Orson Scott Card „W przededniu” - recenzja
Dodane: 24-11-2014 15:53 ()
Nie upłynęło wiele czasu od ogromnego sukcesu „Gry Endera”. Zdawać by się mogło, że autor tej przebojowej książki i dalszych tomów, Orson Scott Card, mógłby pójść za ciosem, on jednak zdecydował się zrobić swym fanom niespodziankę. „W przededniu” to prequel opowieści o Enderze, napisany do spółki z Aaronem Johnstonem. Można oczywiście założyć z góry, że fanów tamtych książek nie zainteresuje to, co miało miejsce wiele lat wcześniej, raczej oczekiwaliby kontynuacji znanej już historii. Powinni jednak zaczekać z werdyktem, aż przeczytają nowe książki. Mogą się bardzo przyjemnie zdziwić.
„El Cavador” to stary, górniczy statek, zamieszkany przez połączoną – w mniejszym lub większym stopniu - węzłami krwi załogę. Można śmiało powiedzieć, że górnicy nie znają niczego poza swoim statkiem i swoją pracą. Tu rodzą się, uczą, zawierają małżeństwa i tu też umierają. Nie mogą liczyć na pomoc Ziemi, choć to dla niej pracują, eksploatując minerały z odłamów skalnych w Pasie Kuipera. Podobnie jak inne tego typu klany, ten też przestrzega surowych zasad moralnych, mających ochronić go przed skutkami chowu wsobnego, dlatego dwa lata wcześniej, niż jest to przyjęte, Rada Klanu aranżuje przejęcie jednej z młodych dziewczyn przez inny statek i inny ród. Bystre oko Concepcion, będącej głowa rodziny, zauważa uczucie rodzące się między Alejandrą a Victorem, szesnastoletnim mechanikiem z „El Cavador”. Kobieta uznaje, że lepiej zareagować zawczasu niż dopuścić do czegoś, co mogłoby zhańbić całą rodzinę.
Załamany tą sprawą Victor stara się zagłuszyć swój żal pilniejszą niż dotąd pracą i w skrytości ducha układa plan ucieczki na Ziemię. Wkrótce wydarza się coś, co sprawi, że ten plan stanie się nie tyle kaprysem młodego człowieka, co koniecznością. Kuzynka Victora zauważa obcy statek, zmierzający ku Ziemi. Ma on nieznaną konstrukcję i porusza się z niezwykłą, nieosiąganą przez ziemskie statki szybkością. Nie oni jedni go widzą – jego obecność odnotowuje też Lem Jukes, dowódca statku patrolowego korporacji górniczej. Tymczasem na Ziemi kapitan Wit O’Toole usiłuje jak najlepiej wykonywać swoją pracę, czyli pilnować porządku publicznego tam, gdzie jest to konieczne i nawet nie podejrzewa, że dotychczasowe porachunki z gangami czy handlarzami narkotyków okażą się niczym w porównaniu z zagrożeniem właśnie zmierzającym w stronę błękitnej planety...
W książce zwraca uwagę kilka rzeczy. Jedną z nich jest modne ostatnio rozłożenie subiektywnej, choć trzecioosobowej narracji na trzy osoby – zabieg pozwalający na ukazanie akcji z trzech różnych punktów widzenia. Druga to starannie zarysowane tło społeczne, ukazanie surowych praw rządzących klanami górniczymi, a jednocześnie bezduszność korporacji kierujących wszystkim na Ziemi oraz panująca na naszej planecie zgnilizna społeczna. Bardzo to przypomina dzisiejszą rzeczywistość, panującą choćby w krajach Ameryki Łacińskiej. Jak wielu innych pisarzy, Orson Scott Card nie wierzy widać w harmonijny rozwój ludzkości i w to, że cokolwiek na naszej planecie może zmierzać ku lepszemu. No i dochodzi wątek najeźdźców z kosmosu – oczywiście nie mogą oni być przyjaznymi, a choćby tylko neutralnymi badaczami obcych kultur. Muszą to być koniecznie agresorzy, którzy zawędrowali akurat w tak zapyziały zakątek Drogi Mlecznej, jak nasz układ słoneczny, by nie wiadomo po co podbić absurdalnie odległą planetę. Litości! Proszę wybaczyć mi ironię, po prostu wątek najeźdźców z kosmosu jest dziś ograny jak mało który. Jednak sam wybór tematu to nie dość, by książkę skreślić, tak samo jak nie jest to wystarczająca przesłanka, by od razu uznać ją za dzieło genialne. Najważniejsza rzecz to wykonanie, a w przypadku Carda i Johnstona jest ono bez zarzutu.
W odróżnieniu od głównego założenia fabuły, bohaterowie stworzeni przez autora stanowią bardzo ciekawy zestaw postaci. Są zróżnicowani, każde z nich ma silnie zarysowaną osobowość i tylko sobie właściwe reakcje sytuacyjne. To wielka zaleta, znam bowiem wiele książek, w których bohaterowie różnią się od siebie wyłącznie imionami i przypominają lalki przyszpilone do papierowego tła. W żadnym wypadku nie można zarzucić czegoś takiego nowej powieści Carda. Inną jej zaletą jest bardzo zgrabnie poprowadzona akcja i styl (trudno mi ocenić, który z autorów nadał powieści charakterystyczny dla niego ton, ale stawiam na Carda). Książka napisana jest w taki sposób, że czyta się ją ogromnie łatwo i przyjemnie, właściwie bez żadnego wysiłku. To znakomita lektura na spędzany w domu wieczór. Również szata graficzna książki jest bardzo ładna, choć nie wydaje się szczególnie oryginalna. Podsumowując: jest to książka warta swojej ceny.
Tytuł: „W przededniu”
- Autorzy: Orson Scott Card i Aaron Johnston
- Gatunek: science fiction
- Język oryginału: angielski
- Przekład: Agnieszka Sylwanowicz
- Okładka: miękka
- Ilość stron: 376
- Rok wydania: 2014
- Wydawnictwo: Prószyński i Ska
- ISBN: 978-83-7839-480-8
- Cena: 35 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Prószyński i S-ka za przesłanie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus