"Battling Boy" – recenzja
Dodane: 20-05-2015 18:49 ()
„Battling boy” to komiks wymykający się prostym kwalifikacjom. Jeżeli poprzestalibyśmy na stwierdzeniu, że opowiada on o przygodach nastoletniego syna bogów oraz córki nieżyjącego superbohatera, którzy walczą z potworami nękającymi wyniszczone miasto, to moglibyśmy stwierdzić, że jest to dość typowa opowieść superbohaterska. Nic bardziej mylnego.
Battling Boy to młody chłopak, który w ramach rytuału inicjacyjnego zostaje wysłany przez rodziców – bogów zamieszkujących Gwiezdne Krainy – na Ziemię, by dowieść swego męstwa. W dniu swoich trzynastych urodzin chłopak musi stawić czoła przygodzie i wyruszyć na niebezpieczną wędrówkę po świecie, który – spośród setek różnych światów – wybrali dla niego rodzice. Wyposażony w torbę podróżną przygotowaną przez Mistrza Dalekich Wypraw, Perithalię, rusza zatem młody bohater ku swemu przeznaczeniu. Na jego ekwipunek składa się szesnaście magicznych przedmiotów: „niewidzialna” karta kredytowa, klucze do ziemskiego lokum, encyklopedia potworności, mapa i dwanaście koszulek z nadrukami różnych zwierząt. Zakładając którąś z nich, chłopak zyskuje moc zwierzęcia, które na niej się znajduje.
Rodzice wybrali dla swojego syna zaskakująco niebezpieczne miejsce na dopełnienie rytuału przejścia. Arcopolis to miasto, które od dawna jest terroryzowane przez różnej maści potwory uprzykrzające życie mieszkańcom. Miasto sprawia wrażenie skrajnie wyniszczonego i zaniedbanego. Nawet pomimo działalności nieustraszonego superbohatera - Haggarda Westa - sytuacja od dawna nie ulega poprawie. Co gorsza, na krótko przed przybyciem Battling Boya do Arcopolis, miejscowy superbohater ginie w walce z Ghoulami – potworami porywającymi pod osłoną nocy dzieci. Czy to przypadek, że Battling Boy pojawia się w mieście po śmierci Westa? Czy ma to być symboliczna zmiana warty? Czy młody chłopak udźwignie ciężar odpowiedzialności?
Battling Boy, jak na trzynastolatka przystało, nie przejawia boskich, czy nawet superbohaterskich skłonności i właściwości. Owszem chciałby walczyć z potworami (który nastolatek by nie chciał), ale jeszcze bardziej chciałby szybko wrócić do wygodnego domu. Od razu po przybyciu rzuca się zatem w wir walki z pierwszym napotkanym potworem, żeby cały ten rytuał inicjacyjny mieć szybko z głowy. Okazuje się jednak, że nie za bardzo potrafi sobie poradzić bez pomocy ojca. Koszulka z tyranozaurem jest fajna i daje wielką moc, ale w walce nie do końca się sprawdza, natomiast na ojca – jak wiadomo – zawsze można liczyć. No prawie zawsze. Zirytowany nieporadnością syna bóg przypominający nieco marvelowskiego Thora, zapowiada, że nie będzie pomagał synowi za każdym razem, gdy ten wpadnie w tarapaty. W końcu rytuał przejścia polegać ma na zdobywaniu samodzielności. Battling Boy, który opuścił dom rodzinny jako dziecko, ma wrócić przecież jako mężczyzna. Nie da się tego osiągnąć, gdy z kłopotów zawsze będzie wyciągał go ojciec.
W komiksie ważną rolę odgrywa też Aurora – córka Haggarda Westa, która pod wieloma względami przypomina Battling Boya. Jak można się spodziewać, córka superbohatera nie może być zwykłą dziewczyną. Ojciec, z którym współpracowała, przygotowywał ją do stopniowego przejęcia w przyszłości roli obrońcy miasta. Po jego niespodziewanej śmierci Aurora zostaje jednak zmuszona do błyskawicznego wejścia w rolę superbohatera. Dla niej również zaczyna się zatem swoisty rytuał przejścia. Dwójkę bohaterów łączy sytuacja w jakiej się znaleźli, ale różni ich jedna podstawowa cecha. Battling Boy ma ojca, który w razie potrzeby przyjdzie mu z pomocą, natomiast Aurora jest zdana wyłącznie na siebie. Sytuując tę dwójkę bohaterów w centrum opowieści Paul Pope stwarza zatem interesującą możliwość rozwoju ich znajomości oraz stopniowego odsłaniania relacji łączącej ich z rodzicami.
Wychodząca poza schematy narracja i bardzo specyficzna, rozbiegana kreska, która najpierw nieco irytuje, a po kilkunastu stronach hipnotyzuje, sprawiają, że „Battling Boy” jest komiksem wyjątkowym. Snując swoją opowieść autor pełnymi garściami czerpie inspiracje ze źródeł mitologicznych i antropologicznych. Sama konstrukcja wyprawy młodego bohatera, który zostaje zmuszony do opuszczenia domu rodzinnego i podjęcia niebezpiecznej misji w odległym i niezwykłym świecie, nieodparcie kojarzy się z monomitem Josepha Campbella, który jak wiadomo został stworzony na podstawie analizy setek mitów i legend wywodzących się z różnych stron świata. W warstwie graficznej natomiast da się zauważyć inspiracje mangowe. Szczególnie wyraźnie widać to w rozciągniętych nieraz na kilkadziesiąt plansz niezwykle dynamicznych scenach walk. Nawet jeżeli Pope wspomina dziś lata pracy dla wydawnictwa Kodansha z mieszanymi uczuciami, to niewątpliwie zebrane tam doświadczenia bardzo wzbogaciły jego warsztat.
Z tych właśnie powodów komiks jest wart uwagi. Nie przez przypadek znalazł się na pierwszym miejscu listy bestsellerów „New York Timesa” i nie przez przypadek zdobył najbardziej prestiżową nagrodę w przemyśle komiksowym. Warto mianowicie odnotować, że w 2014 roku za „Battling Boya” Pope otrzymał czwartą w karierze nagrodę Eisnera. Pierwszą otrzymał w 2006 roku w kategorii najlepsza krótka opowieść za „Teenage Sidekick”. Rok później zdobył dwie kolejne za mini-serię „Batman: Year 100”. Opowieść o nastoletnim bohaterze została natomiast doceniona w kategorii: najlepsza publikacja dla nastolatków. Nie sposób nie zgodzić się z takim werdyktem, komiks niewątpliwie zasługuje na uznanie, ale pojawia się jedna wątpliwość. To zdecydowanie nie jest komiks jedynie dla nastolatków. Owszem ta grupa wiekowa znajdzie tu mądrą i łamiącą stereotypy opowieść z gatunku superbohaterskiego, ale będzie ona równie interesująca dla rodziców nastolatków.
Z punktu widzenia ojca trzynastolatka szczególnie interesujące wydają się mianowicie motywy związane z inicjacyjnymi rytuałami przejścia. W świecie, w którym przyszło nam żyć, od dawna nie ma już takich wyrazistych rytuałów, które praktykowane były w społecznościach tradycyjnych. Dziś niestety kolejne progi „dorosłości” wyznaczają inne symbole. Pierwszy iPhone, pierwszy tablet, pierwszy laptop… to są magiczne przedmioty współczesności, które stają się wyznacznikami wkraczania w bardzo specyficznie rozumianą dorosłość. Trudno zatem się dziwić, że podczas lektury „Battling Boya” człowiek łapie się na tym, że chciałby spakować swojemu synowi dwanaście T-shirtów z superbohaterami, po założeniu których zyskiwałby magiczną moc, i wysłać go do jakiegoś odległego świata opanowanego przez potwory, by tam w walce nabył cechy, które będą mu potrzebne w dorosłym życiu. Jakkolwiek straszna i niebezpieczna byłaby to misja, to i tak, najtrudniejsze będzie czekało po powrocie, kiedy przyjdzie mu radzić sobie z problemami dnia codziennego.
Na koniec odnotujmy jeszcze fakt, że uniwersum, w którym osadzone są przygody Battling Boya nieustannie się rozrasta. Pope pracuje nad drugim tomem komiksu, a w USA już ukazał się prequel zatytułowany „The Rise of Aurora West”. Na październik zapowiedziana jest jego kontynuacja „The Fall of the House of West”, a później spodziewany jest drugi tom regularnej serii „Battling Boy”. Miejmy nadzieję, że dalsze losy nastoletniego herosa oraz historia Aurory również będą dostępne na polskim rynku. Pierwszy tom bowiem, który kończy się dramatycznym cliffhangerem, jedynie narobił apetytu na dalsze opowieści z tego uniwersum.
Tytuł: „Battling Boy”
- Scenariusz: Paul Pope
- Rysunki: Paul Pope
- Kolory: Hilary Sycamore
- Tłumaczenie: Marceli Szpak
- Wydawca: Kultura Gniewu
- Data polskiego wydania: 2015
- Wydawca oryginału: Macmillan Books
- Data wydania oryginału: 2013
- Objętość: 208 stron
- Format: 165x230 mm
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Papier: kredowy
- Druk: kolorowy
- Cena: 59,90 zł
Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus