„Superman: Czerwony syn” - recenzja
Dodane: 02-06-2015 16:29 ()
Wolność, sprawiedliwość i amerykański styl życia? Śmiechu warte! Proletariusze wszystkich krajów łączcie się! Oto hasło dla Człowieka Jutra służącego postępowej części ludzkości! Tak się bowiem złożyło, że zamiast trafić w czułe objęcia Marthy Kent, nowo narodzony Kal-El wylądował na wcielonej do Związku Sowieckiego Ukrainie. Wychowanie według reżimowej ideologii sprawiło, że Superman stał się podporą marksistowskiej despocji, zapewniając jej światową supremację.
Taki jest punkt wyjścia opowieści rozgrywającej się w alternatywnym wariancie rzeczywistości względem głównego nurtu uniwersum DC. Ów tytuł został bowiem pierwotnie opublikowany w ramach linii wydawniczej „Elseworlds” prezentowanej z niemałym powodzeniem w toku lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych minionego wieku. Zasadniczym założeniem tej nieco przypadkowej inicjatywy był zamiar przybliżenia osobowości zamieszkujących wzmiankowane uniwersum bez oglądania się na zachowanie zgodności z continuum regularnych tytułów wydawnictwa DC. Stąd zasygnalizowana wariantowość umożliwiła ukazanie m.in. Wonder Woman polującą na Kubę Rozpruwacza w wiktoriańskiej Anglii („Wonder Woman: Amazonia”) czy Green Lanterna w realiach Bagdadu czasów osławionego kalifa Haruna ar-Raszida („Green Lantern: 1001 Emerald Nights”). Popularność fabuł osadzonych w alternatywnych rzeczywistościach okazała się na tyle duża, że latem 1994 r. zarząd DC Comics zdecydował się opublikować w tej formule wszystkie letnie wydania specjalne (tzw. Annuals) publikowanych przez nich serii.
Mimo że tytuły „Elseworlds” zwykle cieszyły się dużym zainteresowaniem, to niektóre opowieści nie spełniły oczekiwań czytelników (vide ewidentnie przekombinowany „Batman: In Darkest Knight” Mike’a W. Barra i Jerry’ego Binghama). Z miejsca wypada uspokoić, że opublikowany w ramach DC Deluxe „Superman: Czerwony Syn” nie tylko zdecydowanie pozytywnie wyróżnia się wśród pozostałych tego typu tytułów, ale jest wręcz uznawany za najbardziej udaną propozycję w całej linii „Elseworlds”. Nawet jeśli owe pochwały są przesadzone, to co najwyżej nieznacznie. Historia Kal-Ela, którego rakieta dotarła na naszą planetę dwanaście godzin później niż w „prawdziwej” rzeczywistości uniwersum DC sprawia wrażenie utworu gruntownie przemyślanego, a zarazem wykazującego stosowne rozeznanie w niuansach mitologii Człowieka ze Stali. Oto bowiem mamy do czynienia niby z tym samym Supermanem znanym z niezliczonej ilości opowieści z jego udziałem: dobrodusznym skautem (czy może trafniej: pionierem), świadomym swej potęgi, a zarazem duchowo uporządkowanym i zdyscyplinowanym, o ogromnej kulturze wewnętrznej chroniącej go przed samouwielbieniem, a w konsekwencji moralnym zwyrodnieniem. Z drugiej strony wychowanie w realiach reżimu kontrolującego każdy aspekt życia swych poddanych nie pozostał bez wpływu na osobowość przybysza z planety Krypton. Stąd również w jego przekonaniu „dobrodziejstwa zdobyczy socjalizmu” muszą być importowane, a „wszechświatowa rewolucja” rozszerzać się na cały świat. Jednak w odróżnieniu od Lejby Dawidowicza Bronsztejna (znanego szerzej jako Lew Trocki), Włodzimierza Lenina oraz „wodza postępowej ludzkości” w osobie Józefa Stalina, Superman usiłuje wdrażać ów program bez użycia przemocy. W wersji Millara forsowana przez Sowietów gospodarka planowa okazuje się zaskakująco wydajna (zapewne nie bez wsparcia wszędobylskiego Supermana niwelującego efekty m.in. katastrof klimatycznych), co doprowadza do stopniowego poszerzenia strefy wpływów „Ojczyzny Ludu Pracującego Miast i Wsi”. Tymczasem zgodnie w prognozami ekonomii marksistowskiej, kapitalistyczny Zachód chyli się ku upadkowi. Wybawieniem dla Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników może okazać się genialny umysł Lexa Luthora. Ten zaś dwoi się i troi, aby skutecznie rozgryźć Człowieka ze Stali i raz na zawsze „uwolnić” świat od jego nienarzucającej się, ale jednak skutecznej ingerencji w dzieje ludzkości. To właśnie ów konflikt stanowi siłę napędową tej opowieści, w której oprócz obu adwersarzy napotkamy również wiele innych całkiem dobrze znanych twarzy.
Potencjał części z uczestników tej fabuły co prawda nie został niestety w pełni wykorzystany (np. Lois Lane i Jimmy’ego Olsena). Wynikło to zapewne z ograniczonych ram tego utworu skondensowanego w trzech epizodach (bo w takiej właśnie formule opublikowano pierwodruk „Czerwonego syna”). Millar zaś przetworzył świat przedstawiony znany z tytułów o przygodach Supermana w samowystarczalną linię rzeczywistości, która z powodzeniem mogłoby być prezentowana na łamach pełnowymiarowego miesięcznika. Nie wszystko jest tu co prawda spójne, bo niemal wszystkowiedzący i wszystko słyszący Kal-El z pełnym przekonaniem wspiera totalitarny reżim. Tak jak gdyby do jego uszu nie docierały jęki milionów łagierników i katowanych m.in. na Łubiance „wrogów ludu”. Można jednak złożyć to na karb umowności fabularnej oraz braku rozeznania autora w naturze systemu sowieckiego.
Trudno jednak odmówić Millarowi brawurowego sportretowania niektórych postaci – w tym zwłaszcza Lexa Luthora. W wykonaniu szkockiego scenarzysty główny antagonista jawi się jako błyskotliwy geniusz, a zarazem zblazowany egoista, który pomimo wszelkich predyspozycji do uczynienia świata niemal spełnioną utopią, pożytkuje swój intelekt przede wszystkim ku chwale osobistej próżności. Można śmiało rzec, że obok interpretacji Granta Morrisona („All-Star Superman”) i Johna Byrne’a („The Man of Steel”) wersja Millara stanowi najbardziej udane ujęcie tej na swój sposób charyzmatycznej osobowości. Równocześnie nie zabrakło miejsca dla chłodno kalkulującego Brainiaca oraz kilku innych popularnych postaci uniwersum DC (Wonder Woman, Green Lantern, Green Arrow). Przy okazji Millar dał się poznać jako kolejny twórca (obok m.in. Franka Millera i Granta Morrisona), który za pośrednictwem Batmana usiłuje udowodnić, że Superman wcale nie jest taki „super”. Natomiast osobliwością tej opowieści jest ukazanie Józefa Stalina, jednego z trzech najbardziej skutecznych ludobójców w historii ludzkości (obok Mao Tse-Tunga i Czingis-chana) jako surowego, ale zarazem rozsądnego przywódcę. Widać zatem, że gorliwie pielęgnowany na zachodnich uczelniach mit pociesznego „wujka Joe” wciąż ma się dobrze.
Niejako na zasadzie zrównoważenia podniosłego tonu tej opowieści Mark Millar chwilami wręcz dworuje sobie z niektórych elementów mitologii Człowieka ze Stali nadając fragmentom tej opowieści subtelnego humoru. Ponadto autor prawdopodobnie nie omieszkał zawrzeć drobnych uszczypliwości pod adresem Miltona Friedmana (podobnie zresztą jak J. Michael Straczynski w trzecim wydaniu zbiorczym „Strażników – Początek”), zwolennika wyższości wolnego rynku nad etatyzmem i gospodarką planową. Stalingrad jako odpowiednik zminiaturyzowanego Kandoru, Batman w kostiumie przywołującym skojarzenia z tradycyjnymi mundurami Kozaków dońskich, połączenie domniemanej katastrofy w Roswell z Korpusem Zielonych Latarni – to tylko niektóre spośród udanych konceptów pomysłodawcy tej opowieści. O kunszcie Millara świadczy nie tylko skonstruowanie spójnego i przekonującego świata przedstawionego, ale także finał „Czerwonego Syna”. Nie wyjawiając szczegółów wypada nadmienić, że szkocki scenarzysta ma szansę zaskoczyć niejednego odbiorcę swego utworu. Zwłaszcza, że tym sposobem nad wyraz oryginalnie reinterpretuje on mitologię Supermana.
Do zilustrowania pomysłów Millara zaproszono Dave’a Johnsona, rysownika zazwyczaj pożytkującego swój talent przy tworzeniu okładek m.in. do takich tytułów jak „100 naboi” i „Deadpool vol.3”. Tym razem (choć korzystając z wsparcia Killiana Plunketta) dał się namówić na opracowanie całościowej warstwy plastycznej tego komiksu. Uczciwie trzeba przyznać, że wybór tego autora był fortunnym posunięciem. Nieco siermiężną stylistkę wyraźnie wzorowano na sowieckim socrealizmie. Sam Superman jawi się niczym, cytując klasyka, „socjalistyczny Rambo w rozchełstanej koszuli” tudzież stawiający na trzeźwość i opanowanie zuch ze sławnego plakatu „Niet!”. Jakby na przekór odgórnie zarządzonemu monumentalizmowi plansze Johnsona wprost tętnią ekspresją. Zmagania Supermana z usiłującymi powstrzymać jego bezkrwawą ekspansję przeciwnikami ujęto z właściwym natężeniem epiki nie przysłaniając jednak zasadniczego tematu tej opowieści. Zwłaszcza, że pomimo wrodzonego altruizmu, Superman niekiedy zmuszony jest posługiwać się mniej finezyjnymi metodami perswazji niż ma to miejsce w „normalnych” tytułach z jego udziałem. Rola niemal wszechmocnego władcy to jednak zupełnie inne wyzwanie niż skrywanie się pod tożsamością nieśmiałego reportera. Niemal każdego dnia Kal-El zmuszony jest podejmować arcytrudne decyzje, wpływające na losy większej części populacji Ziemi. To zaś wiąże się z konkretnym ryzykiem, od którego wychowany w zupełnie innej atmosferze Clark Kent kategorycznie się odcinał.
Na marginesie warto wspomnieć, że w niniejszym albumie nie zabrakło miejsca dla dodatków, na które złożyło się szereg szkiców ukazujących wybrane fazy koncepcyjne w kontekście wizerunku uczestników tej fabuły. Stanowią one dobrą okazje do przejrzenia się ewolucji tego projektu.
Jeszcze w latach osiemdziesiątych minionego wieku Superman był najłatwiej rozpoznawalną, a przede wszystkim najbardziej dochodową marką DC Comics. Współcześnie perypetie Człowieka Jutra nie generują już porównywalnej popularności, a jego miejsce na szczycie panteonu superbohaterskich sław przejął Batman. „Czerwony syn”, mimo że rozgrywający się w alternatywnej rzeczywistości, stanowi jeszcze jeden dowód (m.in. obok wzmiankowanego „All-Star Superman” oraz zapowiedzianego na grudzień „Superman: Wyzwolony”) na ogrom fabularnego potencjału tkwiącego w tej postaci. Oby jak najwięcej takich historii!
Tytuł: „Superman: Czerwony syn”
- Tytuł oryginału: „Superman: Red Son”
- Scenariusz: Mark Millar
- Szkic: Dave Johnson, Killian Plunkett
- Tusz: Andrew Robinson, Walden Wong
- Kolory: Paul Mounts
- Tłumaczenie: Jakub Syty
- Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca: Egmont Polska
- Data wydania: 13 maja 2015 r.
- Oprawa: twarda z obwolutą
- Format: 18 x 27,5 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 168
- Cena: 69,99 zł
Pierwotnie opublikowano w postaci mini-serii „Superman: Red Son” nr 1-3 (kwiecień-czerwiec 2003 r.)
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus