„Ekspedycja. Bogowie z Kosmosu” - recenzja
Dodane: 22-05-2015 13:29 ()
Ericha von Dänikena można poważać bądź nie. Dość wspomnieć, że przez zawodowych badaczy przeszłości był on częstokroć określany pogardliwym mianem „hotelarza”. Trudno jednak odmówić mu rozmachu w popularyzacji niekiedy aż nazbyt śmiałych tez o domniemanym wpływie istot pozaziemskich na rozwój naszej cywilizacji. Autor „Wspomnień z przyszłości” (debiutanckiej książki rzeczonego) nie był ani pierwszym, ani też ostatnim piewcą paleoastronautyki. Niemniej to właśnie jemu udało się zainteresować podjętą tematyką masowego czytelnika.
Dodajmy, że na tyle skutecznie, iż jego interpretację zamierzchłych dziejów ludzkości podjęła komiksowa branża. Przejawiło się to w realizacji epickiej serii opartej na wątkach obecnych w twórczości nie tylko von Dänikena, ale też innych autorów podejmujących zbliżoną tematykę – m.in. Zecharii Sitchina („Dwunasta Planeta”, „Byli na ziemi olbrzymi”), George’a Sassoona i Rodneya Dale’a („Maszyna do produkcji manny”) oraz Roberta Charroux („Księga zdradzonych tajemnic”, „Dziedzictwo bogów”). W myśl ich teorii w odległej przeszłości przedstawiciele obcych cywilizacji nie tylko wielokrotnie odwiedzali Ziemię, ale też odegrali fundamentalną rolę w zaistnieniu na niej życia rozumnego. O niegdysiejszej aktywności „bogów z Kosmosu” świadczyć mają pozostałości rozległych kompleksów architektonicznych (m.in. Brama Słońca w boliwijskim Tiahuanaco, posągi na Wyspie Wielkanocnej, zatopione ruiny nieopodal Yonaguni), zagadkowe artefakty (modele „szybowców” odnajdywane w egipskich grobowcach, sumeryjskie zapiski zawierające podejrzanie dokładne dane dotyczące Układu Słonecznego) oraz mityczne tradycje traktujące o potężnych, przybyłych z niebios istotach, które swego czasu panowały na Ziemi.
Według m.in. von Dänikena część owych tradycji przeniknąć miała do niektórych ksiąg biblijnych (np. Hioba 41, 7-24, Ezechiela 1, 4-28, Zachariasza 5, 7-8) i apokryficznych (etiopskiej wersji Księgi Henocha 106, 5) oraz eposów powstałych na Subkontynencie Indyjskim – „Ramajany”, „Samarangany Sutradhary” i „Mahabharaty”. Nie da się ukryć, że argumentacja wspomnianego autora częstokroć razi dyletanctwem, a niekiedy wręcz nadinterpretacjami pod z góry założoną tezę. Niemniej niezmiennie od lat pomysły szwajcarskiego popularyzatora paleoastronautyki nie przestają wzbudzać mnóstwa emocji, a liczba egzemplarzy sprzedanych książek jego autorstwa liczona jest w dziesiątkach milionów. Nic zatem dziwnego, że zawarte w nich treści posłużyły za kanwę dla telewizyjnych dokumentów, jak również wzmiankowanej komiksowej serii.
Inicjatywa jej publikacji wyszła od władz zwierzchnich zachodnioniemieckiego wydawnictwa Econ (z siedzibą w Düsseldorfie). To właśnie na zlecenie wspomnianego wydawcy Alfred Górny (na co dzień prominentny przedstawiciel wydawnictwa Sport i Turystyka) zobowiązał się do zorganizowania zespołu twórczego, którego zadanie polegać miało na przygotowaniu komiksu opartego na koncepcjach von Dänikena. Decyzja co do osoby scenarzysty zapadła niemal z marszu, jako że Arnold Mostowicz (bo to właśnie jemu przypadła owa rola) na ówczesnym etapie parał się popularyzacją koncepcji paleoastronautycznych. Przejawiło się to publikacją głośnej wówczas książki jego autorstwa pt. „My z Kosmosu” (1978), w której przybliżał on tezy zachodnich autorów celujących w tej tematyce. Odmiennie rzecz się miała w przypadku rysownika. Pierwotnie planowano bowiem zlecenie wykonania warstwy plastycznej komiksu Grzegorzowi Rosińskiemu. Ten jednak, zaabsorbowany współpracą z belgijskim magazynem „Tintin”, wskazał jako swego zastępcę Bogusława Polcha (ponoć testowano również Jerzego Wróblewskiego). Jak czas pokazał ów wybór okazał się wyjątkowo fortunnym rozwiązaniem, umożliwiając przyszłemu współtwórcy Funky’ego Kovala rozwój zarówno jego talentu jak i precyzyjnego warsztatu. W przeciągu czterech lat (tj. 1978-1982) autorska spółka zrealizowała osiem albumów, które doczekały się przekładu na kilkanaście języków, licznych wznowień oraz błogosławieństwa ze strony samego Ericha von Dänikena. Ta okoliczność nie dziwi, bo Mostowicz umiejętnie uchwycił sedno osobliwej kosmozofii tego autora. Z kolei Polch nadał jej przekonujący blichtr fantastyki naukowej, który jak na owe czasy sprawiał wręcz oszałamiające wrażenie.
Pierwsza odsłona serii („Lądowanie w Andach”) rozpoczyna się w momencie, gdy statek kosmiczny z planety Des zbliża się do Niebieskiej Planety (bo tak przybysze zwykli określać Ziemię). Zasadniczym celem wyprawy jest doprowadzenie do zaistnienia na niej życia rozumnego na drodze odpowiednich modyfikacji genetycznych. Tak się bowiem złożyło, że władający Des Wielki Mózg (hiperumysł wspomagany przez zaawansowane komputery) orzekł, iż cywilizacja tej planety osiągnęła punkt kulminacyjny swego rozwoju i we względnie niedalekiej perspektywie ulegnie degeneracji. Sposobem na ocalenie dziedzictwa istot rozumnych ma być rozprzestrzenienie zasięgu ich występowania i temu celowi służyć ma zarówno wspomniana wyprawa jak i kolejne wysłane z Des w kierunku Ziemi. Dowództwo pierwszej z nich powierzono kobiecie imieniem Ais, absolwentce prestiżowej Akademii Władców. Wśród wspomagających ją doradców znalazł się m.in. błyskotliwy naukowiec imieniem Zan oraz nieobojętny sercu wspomnianej niewiasty Chat. Prędko okazuje się, że olśniewająca urodą Ais zaskakująco sprawnie radzi sobie w skrajnie trudnych sytuacjach i z wyjątkową determinacją realizuje cele powierzonej jej misji. A przyznać trzeba, że piętrzące się przed nią trudności przytłoczyłyby zapewne niejednego twardziela. Zwłaszcza, że na drodze do realizacji poleceń Wielkiego Mózgu stają jej zaciekli adwersarze w osobie Ruba (renegata pierwszej wyprawy), cywilizacja bezwzględnych insektoidów, a nade wszystko Satham, diaboliczny biolog usiłujący uczynić z Niebieskiej Planety laboratorium dla swoich zdeprawowanych eksperymentów.
Fabuła cyklu to jak zapewne łatwo się domyślić kompilacja paleoastronautycznych teorii doprawionych konceptami rodem z klasycznej science fiction. Stąd zapożyczenia z pamiętnego cyklu Isaaca Asimova „Fundacja” (motyw prognozowania kierunków cywilizacyjnego rozwoju) oraz wizji geniokratycznych rządów sprawowanych przez odpowiednio wyselekcjonowanych władców. Nie zabrakło również nawiązań do legend i systemów mitologicznych z różnych stron świata. W opowieść o starożytnych kosmitach wkomponowano zatem wątek Atlantydy, intrygujące petroglify z płaskowyżu Nazca, wzmiankowanych w Księdze Rodzaju Nefilimów (tłumaczonych zwykle jako „Olbrzymów”), zagadkową kryształową czaszkę (której wykonanie jeszcze do niedawna przypisywano Majom z Jukatanu) oraz szereg motywów biblijnych z opisanym w Księdze Ezechiela „rydwanem Jahwe”. Jak już wyżej zasygnalizowano odniesiono się również do tradycji apokryficznej, co przejawiło się w imionach pomagierów Sathama – Azazela i Tamiela – wzmiankowanych w składającej się na etiopską Księgę Henocha tzw. Księgę Czuwających (6, 7; 8, 1). Takich odniesień jest tu zresztą znacznie więcej (Satham jako sumeryjski Oannes/Enki) i dotyczą nie tylko osobowości mitologicznych, ale też postaci uwiecznionych we wczesnych kronikach Egiptu, Mezopotamii (Menes, Sargon z Agade) i oczywiście Biblii (Mojżesz). Całość została dosycona dyskretnym, damsko-męskim napięciem odczuwalnym w relacjach pomiędzy Ais (a w dalszej perspektywie jej „córki” Aistar) i niektórymi uczestnikami wypraw na Niebieską Planetę.
Owa mieszanka, choć nie wolna od fabularnych mielizn, nie zawsze przekonującej motywacji uczestników tej opowieści i naukowych nieścisłości, wciąż jednak sprawia wrażenie względnie spójnej i potencjalnie łatwo przyswajalnej przez czytelników gustujących w paleoastronautyce. Równocześnie warto pamiętać, że Mostowicz był przede wszystkim dziennikarzem przejawiającym zacięcie popularyzatorskie. Jego znajomość zasad komiksowego rzemiosła pozostawiała zatem wiele do życzenia. Wspominał o tym zresztą Bogusław Polch wskazując na brak rozwiniętej wyobraźni plastycznej Mostowicza, którą zmuszony był on niejednokrotnie korygować (o czym więcej w „Kontrakcie rysownika”, wywiadzie przeprowadzonym z wspomnianym ilustratorem przez Kamila Śmiałkowskiego). Z drugiej strony można rzec, że owa okoliczność okazała się swoistym błogosławieństwem, jako że autor „My z Kosmosu” (a także dwutomowego zbioru paleoastronatycznych hipotez pt. „O tych, co z Kosmosu”) nie ingerował w pracę rysownika.
Wartość tego cyklu wynika również z jej starannej warstwy wizualnej, która przez długie lata zachwycała co najmniej jedno pokolenie wielbicieli komiksu. Owszem, część ekwipunku użytkowanego przez przybyszy z Des z dzisiejszej perspektywy sprawiać może wrażenie anachronicznych. Polch potrafił jednak trafnie uchwycić upływ czasu za sprawą innowacji dostrzegalnych w technologii starożytnych astronautów. Można zresztą śmiało rzec, że to właśnie podczas realizacji „Bogów z Kosmosu” „hartował” się talent tego autora osiągając apogeum na kartach drugiej odsłony przygód Funky’ego Kovala („Sam przeciw wszystkim”). Sceny batalistyczne (określenie w żadnym wypadku nie przesadzone!) rozrysowano z taką werwą, że krew buzowała zapewne w niejednym czytelniku (a przynajmniej tak się sprawy miały w znacznie młodszej wersji piszącego te słowa). Polch wyraźnie nie szczędził swych rysowniczych narzędzi. Stąd precyzja w ujmowaniu szczegółów świata przedstawionego i akcesoriach użytkowanych przez kosmitów. Przekonująco prezentują się również potworne hybrydy Sathama oraz mimika i gestykulacja bohaterów tej opowieści. Każdy z nich jest zresztą łatwo rozpoznawalny. Jak na czas powstania serii zastosowano również dynamiczne kadrowanie (np. scena zmagań z latającymi monstrami otwierająca album „Bunt olbrzymów”). To właśnie warstwa plastyczna najpełniej generowała poczucie obcowania z utworem nowoczesnym, przewyższającym pod względem stosowanych środków stylistycznych wszystkie dostępne w ówczesnej Polsce komiksy.
W ostatnich latach „Ekspedycja” (zarówno w dwutomowym wydaniu Muzy, jak i niektóre albumy edycji Krajowej Agencji Wydawniczej) osiągała w obiegu wtórnym zawrotne sumy. Decyzja o jej wznowieniu w jednym monumentalnym tomie była zatem w pełni uzasadniona. Także ze względu na jej znacznie staranniejszą w wymiarze poligraficznym edycję, przejawiającą się szlachetniejszym jakościowo papierem oraz pełniejszym nasyceniem kolorów (zwłaszcza w kontekście spartolonych przez PRL-owską drukarnię „Ludzi i potworów”). Całość uzupełniono o wywiad przeprowadzony z Bogusławem Polchem przez Łukasza Chmielewskiego oraz o szkicowe plansze poszczególnych albumów. Owa pozycja ponoć już okazała się komercyjnym hitem (podobnie zresztą jak zeszłoroczne zbiorcze wydanie „Funky’ego Kovala”). Okaże się też zapewne nie lada gratką dla tej części komiksowej braci, która z sentymentem wspomina dość już odległe lata osiemdziesiąte minionego wieku. Wówczas to ów cykl jawił się niczym produkt z innego, lepszego świata. Ale i współcześnie zachował sporo ze swego dawnego uroku. Cóż tu więcej prawić: po prostu klasyka. Może nie ponadczasowa, ale bez wątpienia długowieczna niczym przybysze z odległej planety Des.
Tytuł: „Ekspedycja. Bogowie z Kosmosu”
- Tytuł oryginału: “Die Götter aus dem All”
- Scenariusz: Arnold Mostowicz
- Rysunki: Bogusław Polch
- Koordynacja projektu: Alfred Górny
- Wydawca wersji oryginalnej: Econ
- Wydawca: Wydawnictwo Komiksowe, Prószyński i S-ka
- Czas publikacji wersji oryginalnej: 1978-1982
- Data premiery wersji polskiej: 4 maja 2015 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 22 x 29,6 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 400
- Cena: 99 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus