Andriej Lewicki „Łowca z Lasu” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 09-04-2015 13:30 ()


Kiedy raz wejdzie się do Zony, trudno ją na dobre opuścić. Potwierdzi to każdy stalker, ale dotyczy to również czytelników. Bezsprzecznie najlepszym „piewcą Zony” jest w naszym kraju Michał Gołkowski, ale to nie znaczy, że jedynym. Jeśli jest z tym jakiś problem to taki, że ustawił on poprzeczkę bardzo wysoko i innym autorom trudno będzie mu dorównać. Chętnie przekonałabym się, jak wygląda taka rywalizacja, ale na razie dostałam książkę autora rosyjskiego – Andrieja Lewickiego. Pewnym smaczkiem jest to, że przełożył ją na polski właśnie Gołkowski, podobnie jak „Wektor zagrożenia” Noczkina.

Stas i Michaił są partnerami. Razem polują w Lesie na zmutowane zwierzęta, będącą zagrożeniem dla nielicznych ludzi ocalałych z Pandemii. Las sam w sobie jest jakby jednym wielkim mutantem, pożerającym kolejne tereny wokół nielicznych osad. Jedna z nich właśnie wynajęła Stasa i Michaiła, żeby za odpowiednią zapłatą pozbyli się nękającego ludzi ogromnego dzika. Robota wydaje się względnie łatwa, mimo to Stas zostaje ranny, a Michaił znika. Stas podejrzewa, że jego partner został uprowadzony przez koczowników, kontrolujących miejscowy czarny rynek, choć nie rozumie, komu mógł on być potrzebny i po co. Poszukując go trafia do tymczasowego obozu motocyklistów, gdzie dzięki Ksańce, miejscowej barmance, znajduje człowieka odpowiedzialnego za porwanie. Zagadki jednak wciąż się mnożą....

Nie twierdzę, że mam coś przeciwko rosyjskim pisarzom fantastyki, przeciwnie, uważam ich za mistrzów w swoim fachu. Książka Lewickiego jest bardzo dobra – ciekawa, gładko napisana, ale uważam, że tak jak powieść Noczkina gorsza niż własne książki Michała Gołkowskiego. Być może to wrażenie dyktuje mi osobisty sentyment do naszego rodzimego wieszcza z uniwersum STALKERa, wydaje mi się jednak, że jego książki mają w sobie dużo większy ładunek mroku i dynamizmu. Zona jest też bliższa memu sercu niż Las, zbyt odległy w czasie, by postrzegać go jako coś z grubsza realnego. Tymczasem Zonę mamy nieomal za progiem, tu i teraz, otacza sarkofag czarnobylskiej elektrowni. Bez trudu możemy wyobrazić sobie, że wystarczyłoby nam skompletować ekwipunek, wsiąść w samolot, a potem to „na los szczęścia, Baltazarze”. Aby tylko przedostać się przez zasieki, i już. Z Lasem nie ma tak dobrze – jest tworem pokrewnym co prawda Zonie, ale nie tak bliskim. Jest jeszcze jedna sprawa. Nasz czołowy piewca Zony potrafi tworzyć postacie tak silne, że bohaterowie innych pisarzy mogą się przy nich wydać... odrobinę żałośni.

Nie to, żeby Noczkin czy Lewicki podsuwali czytelnikom postacie kiepskie lub niedopracowane psychologiczne. W żadnym wypadku. Jednak w porównaniu ze stalkerami tworzonymi przez Gołkowskiego pozostali wypadają dość blado. Stas dla przykładu to twardy facet, umie i pić, i bić się, a mimo to nie robi takiego wrażenia jak Miś i jego koledzy.  Owszem, książkę czyta się bardzo dobrze, czegoś w niej jednak brakuje i czuć to wyraźnie. A może tylko fan Gołkowskiego to czuje?  Nie wiem, musiałabym skonfrontować swoją opinię z kimś, kto tym fanem nie jest.

 

Tytuł: „Łowca z Lasu”

  • Autor: Andriej Lewicki
  • Seria: Survarium
  • Język oryginału: rosyjski
  • Przekład: Michał Gołkowski
  • Okładka: miękka
  • Ilość stron: 480
  • Rok wydania: 12.2014 r.
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Cena: 39,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus