Pittacus Lore „Dziedzictwa planety Lorien” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 25-03-2015 21:32 ()


Od pewnego czasu utrwalił się pewien zwyczaj – gdy na nasze ekrany trafia film określany jako hit, wydawcy starają się zaoferować czytelnikom jego książkową wersję. Nie zawsze tak jest, ale dość często. Czasami otrzymany „produkt” jest dużo ciekawszy niż jego kinowa wersja, a na pewno może przekazać więcej szczegółów niż film. Jeśli pisarz zajmujący się fabularyzacją kinowego obrazu jest dobrym fachowcem, to nawet trudno, żeby było inaczej. Słowo pisane pozwala rozwinąć wątki poboczne i dodać do akcji zapis przemyśleń i uczuć bohaterów. Najlepiej jednak wychodzi, gdy książka jest podstawą filmu, a nie odwrotnie. Dobrze to widać w cyklu książkowym, na którego podstawie powstał film „Jestem Numerem Cztery”.

Daniel Jones to pozornie zwykły nastolatek z Florydy. W rzeczywistości jest Gardem, czyli przedstawicielem jednej ze skonfliktowanych ras planety Lorien. Ta druga rasa to Mogadorczycy, bezwzględni zabójcy, ścigający swe ofiary aż po samą granicę galaktyki. Chłopiec prawie nie pamięta o tym, że nie urodził się na Ziemi, wie jednak o grożącym mu niebezpieczeństwie. Henri, jego opiekun, dba o to by nie zapominał o ostrożności, a zwłaszcza by nikomu nie zwierzał się ze swych niezwykłych umiejętności. Pewnego dnia na nodze Daniela ukazuje się bolesna blizna, niczym po oparzeniu. Wkrótce dołączają do niej dwie następne. Chłopak i jego opiekun wiedzą, co to znaczy: troje uciekinierów z Loriena już nie żyje, zostało sześcioro. Następnym celem będzie on. Znów trzeba zmienić tożsamość i miejsce zamieszkania. Tym razem chłopiec przybiera imię John Smith i pod nim zaczyna nowe życie. Wkrótce jednak, po dramatycznych wydarzeniach, musi znowu uciekać i tym razem ścigają go nie tylko Mogadorczycy. Jest zdecydowany odszukać pozostałych. Towarzyszy mu koleżanka z nowej szkoły, Sara...

Marina dobrze wie, jaka jest stawka. Ma świadomość, że zostało ich niewielu i że są jedyna nadzieją Lorien. Właśnie poznała ziemskie imię jednego z ocalałych – John Smith. Jak ma go odnaleźć pośród tysięcy Johnów Smithów? Jej opiekunka nie chce pomóc. W przeciwieństwie do Henriego nie zadbała nawet o wyszkolenie swej podopiecznej. Mimo to dziewczyna w chwili próby wie, jak ma walczyć. Niespodziewane wsparcie otrzymuje od rówieśniczek Elli i Veronici, rodaczek z Lorienu. Teraz muszą odnaleźć chłopców i nie dać się schwytać, co wydaje się prawie niemożliwe. Mimo swych niezwykłych, paranormalnych mocy zdają się być na straconej pozycji. A Mogadorczycy są coraz bliżej wypełnienia swego zadania: unicestwienia ściganej grupy. Dziedzictwo Lorienu ma należeć tylko do nich, a i wobec Ziemi mają własne, przerażające plany....

Pięć książek opisuje dzieje sześciorga spośród dziewięciorga młodych ludzi, ocalałych z rzezi na planecie Lorien. Jest to grupa nastoletnich Supermanów – w ogóle cała powieść mocno trąci komiksami Stana Lee. Operuje też modnym wzorcem „nastoletniej nadzwyczajności”, tak jak wiele książek przed nią. „Meteoryt”, „Monument 14”, „Więzień celi 25”, „Blackout”... lista jest długa. Tyle że tym razem nie mamy do czynienia z Ziemianami, którzy uzyskali wielkie moce pod wpływem czynników zewnętrznych, a z kosmitami, dla których jest to stan przyrodzony. Nie są mutantami, tylko zwykłymi przedstawicielami swojej rasy, ukrywającymi się w ludzkim społeczeństwie. Pomysł ciekawy, choć wykonanie trochę zbyt sztampowe jak na mój gust. Ostatecznie jednak nie jest to seria adresowana do mnie, a założyłabym się o ostatniego centa, że polska młodzież ją pokocha. Została doskonale napisana pod względem literackim. Fabuła jest oczywiście przewidywalna, ale postacie zróżnicowane charakterologicznie i ciekawe. Akcja toczy się wartko, bez niepotrzebnych przestojów. Pod wieloma względami to wymarzona książka dla młodzieży obojga płci. Mówi nie tylko o walce i pokazywaniu nadprzyrodzonych sztuczek, ale też o miłości, lojalności i odpowiedzialności za swoje czyny. O tym, jak liczą się w życiu mają uczucia i uczciwość wobec innych. A to przecież wartości ponadczasowe.

Autorzy pięcioksięgu kryją się pod pseudonimem Pittacus Lore. Jest to jednocześnie nazwisko szefa Starszyzny Lorienu – ot, taki chwyt literacki. Pięć książek, pięć podobnych graficznie okładek w odmiennych, pastelowych kolorach. Zostały ładnie wydane, choć mnie osobiście razi niejednolity krój czcionki druku. Ma on służyć podkreśleniu znaczenia poszczególnych części książki, sprawia jednak wrażenie chaosu, niestaranności. To jednak nie jest aż tak ważną wadą. Całość sprawia dobre wrażenie i na pewno stanie się hitem wydawniczym.

 

 

 

„Dziedzictwa planety Lorien”
  • Ilość tomów: 5
  • Autor: Pittacus Lore
  • Język oryginału: angielski
  • Przekład: Urszula Szczepkowska, Michał Juszkiewicz
  • Gatunek: fantasy
  • Okładka: miękka
  • Rok wydania polskiego: 2014
  • Wydawnictwo: BURDA

Dziękujemy Wydawnictwu Burda za udostępnienie egzemplarzy do recenzji.


comments powered by Disqus