Andrew M. Greeley „Biskup i Trzej Królowie” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 22-05-2015 12:43 ()


Księża i zakonnice stanowią dla wielu ludzi prawdziwą tajemnicę. Niektórzy uważają ich nieomal za świętych, inni mieszają ich z błotem przy każdej okazji. Emocje, które budzą, wykorzystuje się chętnie w filmach. Wystarczy wspomnieć musical „Dźwięki muzyki”, komedie „Zakonnica w przebraniu” czy „Hudson Hawk” – czy miałyby sens, gdyby nie występowały tam zakonnice? Czy możemy wyobrazić sobie serię filmów o Don Camillo, gdyby tytułowy bohater był człowiekiem świeckim? Ośmieleni twórcy sięgnęli po więcej. Powstał serial „Detektyw w sutannie” i „Don Mateo”, ze swym polskim odpowiednikiem, „Ojcem Mateuszem”. Ten trend nie mógł też ominąć książek. Najnowszą z nich jest pozycja „Biskup i Trzej Królowie”, wydana przez oficynę PROMIC.

Z katedry w Kolonii znika relikwiarz, zawierający podobno szczątki legendarnych Trzech Króli. Mają one przede wszystkim wartość symboliczną, jednak kradzież budzi wielkie wzburzenie kardynała Seana Cronina. Nakazuje on biskupowi Johnowi Blackwoodowi Ryanowi, znanemu z pasji do rozwiązywania zagadek detektywistycznych, by pojechał na miejsce zdarzenia i ustalił, jakim cudem relikwiarz zniknął z zamkniętej gabloty, nie uruchamiając alarmu. Oczywiście gdyby przy okazji odzyskał to, co skradziono, byłoby to bardzo pożądane. W badaniu sprawy pomaga biskupowi jego siostrzeniec, dr Peter Murphy, a także jego narzeczona, podporucznik Straży Wybrzeża, Cindasue McCloud. Razem dochodzą do zaskakujących wniosków...

Napisana lekkim, dowcipnym stylem opowieść zawiera nie tylko zagadkę kryminalną, również mamy w niej wątek romantyczny i głębszy podtekst. Jest nim ogólne rozważanie tematu relikwii, ich znaczenia dla Kościoła i wiernych i to niezależnie od tego, czym są w istocie. W dzisiejszych, oświeconych czasach rzadko kto wierzy w prawdziwość większości z nich, najmniej zaś ci, którzy ich strzegą. Mimo to ich wartość symboliczna jest tak bardzo ceniona, że są tacy, którzy ważą się na kradzież. I, choć może się to wydawać nieprawdopodobne, zleceniodawcy takich rabusiów płacą ogromne pieniądze za coś, co obiektywnie rzecz biorąc warte jest nic lub bardzo niewiele. Przywiązanie do szczątków, przeważnie nie będących tym, za co się je uważa, stanowi jedną z nierozwiązanych do dziś zagadek ludzkiej natury.

„Biskup i Trzej Królowie” to bardzo sympatyczna książka, choć jednocześnie dość nierówna. Składa się tak jakby z dwóch powieści – kryminału i romansu. Pierwsza opowiadana jest przez biskupa Ryana, druga zaś przez jego siostrzeńca, skądinąd inteligentnego i ciekawego człowieka. Osobiście nie jestem zwolenniczką takiego melanżu, bo jeden wątek utrudnia percepcję drugiego. Interesujące, stymulujące umysł rozważania są mącone przez romantyczne głupstewka, podane w tak ckliwym sosie, że budzą uśmiech politowania. Nie tylko o same opisy chodzi. Cindasue McCloude, „mały, słodki urwis w mundurze Straży Wybrzeża”, to postać wyjątkowo nietrafiona, nieznośnie infantylna i przede wszystkim źle skonstruowana. Nie pasuje nie tylko do zakochanego w niej doktora Murphy’ego, ale w ogóle do nikogo ani do niczego. Jej obecność psuje całą historię, choć pozostałe postaci prezentują się bardzo dobrze. Wydaje mi się jednak, że miłośnicy romansów ocenią jej wątek mniej surowo, podobnie jak w ogóle całą powieść.

 

Tytuł: „Biskup i Trzej Królowie”

  • Autor: Andrew M. Greeley
  • Język oryginału: angielski
  • Przekład: Monika Wolak
  • Okładka: miękka
  • Ilość stron: 384
  • Rok wydania: 2015
  • Wydawnictwo: PROMIC
  • ISBN: 978-83-7502-530-9 
  • Cena: 32,90 zł

comments powered by Disqus