej w uleczeniu rany sprzed lat. Jego pomoc okazuje się na tyle skuteczna, że już „kompletna” świątynia przenosi się razem z nim o miliardy lat w przeszłość. Tu Bachmann obserwuje życie jakiegoś tajemniczego ludu. Jego obserwacje – niczym obserwacje antropologa przebywającego wśród nieznanych plemion – zostały po mistrzowsku przedstawione przez Andreasa. W tej drugiej – rozgrywającej się w zamierzchłej przeszłości – części Mila jest znacznie mniej słów a większość akcji rozgrywa się na milczących kadrach ukazujących życie przedstawicieli jakiejś grupy. Komunikują się ze sobą za pomocą prymitywnych rysunków i próbują wybudować coś, co stopniowo zaczyna przypominać świątynię. Dopiero pod koniec opowieści przedstawiciele tego ludu wypowiadają pierwsze w swojej historii słowo – jest to oczywiście słowo „Dian”, które miało być jednocześnie tytułem trzeciej części tej niezwykłej historii. Mil rzuca wprawdzie nieco światła na zdarzenia rozgrywające się w Cyrrusie, ale ich nie wyjaśnia do końca. Pojawiają się również nowe zagadki, które miały być – prawdopodobnie – rozwikłane w planowanej, ostatniej części trylogii. Komiks kończy się spektakularnym cliffhangerem, a ostatnie słowa w komiksie wypowiedziane przez Bachmanna zachęcają do snucia różnych teorii.
Cyrrus-Mil to niewątpliwie komiks przede wszystkim dla wielbicieli talentu Andreasa. Znajdziemy tu niewiarygodnie wręcz skomplikowaną i precyzyjną historię, pełną drobnych i na pozór nieważnych elementów, które jednak okazują się kluczowe z punktu widzenia rozwoju opowieści. Czytelnicy Rorka czy Koziorożca wiedzą doskonale, że na kadrach rysowanych przez Andreasa nie ma zbędnych elementów. Można natomiast odnaleźć na nich detale i wskazówki istotne dla zrozumienia całości. Kalendarze na ścianach, kartka leżąca na komodzie, tajemnicza postać ukrywająca się w cieniu, kawałek artykułu opublikowanego w gazecie czy kadr niemego filmu wyświetlanego w kinie – na wszystkie te elementy warto zwrócić uwagę podczas lektury.
Graficznie komiks jest dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Autor różnicuje wizualnie poszczególne linie fabularne przeplatające się w opowieści. Mamy zatem perfekcyjnie kreskowane i wyglądające chwilami jak drzeworyty, czarnobiałe kadry przedstawiające zdarzenia z lat siedemdziesiątych, kolorowe rysunki obrazujące zdarzenia rozgrywające się w roku 1924 oraz nieco brudne, żółto-brązowo-czerwone ujęcia, przedstawiające zdarzenia sprzed miliardów lat. W komiksie znajdziemy także doskonale znane znaki firmowe niemieckiego rysownika: długie pionowe kadry, charakterystyczne twarze bohaterów i świetnie odwzorowane szczegóły architektoniczne. Na osobną uwagę zasługuje niesamowite kadrowanie – rysunki przedstawiające zdarzenia z lotu ptaka są po prostu doskonałe.
Niewątpliwie oba albumy składające się na tom Cyrrus-Mil to komiksowa uczta – zarówno pod względem narracyjnym, jak i graficznym. Niezwykle złożona opowieść narysowana w niepowtarzalny sposób dostarcza rozrywki na najwyższym poziomie. Owszem jest to komiks trudny w odbiorze, ale właśnie dlatego jest tak atrakcyjny. Można wręcz potraktować go jak wyzwanie rzucone przez autora czytelnikowi. Zresztą warto odnotować, że sam Andreas uznaje Cyrrusa za jedno z najbardziej skomplikowanych swoich dzieł. Jeżeli mówi to artysta, którym ma na koncie Rorka, Koziorożca czy też ARQ, to możemy sobie wyobrazić, jaki stopień skomplikowania historii wchodzi tu w grę. Jednego jednak można być pewnym – każda kolejna uważna lektura przybliża nas do lepszego zrozumienia całej opowieści i daje satysfakcję wynikającą z obcowania z niepowtarzalną wyobraźnią Andreasa.
Tytuł: „Cyrrus-Mil”
- Scenariusz: Andreas
- Rysunki: Andreas
- Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
- Wydawca: Egmont
- Data polskiego wydania: 15.06.2015
- Objętość: 96 stron
- Format 215x290 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolorowy
- Cena: 69,99 zł
- Komiks można nabyć w sklepie gildii
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus