Przekraczając Niebo
Dodane: 28-07-2006 07:20 ()
- Tato, w twoich obliczeniach jest błąd.
Zamyślony nad sprawami najwyższej wagi Ojciec, podszedł do Syna. Wielkiego kreatora i stwórcę zastał jak zwykle pochylonego nad swoją Odwieczną Pracą. W gabinecie od zawsze pracowało dwóch architektów - w ciasnej pracowni zwanej Wszechrzecz.
Uśmiechnął się. Radość, że ma godziwego następcę, wypełniała mu serce.
- Moje obliczenia zawsze się zgadzają. - powiedział i stanął obok. Praca Odwieczna, raz wprawiona w ruch, nadal spełniała swe zadanie. Wszystko, co stworzył, było doskonałe.
- Błąd nie tkwił w Pracy. On pojawił się w nich. W ich środku.
- Utkwił w Ojcu wyczekujące spojrzenie. Starzec milczał.
- Nasza Praca staje się niewystarczająca. - Zaczął po chwili pierworodny - Oni przestali już patrzeć w górę. Już tam nas nie szukają. Przełamują bariery i wybiegają poza swoją planetę. A to będzie się pogłębiać. W myślach już widzą inne stworzenia, z innych miejsc, podobnych do tego, które im stworzyłeś.
Ojciec stał niewzruszony, będąc myślami wciąż przy swoich Dzieciach.
- Jesteś już stary. Nie dasz rady rozbudować im Pracy do ich wymagań. Stworzyłeś pyszałków, sądzących, że mogą dotrzeć wszędzie. Wybrali złą drogę do ciebie... - urwał, widząc smutek i porażkę na twarzy Ojca. Miał rację. Nic już Ich nie powstrzyma przed nieuniknionym.
- A może ześlę im meteoryty, albo zgaszę, choć na mgnienie oka, światłość, którą im dałeś. Wyłączę lampę tylko na sekundę; zobaczą, że jesteś Wszechmogący.
Po tych słowach po twarzy starca spłynęła łza. Straszna wizja Syna przeraziła go bardziej, niż całe zło świata. Zgarbiony nad pracą Syn zobaczył, co zrobił tymi słowami. Nie wiedział wszakże jeszcze tyle, co Ojciec i nie mógł wysuwać rozwiązań. Miał jednak nadzieję, że kiedyś pojmie jego zamysł w całości i dostrzeże całkowity sens jego Pracy Odwiecznej. A wtedy stanie się ona jego Pracą Odwieczną na wieki wieków.
- Wybacz mi, Ojcze. Ja po prostu nie chcę znów schodzić do nich. Oni nigdy nie pojmą twego zamysłu i nie staną się doskonali. Nie chcę znów umierać...
Ojciec jakby oderwał się od Pracy i swych Dzieci. Był świadom tego, że Syn jego nie pojmuje jeszcze Wszystkiego. Miał jednak godnego następcę, który kiedyś w pełni zrozumie jego Myśl i Porządek.
- Musisz umierać za nich nie raz, a setki razy, i tysiące, i miliony, aż wreszcie zwrócą swój umysł ku nam, a wywalczysz to swoim cierpieniem. Człowiek jest istotą rozumną, która zawsze dąży do rzeczy nowych. Musimy być kreatywni, synu.
- Uśmiechnął się. - Zejdziesz do nich jako całkowicie inna istota. Ludzie są dziś zbyt niewierni, aby uwierzyć w twoje Słowo. Doszliby do wniosku, że jesteś magikiem lub wariatem. Tak. Uwierzą tylko w coś całkowicie nowego...
- Kontakt z obcą cywilizacją?
- Musimy być wystarczająco cierpliwi, aby podołać wymaganiom naszego dzieła. Niech wierzą pod jakąkolwiek postacią. I tak zawsze hołd będą oddawać tylko jednemu bogu. Niedługo porzucą chrześcijaństwo. I Islam. Inne religie również. Pamiętasz, gdy budowali raz wieżę, dzięki której mieli nas dojrzeć? To, co zachodzi, to po prostu rozwój. Ich natura nie zmieniła się. Będą chcieli nawiązać kontakt z czymś wyższym od siebie. Niechaj teraz dalej żywią taką nadzieję.... Musi się znów dokonać.
- Więc dałeś im wolna wolę, by sprzeniewierzyli się tobie? Czemu wciąż przebaczasz im i ofiarujesz tyle szans? Wciąż bronisz i chronisz ich przed Szatanem?
- ...albowiem ukochałem człowieka.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...