Gdy zło staje się niewinnością – recenzja komiksu „Nie przebaczaj”

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 29-05-2015 07:00 ()


Simone Weil pisała niegdyś: „Bóg stworzył świat, który nie jest najlepszym z możliwych, ale zawiera wszelkie stopnie dobra i zła. My jesteśmy w punkcie, gdzie jest możliwie najgorszy. Bo o stopień niżej zło staje się niewinnością”. Przytaczam słowa tej znanej filozof francuskiego pochodzenia, gdyż czytając „Nie przebaczaj” Kuby Ryszkiewicza i Marianny Strychowskiej miałem nieodzowne uczucie schodzenia w głąb rzeczywistości odartej z duchowości. Bóg w niej umarł. A nawet jeśli istnieje, to biernie patrzy na ludzkie bestialstwo czynione bliźnim. Chcę przez to powiedzieć, że debiut komiksowy wykładowcy Warszawskiej Szkoły Filmowej oraz artystki plastyka, specjalizującej się w narracji wizualnej, jest tak niesamowicie brutalną i ponurą historią – w dodatku czynioną na serio – że można po jej lekturze dostać weltschmerzu. Smutek ten przesiąknięty jest dojmującym poczuciem prawdy, choć przedstawiana opowieść jest fikcją.

Na „Nie przebaczaj” czekałem w zasadzie od momentu przeczytania „zwiastuna” komiksu w drugiej odsłonie „Zin Free Zone”, wydanej przez Bibliotekę Uniwersytecką w Poznaniu oraz KPMG Polska. Wśród wielu marnych obrazkowo i literacko opowiastek, czynionych na zasadzie „od fanów dla fanów”, omawiany komiks wybijał się konkretną formą, dobrą realizacją i konsekwencją. Uwagę przykuły zwłaszcza prace Strychowskiej, kreującej się na polski odpowiednik Phila Noto w kwestii konwencji i warsztatu. Sam fakt, że Ryszkiewicz chciał w zamyśle wykorzystać kanwę historyczną kresów wschodnich oraz dwudziestolecia międzywojennego do kreowania luźnych, krwawych historii ala Quentin Tarantino, był równie zajmujący. Odczuwałem potencjał utwierdzany przekonaniem, że scenarzysta ma już na swoim koncie sukces w postaci wygranej konkursu na scenariusz serialu Scriptfiesta 2013. Sądziłem, że chociażby dzięki temu przeczytam historię oddalającą się od bolączek polskich produkcji filmowych i serialowych, tkwiących nade wszystko w narracyjnych fundamentach.

Ostatecznie wyszedł komiks ciekawy artystycznie, jednocześnie jednak ubogi w treści i nieoferujący nic ponad coraz bardziej wymyślną przemoc z okrucieństwem. Właściwie historia polskiej rodziny - powracającej po wojnie do majątku na Kresach - i nękanej przez bolszewików, częściej zawiera elementy egzystencjalnego nihilizmu i groteskę Thomasa Otta, popularyzowanego przez Kulturę Gniewu, aniżeli pulpowość Tarantino nacechowaną czarnym humorem. W „Nie przebaczaj” mamy do czynienia z bolesnym, przepełnionym cierpieniem świadectwem oraz stawianiem pytań, na które nie ma odpowiedzi, a na które odpowiadać nie wolno, ponieważ sprawiać one będą jedynie rozpacz wymieszaną z poczuciem braku sensu w życiu. Brakuje tutaj chwili oddechu dla odbiorcy w postaci chociaż szczątkowej ilości humoru, nadziei, a historia kończy się bez znaczącej puenty, jak gdyby wszystko co najlepsze miałoby się ukazać w kolejnej części (a będą następne). Komiks kończy się bowiem w kulminacyjnym momencie bez wyjaśnienia ani nawet zapowiedzi tego, czego można by spodziewać się dalej. Tym samym czytelnik czuje się trochę jak widz zmuszony do wyjścia z sali kinowej w połowie seansu, gdyż druga połowa opowieści jest w trakcie realizacji. Sytuacji nie poprawia monochromatyczność i nasycenie szarości, pogłębiające klimat beznadziei.

Autorzy starają się podkreślić grubą kreską, iż omawiany komiks nie jest w żaden sposób historyczny, a wszelkie postacie i sytuacje w nim ukazane są fikcyjne i nie mają żadnego przełożenia w przeszłości. Tak jak powiedział Alan Moore w dokumencie „Strumień świadomości Alana Moore’a” – fikcja opierająca się na autentycznych uczuciach i przesłankach zawiera w sobie ziarno prawdy. W „Nie przebaczaj” przenikliwie zobrazowano rozszarpaną przez dzieje polską świadomość i jestestwo, szargane przez rodzime upokarzanie codzienne, brak wrażliwości na innego oraz poczucia wspólnego dobra, o które należałoby dbać. Dodatkowo sprawnie są tutaj zobrazowane relacje polsko-rosyjskie, które mają swoje historyczne, lustrzane odbicie w mordach Polaków w ZSRR czy mordzie Katyńskim.

