Antologia "Małe problemy wielkich bohaterów" - fragment
Dodane: 29-12-2014 13:41 ()
Florian ciął zamaszyście, trysnęła krew.
– Miska, szybko! – ponaglił obozowych ciurów. Po chwili jucha zarżniętej świni dostojnie spływała do naczynia.
– I po co te wygłupy? – spytał Arnulf bez entuzjazmu. – Mówiłem, na rożen z tą zdobyczną trzodą, a wy mi tu odstawiacie w warunkach polowych regularne świniobicie. Nawet nie mamy kaszy…
– W Nadzieży mają taki zwyczaj, że zamiast kaszy mieszają z krwią kawałki pieczywa, my też tak zrobimy.
Arnulf westchnął.
– Bezbożne księstwo. Zaczynam rozumieć, dlaczego z nimi wojujemy. Trzeba tam zaprowadzić ład i porządek, wykorzenić durne przyzwyczajenia kulinarne. Kaszanka bez kaszy, co za bezsens…
***
Arnulfowi tylko się wydawało, że rozumie wojnę z Księstwem Nadzieskim. W różnych konfliktach brał już udział. Zawsze chodziło o grabież, choć Florian – tłumaczący Arnulfowi zawiłości polityki zagranicznej – lubował się w słówku „ekonomia”, za którym Arnulf nie przepadał. Przykro mu się kojarzyło z Uniwersytetem Vityńskim, na którym prawie pięć lat temu dowodził pacyfikowaniem buntu studentów, gdy likwidowano ten kretyński kierunek. Płazowanie tępych żaków miało w sobie coś mało honorowego, ale książę Holger płacił dobrze.
– Bo jaśnie pan Arnulf za bardzo wybrzydza – tłumaczył Florian. – Uczenie mówiąc, za dużo miewa skrupułów. Gdybym ja miał taką rękę, to wybierałbym pracodawców najlepszych, kursował po świecie, byle gównem się nie zajmował i nie stylizował się na lojalnego poddanego wielmożnego księcia Holgera.
– A kto ja jestem? – uniósł się Arnulf. – Jakiś pieprzony najemnik, który nie patrzy komu służy?
– Dobrze już, dobrze – Florian popił piwem swoje masarskie dzieło. – Mówiłem wam, że to będzie bardzo dobre?
Rzeczywiście, wyrób kaszankopodobny był przepyszny. Arnulf nie po raz pierwszy skonstatował, że Florian przeważnie ma rację. Młodzian przyczepił się do Arnulfa po niesławnych harcach na uniwersytecie – gdzie i tak groziła mu relegacja – i czwarty z hakiem rok dzielnie wspierał zabijakę, głównie myślą i mową, a nierzadko i uczynkiem.
Cztery setki obozujących zapadało w poobiedni błogostan. Dowodzący oddziałem kapitan Thietmar zezwolił nawet na drzemkę, aby jak najlepiej ułożyło się żołdactwu w bebechach mięsiwo z zagrabionej zaraz po przekroczeniu granicy nierogacizny. Tylko straże pilnowały opadających powiek, bo Thietmar w gniewie karał surowo.
Arnulf, cieszący się w rozleniwionej obecnie zgrai pozycją samodzielnego rycerza – choć kuszono go etatem pięćdziesiątnika – wykorzystywał bezczynność na pogłębianie swej wiedzy, czyli indagowanie Floriana o to i owo.
– Teraz też chodzi o ekonomię, przykładem chociażby ta wieprzowina – wykładał cierpliwie Florian. – Ale książę Holger nie byłby sobą, gdyby ze swoimi doradcami nie zaczął, jak mówi poeta, „srać różami”, i nie wydumał, że teraz idzie o zaprowadzenie wśród nadzieskiej swołoczy cywilizowanego prawodawstwa, że niby tkwią ze dwa szczeble niżej na drabinie stanowienia prawa. A jak jeszcze arcykapłan Franz na kazaniu wyjechał, że nie jest przekonany, czy Nadzieżanie aby na pewno mają duszę, to wyszło, iż my bez mała kaganek oświaty tam poniesiemy i pościągamy z drzew zapiekłe w herezji i zabobonach hultajstwo.
– Prawodawstwo, cholera jasna… – Arnulf pogrzebał patykiem w ognisku. – Przez to zasrane prawodawstwo… Którego dziś mamy?
– Trzynastego – szybko porachował zdziwiony Florian.
– Dwa tygodnie… – mruknął zafrasowany niedoszły pięćdziesiętnik. – Mało czasu, psiamać, mało. Byle już w pole ruszyć i zacząć zarabiać. Kiedy najwcześniej użyjemy miecza?
– Policzmy… Chłopi, których pognaliśmy z wesołą nowiną, za to bez świń, do pierwszych posterunków mają jakiś dzień drogi. Pogranicznicy cofną się pewnie obstawić południowe spichlerze, a do Nadzieży poślą gońców. Konno to też będzie dzień drogi, panika, szybka mobilizacja i do dwóch dni książę Szomberg wypuści na nas kwiat swojego rycerstwa. Do tygodnia bijatyka murowana, ale najpierw trzeba ogołocić spichlerze z zapasów i odesłać to wszystko do Vityna. Ku chwale przyszłego nowego ładu w Nadzieży pod światłym przewodnictwem księcia Holgera!
– Dwa tygodnie – powtórzył najwyraźniej załamany Arnulf.
comments powered by Disqus