Dmitry Glukhovsky "FUTU.RE" - recenzja

Autor: Mariusz „Orzeł” Wojteczek Redaktor: Motyl

Dodane: 04-04-2015 12:06 ()


Dmitry Glukhovsky długo kazał czekać na swoją nową powieść. Po sławetnych  - i żyjących już niewątpliwie własnym życiem  - Metrze 2033 i 2034 oraz średnim Czasie zmierzchu zaserwował czytelnikom tylko zbiór opowiadań Witajcie w Rosji. Aż przyszedł czas na FUTU.RE – olśniewającą rozmachem wizję świata przyszłości. I – mówiąc krótko – zaparło mi dech w piersi i wyrwało z butów.

FUTU.RE to świat, gdzie ludzie osiągnęli nieśmiertelność. Wyeliminowali – dzięki nowatorskiej medycynie – proces starzenia i żyją wiecznie, zawsze piękni i młodzi.

Jednak jeśli myślicie, że wieczność to błogosławieństwo – grubo się mylicie. Brak śmierci to coraz mniej miejsca dla kolejnych pokoleń, to tragiczne gnieżdżenie się w coraz wyższych wieżowcach – miastach. To coraz mniej wolnej przestrzeni, wszechobecny kompozyt imitujący drewno, beton, stal. To coraz mniej pożywienia dla wiecznie konsumującej masy ludzkiej. I – przede wszystkim – to świat, gdzie pragnąc mieć dziecko, musisz samemu zgodzić się umrzeć. Aby zrobić miejsce. Chcielibyście żyć w takim świecie?

Wizja Glukhovskiego zachwyca swym rozmachem, choć przyznam, że z początku powieść mnie nie urzekła. Mimo, iż lubię momentami poetycki styl Rosjanina, nie do końca byłem przekonany, czego się spodziewać. Oczekiwałem prozy w stylu Metra – widowiskowej, nakreślonej z plastycznym rozmachem, choć niekoniecznie posiadającej głębię.

I FUTU.RE mocno mnie zaskoczyło, bowiem autor odmalował w swej powieści antyutopię, jakiej nie powstydziłby się Huxley, a wizja quasi – postapokaliptycznego miasta (gdzie przyczyną swoistej apokalipsy jest brak śmierci oraz procesu starzenia się) mocno kojarzy mi się z dusznymi, odpychającymi sceneriami z filmowego Blade Runnera.

Glukhowsky zadaje ważkie pytania na temat sensu istnienia. Zestawia typowy ludzki lęk przed śmiercią z motywacją do działania oraz chęcią, by pozostawić po sobie jakiś ślad. Brak procesu starzenia oraz końcowego efektu śmierci to brak motoru, napędzającego naszą kreatywność. Po co mamy coś tworzyć, działać, starać się, skoro mamy czas? Jego nieograniczoną ilość? Jeśli nie ma śmierci, religia też traci na znaczeniu. Przeceniła się, wyprzedała, straciła na wartości. Jeśli ktoś bał się potępienia – już nie musi się obawiać. Także nagroda w postaci raju nie ma sensu, skoro nigdy nie umrzemy. Lecz czy uczyniło to świat lepszym?

Glukhovsky serwuje nam gorzki obraz Europy, gdzie główny bohater jest doskonale wytresowanym, wyhodowanym w ściśle określonych, laboratoryjnych warunkach żołnierzem Falangi – oddziału mającego wyłapywać i eliminować problem nielegalnego rodzicielstwa. Dzieci trafiają do specjalnych sierocińców (gdzie są kształtowane na kolejnych, bezwolnych, ślepo posłusznych żołnierzy), a jedno z rodziców musi przyjąć lek – substancję przyspieszającą proces starzenia i śmierć. W świecie nieśmiertelnych to forma zabójstwa, brutalnego wyroku, od którego nie ma odwrotu.

Jednak, czy starannie kształtowana psychika posłusznego obywatela potrafi oprzeć się uczuciu? W świecie, gdzie miłość, partnerstwo, rodzicielstwo nie ma już swojego znaczenia społecznego, czy prawdziwe uczucie, relacja między dwojgiem ludzi, ma jeszcze jakikolwiek sens?

Przypadkowo spotkana dziewczyna – niedoszła ofiara walki z tak zwanym terroryzmem stawia głównego bohatera przed osobistymi dylematami. Kim tak naprawdę jest? Kim chce być? Czy misja jest nad wszystko, czy może jednak ludzkie instynkty są cenne na tyle, że warto im zaufać? Dać się przebić przez twardą skorupę, kryjącą się na co dzień pod marmurową, chłodną maską Apollina – za którą w akcji kryją twarz żołnierze Falangi?

Jedno darowane życie. Jeden niewykonany rozkaz, który powoduje lawinę niespodziewanych zdarzeń, wywracając świat do góry nogami, a bohaterowie wpadają w wir, którego już nie da się zatrzymać, odwrócić jego biegu.

Glukhovsky momentami wędruje tendencyjnymi ścieżkami, jednak robi to niejako świadomie, samemu z nich żartując i zostawiając aż nadto wyraźne tropy i odniesienia do popkultury. A jest ich tu mnóstwo, co tylko podnosi wartość tej niewątpliwie świetnej powieści.

Equilibrium Wimmera (zakon quasi mnichów, egzekwujących rządowe prawo oraz czerpiący z ich działań rządzący), V jak Vendetta Alana Moore'a (świat pozornie szczęśliwy, doskonale ułożony, zadowolony sam z siebie – dzięki odpowiedniej propagandzie, a w rzeczywistości rozłażący się w szwach ) i Gwiezdne Wojny Lucasa (z nich żartuje sam autor, więc kontekstu nie zdradzę, znajdziecie sami) – to tylko niektóre przykłady. Glukhovsky zaczerpnął ze wspomnianych dzieł bardzo wiele, jednak nadał całości swój, indywidualny rys i zaserwował nam mieszankę futurystycznej wizji, quasi – postapokalipsy oraz romansu spod znaku Rubio Warthona.

Jest to z pewnością najlepsza powieść Glukhovskiego. Mimo że nie dorasta przebojowością do Metra 2033, to jednak wg mnie doskonała antyutopijna wizja powieściowa z wyśmienitym zakończeniem.

Polecam, bo warto!

 

Tytuł: FUTU.RE

  • Autor: Dmitry Glukhovsky
  • Wydawnictwo: Insignis
  • Okładka: miękka
  • ISBN: 978-83-63944-48-3
  • Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
  • Ilustrator: Siergiej Kricki
  • Liczba stron: 640
  • Format: 140x210 mm
  • Oprawa: miękka
  • Data wydania: marzec 2015
  • Cena: 39,99 zł

Zapraszamy również do udziału w konkursie w którym możecie wygrać egzemplarz książki Futu.re.

Dziękujemy wydawnictwu Insignis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 


comments powered by Disqus