 

Różnice światopoglądowe i polityczne między narodami nasilały się od czasu wojny polsko-bolszewickiej i nawarstwiają się z powodu ostatnich wydarzeń na arenie międzynarodowej, co z kolei ma swój efekt w podświadomości mniej lub bardziej zorientowanych jednostek. Ma się to poczucie, że takie dramaty i zbrodnie mogły mieć naprawdę miejsce, a brak spokojniejszych momentów w komiksie ma jedynie zasygnalizować duszność całej sytuacji, zmierzającej do katastrofy. Jest w tym zawarta pewna słuszność. Boli jednakże to, że główny łotr opowieści o imieniu Łazarz jest tylko zwyczajnym, komunistycznym bydlakiem bez jakiegokolwiek aspektu, przy którym czytelnik mógłby się chociaż lekko uśmiechnąć – elementu stanowiącego wizytówkę antagonistów Tarantino.

Narracyjnie i wizualnie jest nieco lepiej, ale bez zbytniej błyskotliwości. Cieszy to, że Strychowska ma tak wysublimowany, dopracowany styl i trochę bawi się lokalizacją poszczególnych kadrów. Nie jest to jednak zabawa na całego – w komiksie zbytnio odczuwa się „filmowość”, tak jakby sama publikacja była tylko bardziej dopracowanym storyboardem – materiałem do ukazania producentowi, aby mógł rychło uruchomić machinę realizacji filmu. Zbyt często ma się poczucie, że obcujemy z „nieruchomym” filmem. Mimo to i tak jest o niebo lepiej, gdy przypomnimy sobie przegadane, mierne publikacje historyczne z Zin Zin Press. Widać, że para twórców inspirowała się komiksami Briana Azzarello czy Jasona Aarona, gdzie narracja słowem jest zmniejszona do minimum. Czasami jednak trafią się „kwiatki” w sferze wizualnej w postaci płaskości w tle kadru, braku przestrzenności i zbytniej ogólności w przedstawianiu pokoi stanowiących miejsce akcji. Dodatkowo czasami brakuje płynności w narracji wizualnej, a twórcy korzystają z nieco wyświechtanych rozwiązań graficznych w postaci onomatopei, które coraz rzadziej są używane w komiksie europejskim czy amerykańskim.

Naprawdę chciałbym lubić „Nie przebaczaj”. Twórcy niniejszego albumu mają wszelkie predyspozycje do stworzenia naprawdę interesującego, unikalnego na polskie warunki komiksu, łamiącego schematy i zastane motywy. Niestety, ostentacyjna i agresywna okładka oraz przygnębiający wydźwięk sprawiają, że niniejszy album wprawia czytelnika w samotność i złość, którą trzeba następnie uwolnić. Efekt jest odpychający. Autorzy pozostawiają czytelnika z informacją, że (parafrazując Poirégo) byt ludzki nic nie znaczy, jest przedmiotem do zniszczenia, a przebaczenie samo w sobie nie ma większego znaczenia. Tym samym odcina się nas od myślenia o życiu jako darze, nadziei, powstrzymania od zemsty. To zresztą większy problem w popkulturze generalnie, gdzie mamy do czynienia z jawnymi przykładami banalizacji zła (film „Wolny strzelec” z Jake’em Gyllenhaalem) czy też promowaniem niegodnych zachowań. Co jednak pozostaje z takich tworów poza przekonaniem, że nie warto nic robić i że w proch się obróci prędzej niż później? Miejmy nadzieję, że wraz z sequelem „Nie przebaczaj” dojdzie jakiś ciekawy, niejednoznaczny motyw przewodni, a czytelnik po lekturze nie pomyśli odruchowo o użyciu brzytwy w nienajdogodniejszy sposób…

 

Tytuł: „Nie przebaczaj”

  • Scenariusz: Kuba Ryszkiewicz
  • Rysunki: Marianna Strychowska  
  • Wydawca: Wyd. Niezależne
  • Data premiery: 14 maja 2015 r.
  • Oprawa: miękka 
  • Format: 160 x 230 mm
  • Papier: matowy 
  • Druk: czarno-biały
  • Liczba stron: 80
  • Cena: 28 zł

Dziękujemy Wyd. Niezależne za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus