„Za żelazną kurtyną” - recenzja

Autor: Paweł Parwolski Redaktor: Motyl

Dodane: 23-04-2015 16:09 ()


Najnowszy komiks duetu Klimowski/Schejbal to wizualny strumień świadomości przepełniony szarzyznami, zarówno życiowymi jak i kolorystycznymi. Za sprawą autobiograficznych wspomnień pary londyńczyków możemy spojrzeć na PRL okiem kosmopolity polskiego pochodzenia. Jest to słodko-gorzki obraz dawnego ustroju, uczciwie ukazujący absurdy tamtego czasu oraz rodzime przywary, dające o sobie znać nawet dzisiaj.

Polska ludowa po dwudziestu pięciu latach wolności zaczyna obrastać nie tyle mchem (jeśliby spojrzeć na opuszczone PGR-y), co atmosferą legendy. Dla jednych była państwem totalitarnym, dla drugich krainą cudów pełną bareizmów. Są nadal tacy, co marzą by wróciły dawne lata „komuny”, z przyznawaniem mieszkań i pracą od ręki. W związku z tym wypadałoby przypominać o tym, jak wtedy było. Zwłaszcza, że na lekcjach historii – umyślnie albo nie – ostatnie siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat brane jest pod wielki nawias i uczeń liceum nie dowie się niczego konstruktywnego na temat niedawnych wydarzeń. A co by nie było, są to sytuacje mające kluczowy wpływ na jego obecne życie.

„Za żelazną kurtyną” młody czytelnik powinien czytać w ramach odtrutki na komediowe bajeczki Barei, zbyt często uznawane za doskonałe odzwierciedlenie naszej polskiej bylejakości i klasycznego „co będzie to będzie”. Śmiem nawet nazwać historię Klimowskiego i Schejbal polskim odpowiednikiem „Persepolis” Marjane Satrapi, jakkolwiek jest to dzieło trochę uboższe artystycznie od wspomnianego kanonu komiksu. Zadziwiające, że tak celne, konsekwentne i uczciwe opisanie polskiego homosovieticusa musiało zostać dostarczone dopiero przez rodaka niebędącego bezpośrednio spadkobiercą powojennego habitusu. Niby naszej krwi, a mimo to z innego świata, kompletnie odmiennych norm kulturowych i stylu życia. Człowieka stojącego niby trochę z boku, a jednocześnie pragnącego zmierzyć się z krainą przodków, przyciągającej do siebie niepojętym zew.

Autorzy tego komiksu to ludzie wysokiego kalibru, wręcz wyjątkowi i odważni w swojej postawie. Gdy ludzie chcieli uciekać z rosyjskiego kondominium, oni poszukiwali w PRL-u innych, lepszych uniesień artystycznych. Chcieli się sprawdzić w naturalnym środowisku, pomimo różnic cywilizacyjnych. Widząc socjalistyczną Polskę ich oczami przekonujemy się, że od powszechnego marazmu i poczucia „wyalienowania przez Niemców” ratowała sztuka. To chęć tworzenia była wentylem bezpieczeństwa dla narodu należącego do tych, które przegrały w trakcie II wojny światowej. Dzięki niej wychodziły na wierzch kompleksy, pamięć, świadomość duchowa, którą następnie można było przepracowywać. Twórczości Sergiusza Grotowskiego w tym albumie co prawda nie uświadczymy. Niemniej mamy niebywałą okazję poznać kulisy pracy polskiego teatru w PRL-u, tamtejsze tuzy z dziedziny plakatu grafiki i rzeźby oraz ich napięte relacje z władzą komunistyczną.

W komiksie jest moment, kiedy Klimowski spogląda w obraz Lenina zawieszony w jednym z urzędów. W jego wyobraźni wizerunek czołowego komunisty przemienia się nagle w twarz Franza Kafki. Przyznanie, że Polska Ludowa była państwem wyjętym wprost z „Procesu” to nie powiedzieć nic. Błędne koło pomyłek było w tym przypadku kwadratowe. Co miało działać zazwyczaj nie funkcjonowało. Żeby zostać członkiem związku trzeba było pracować zawodowo, ale żeby zdobyć zawód to trzeba było wpierw… być w związku. Nie dość, że było byle jak, a surrealizm doświadczany był niemal na każdym kroku, to ludzie uwielbiali być wobec siebie nieuprzejmi, często lubując się w upokarzaniu. Na ile był to wynik kompleksów i braku szacunku do samych siebie, a na ile faktu, że w trakcie wojny straciliśmy niemalże całą elitę, którą nadrabiać musiała potem ludność wiejska? Na te pytania komiks nie odpowiada. Klimowskiego oraz Schejbal nie interesuje „dlaczego” tak jest, ale jak było i jak udało im się przetrwać te dziesięć lat. Mamy do czynienia ze świadectwem wspomnienia, próbą ułożenia go dla potomnych bez specjalnej troski o płynność narracyjną ani korzystania z bardziej wysublimowanych narzędzi komiksu jako medium.

„Za żelazną kurtyną” utwierdza w przekonaniu, jak istotna w komunistycznej ojczyźnie była przemoc symboliczna. Poznajemy za pomocą tego komiksu sposób działania bezpieki wobec artystów, dreszczowy klimat stanu wojennego. I choć komiks wydaje się być utrzymany w prostej konwencji, a w palecie kolorów dominują depresyjne szarości, to znalazło się tam miejsce na bardziej pozytywne akcenty. Jakkolwiekby nie krytykować naszego narodu, to trzeba przyznać, że potrafi być zaradny, sprytny i przedsiębiorczy, co wielokrotnie uświadczymy w mniej lub bardziej komediowych scenach z życia codziennego.

Warto zmierzyć się z tym aktem pamięci, zważywszy na to, jak trudno jest nam przyznać skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy. A mówimy w tym wypadku o niebywale istotnej pozycji za granicą. Andrzej Klimowski to w końcu światowej sławy plakacista i wykładowca Royal College of Art, zaś Danuta Schejbal to renomowana persona w sferze teatru. Ich komiksy są wyczekiwane w Wielkiej Brytanii, czego dowodem są wpisy na bloku światowej sławy krytyka Paula Gravetta, wyczekującego z niezmiernym entuzjazmem na premierę albumu. W Anglii i na Zachodzie ludowy okres Europy centralnej i wschodniej nadal jest uznawany za sprawę egzotyczną i takie właśnie pozycje wystawiają obraz prawdy o przeszłości. Z tego też powodu koniecznie zachęcam do zmierzenia się z tym dziedzictwem, tak bliskim dla nas Polaków.

 

Tytuł: "Za żelazną kurtyną"

  • Autorzy: Danusia Schejbal, Andrzej Klimowski
  • Wydawnictwo: Timof i cisi wspólnicy
  • Data wydania: 03.2015 r.
  • Liczba stron: 256
  • Format: 165X240 mm
  • Oprawa: miękka
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 79 zł

Dziękujemy wydawnictwu Timof i cisi wspólnicy za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus