„Sam Zabel i magiczne pióro” - recenzja

Autor: Paweł Parwolski Redaktor: Motyl

Dodane: 13-07-2015 11:17 ()


„Pożądanie nie zna moralności. Zachowanie oczywiście posiada moralność, a czyny mają ciężar moralny. Ale lubienie tego, co się lubi, i pożądanie tego, czego chcesz, nie ma dla mnie ciężaru moralnego”, pisze Dylan Horrocks w przypisach do swojego quasi autobiograficznego komiksu „Sam Zabel i magiczne pióro”. A jeszcze wcześniej pozwala nam przeczytać swoje niedawno stworzone opus magnum i przekornie pyta czytelnika – czy aby na pewno pożądanie tego, czego chcesz, jest w porządku?

Nowozelandczyk Horrocks stworzył komiks niecodzienny i wyjątkowy, nawet jak na i tak już wysokie standardy obrazkowych biografii tudzież autobiografii. Tytułowy Sam Zabel, alter-ego autora, to prawdziwy cierpiętnik. Co prawda, posiada najlepszą fuchę na świecie – pisze i rysuje komiksy, tworzy światy, jest ich panem i władcą, ale co z tego, skoro musi czynić trykotową pop-chałturę, aby spłacić rachunki? A właśnie, pracuje nad czymś, co go męczy i mu nie odpowiada, wydaje pieniądze, których nie ma, a to wszystko ma zaraz odbić się na ukochanych osobach. Na dokładkę, niemalże w akcie desperacji, doprowadza we śnie do seksu z superbohaterką jego opowieści.

Budząc się z ni to koszmaru, ni to marzenia, otrzymuje niespodziewanie zaproszenie na konferencję akademicką dla literatów i literaturoznawców (oczywiście zaraz po ponagleniu rozsierdzonego redaktora, oczekującego od Zabela gotowego scenariusza). Jak się potem okaże, zetknie się tam z jeszcze większym surrealizmem. W trakcie pobytu poznaje dziewczynę zakręconą w popkulturze, tworzącą w wolnym czasie niszowe paski komiksowe. Obnażają one męskie stereotypy, fetysz mainstreamu oraz genderowe schematy w tekstach kultury masowej. Decydując się na jej fanowski wywiad, dowiaduje się o komiksie sprzed wielu lat autora, którego do tej pory nie znał. Odnajdując rzeczony zeszyt zostanie dosłownie przeniesiony do jego rzeczywistości, rozpoczynając tym samym podróż ku masowym fantazjom, zarówno zachodnim jak i dalekowschodnim. A trzeba przyznać, będzie to wędrówka pełna wrażeń, niebezpieczeństw i zaskoczeń!

„Magiczne pióro” to bodajże pierwszy album, jaki do tej pory miałem w rękach, tworzony przez feministę pełną gębą. Horrocks z wyczuciem, inteligencją i smakiem odsłania mizoginię i szowinizm obecny w komiksach właściwie od samego początku, portretując samo medium w dużej mierze, jako sferę męskich wyobrażeń i marzeń. To adekwatny komentarz do obecnej sytuacji kobiet w przemyśle kulturalnym, która nadal jest nie do pozazdroszczenia bez względu na miejsce – nadal zarabiają mniej od swoich kolegów i trudniej jest im zdobyć stanowiska kierownicze w korporacjach. Wrażliwość autora nie pozwala pogodzić się z tą niesprawiedliwością, zwłaszcza, gdy cierpi na deficyt miłości względem swojej pasji. Gdy czuje, że nie wymyśli nic nowego, ciekawego, ekscytującego z racji tego, że świat komiksu cierpi na brak różnorodności, zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz.

 

Feminizm i gender to nie jedyne motywy przewodnie zawarte w przepięknie ilustrowanym komiksie Horrocksa. Nade wszystko jest to doskonała laurka dla komiksowego języka, jak i dla wszelkiego rodzaju marzycielstwa. Album ten stanowi świetne źródło symboli i znaczeń nagromadzonych we współczesnych historiach obrazkowych i mangach, jak i ukazuje specyfikę tworzenia takich opowieści, w tym wątpliwości i dylematów świadomego autora w momencie realizacji swojej historii. A mówimy tutaj o fachu, który nawet w USA jest nadal słabo opłacany, nawet pośród wielkich korporacji wydawniczych. Wtedy jedynym motorem do działania jest bezinteresowne, bezgraniczne uwielbienie wobec medium. Ale gdy go nie ma, a wszelkie możliwości na zdobycie weny spaliły na panewce to, co dalej? Jak odnaleźć na nowo spełnienie poprzez sztukę, szczególnie w czasach przepełnionych fetyszem i powszechną erotyką? Autor „Magicznego pióra” daje na te pytanie niekonwencjonalne, acz przenikliwe odpowiedzi.

Terry Prachett zwykł mawiać, że „eskapizm sam w sobie nie jest ani dobry, ani zły. Ważne jest od czego i do czego się ucieka”. Biorąc to pod uwagę, trudno nie rozpatrywać ponad dwustustronicowego albumu Horrocksa jako (jednak) metaforycznej opowieści o umieraniu. „Magiczne pióro” to nie tylko przepiękna opowieść o powodach, dla których tworzymy nowe światy i oddajemy się sztuce, to także wielobarwna przypowieść o zgubnych konsekwencjach sentymentalizmu oraz zasiedzenia w swoim „comfort zone”. Gdy prorocy z gniewnych lat obrastają w tłuszcz, w swoje szpony dopadł ich szmal, a zdrada płynie z ust, to jest wtedy właśnie sygnał, aby pozwolić sobie umrzeć i odrodzić się na nowo. Robić swoje, oddać się temu, co w duszy gra, być autentycznym przy ignorowaniu konwenansów. Kiedy bowiem poznało się reguły gry, to trzeba nauczyć się je łamać.

W tym sensie sprawiedliwość, jaką Horrocks oddaje w tym komiksie kobietom nie tyle czyni zadośćuczynienie, co daje nadzieję na przyszłość, jeśli chodzi o świeżość w popkulturze. Dodatkowo, lektura „Magicznego pióra” pozwoli polskiemu czytelnikowi przekonać się, jak daleko posunęły się zmiany światopoglądowe związane z równouprawnieniem. Jeśli chcemy nadal należeć do cywilizacji zachodu, to wcześniej czy później będziemy musieli przyjąć postulaty feministek i homoseksualistów oraz tych stojących za prawami do życia wolnego, z obustronnym szacunkiem. Według Horrocksa problem ten ma głównie Hollywood i odbiorca, głosujący portfelem na seksistowskie komiksy i filmy. Warto to przemyśleć i niewątpliwie warto o tym rozmawiać.

 

Tytuł: „Sam Zabel i magiczne pióro”

  • Autor: Dylan Horrocks
  • Liternictwo: Daniel Chmielewski
  • Tłumaczenie: Robert Lipski
  • Wydawca: Timof Comics 
  • Data premiery: maj 2015 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 190 x 270 mm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 228
  • Cena: 110 zł

Dziękujemy wydawnictwu Timof Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus