"Pingwiny z Madagaskaru" - recenzja
Dodane: 30-01-2015 22:57 ()
Jednym z jaśniejszych punktów światowej eskapady paczki przyjaciół z zoo w Central Parku były epizody z udziałem czwórki nad wyraz rozgarniętych pingwinów. Grupa nielotów-komandosów zyskała jeszcze większą popularność stając się bohaterami chętnie oglądanej kreskówki stacji Nickelodeon. Czy zatem solowe przygody niskich wzrostem, ale wielkich sercem bohaterów udało się przekuć w kinowy hit? Moim zdaniem nie.
„Pingwiny z Madagaskaru” ze swoimi walorami, złotymi myślami szefa, niezwykle bombowymi wynalazkami Kowalskiego, nieprzewidywalnością Rico oraz toną słodyczy Szeregowego powinny stać się murowanym hitem każdego box office’u. Jednak na przykładzie pełnometrażowej animacji widać, że reguły, które sprawdzają się w krótkich nowelkach, tudzież jako drugi plan w „Madagaskarze”, nie muszą poprawnie funkcjonować w oddzielnym obrazie. Na taki stan rzeczy miało wpływ kilka czynników.
Fabuła animacji oscyluje wokół zagrożenia, jakie niesie ze sobą działalność Dave’a – przebiegłego profesora-ośmiornicy. Zazdrość i chęć zemsty na milusińskich nielotach sprawiły, że pragnie on zmienić wszystkie urocze pingwiny, będące zachwycającymi atrakcjami ogrodów zoologicznych, w potwory. Wdrożeniu tego szalonego planu może przeszkodzić jedynie czwórka tytułowych bohaterów. Pechowo w paradę wchodzi im zorganizowana grupa do walki z przestępczą ośmiornicą, a dokładnie międzynarodowa jednostka Północny Wiatr. Świetnie wyszkoleni, uzbrojeni po zęby i przygotowani na każdą ewentualność agenci pragną odsunąć pingwiny na boczny tor i samemu załatwić bezwzględnego zakapiora.
Jak nie trudno się domyślić, pojawienie się konkurencyjnej ekipy zwalczającej przestępczą działalność miało w zamiarze doprowadzić do humorystycznych relacji między dwoma obozami bohaterów. Prawdopodobnie opartych na wspólnej rywalizacji, która nie wypaliła. Bo profesjonalni agenci nie wzbudzają na tyle sympatii, aby w pełni wkraść się w łaski widza, a z kolei ich pojawienie się zabiera sporo czasu antenowego pingwinom. Najbardziej niezrozumiałe jest całkowite odarcie drużyny Skippera z ich sztandarowych atutów. Nie usłyszymy w obrazie kultowych cytatów pokroju „Kowalski, opcje!”, nie zobaczymy śmiercionośnego arsenału skrytego głęboko w trzewiach Rico, w końcu nie zobaczymy ani jednego niepoprawnie funkcjonującego wynalazku Kowalskiego. Co dostajemy w zamian? Wachlarz możliwości scenarzystów jest wyjątkowo ubogi i sprowadza się do demonstracji ich nieporadności. Rozciągnięcie bowiem prostej fabuły do półtoragodzinnego seansu nie mogło zakończyć się powodzeniem. To są znane nam Pingwiny z Madagaskaru? Zdecydowanie nie, nawet matka Skippera – chodzące wcielenie zła – zaprezentowałaby się o klasę lepiej.
Bezbarwność agentów Północnego Wiatru nie została zbalansowana ciekawą i bezwzględną postacią złoczyńcy. Dave wypada raczej przeciętnie, będąc słabą imitacją doktora Bulgota. Kilka niezłych gagów to stanowczo za mało, aby mówić o udanej produkcji. Gwoździem do trumny jest polska wersja dialogowa, mdła, mało śmieszna, odwołująca się nie wiadomo czemu do rodzimej sceny politycznej. Kompromitujący się raz za razem przedstawiciele naszej wolnej władzy nie pasują do komediowej animacji zza oceanu, ale najwyraźniej osoba odpowiedzialna za dubbing nie była tego w pełni świadoma, obierając najprostszą z możliwych dróg. Jałowe pomysły i mało śmieszne dowcipy (możliwe, że wynikające ze słabej znajomości serialu oraz języka angielskiego) scenarzysty sprawiły, że obraz ogląda się bez większej przyjemności, a dla najmłodszych widzów połowa żartów będzie z oczywistych względów niezrozumiała.
Chyba największym mankamentem „Pingwinów z Madagaskaru” jest brak etatowego szkodnika sympatycznych nielotów, jego eminencji, najjaśniej nam panującego króla Juliana. Nawet krótki, porywający epizod lemura rozjaśniłby przygody Skippera i spółki. Należy mieć nadzieję, że w przypadku kontynuacji, co na chwilę obecną nie jest oczywiste, Julian będzie stanowił integralną część pingwiniej przygody. Miłośnikom serialu pozostaje przypomnieć sobie najlepsze odcinki cyklu, bowiem kinowy pozostawia spory niedosyt.
5/10
Tytuł: "Pingwiny z Madagaskaru"
Reżyseria: Simon J. Smith, Eric Darnell
Scenariusz: John Aboud, Michael Colton, Brandon Sawyer
Reżyser polskiego dubbingu: Jarosław Boberek
Dialogi w polskim dubbingu: Michał Wojnarowski
Obsada/głosy:
- Tom McGrath
- Chris Miller
- Christopher Knights
- Conrad Vernon
- John Malkovich
- Benedict Cumberbatch
- Ken Jeong
- Annet Mahendru
- Peter Stormare
Muzyka: Lorne Balfe
Montaż: Nick Kenway
Czas trwania: 92 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus