"Niszczyciel" tom 5: "Przypływ" - recenzja
Dodane: 15-11-2014 10:04 ()
Nie wiem dlaczego, ale wielu autorów science fiction i fantasy zdaje się uważać, że wszystkie stworzenia inteligentne, niezależnie od tego gdzie się rodzą i w jakiej skórze, muszą ze sobą walczyć. Nawet tak optymistyczne uniwersum jak świat Star Treka nie jest wolne od zbrojnych starć, cóż dopiero inne. Gdy sprawa dotyczy Ziemian – na przykład osadników na obcych planetach – rzecz jest jeszcze zrozumiała. Jakim jednak prawem uważamy, że inne gatunki istot rozumnych charakteryzują się taką samą bezrozumną agresją jak my i mimo osiągnięcia wysokiego stopnia rozwoju nie umieją jej ostatecznie poskromić? To czysto akademickie rozważania, ale warto by poświęcić im trochę czasu. Jednak nie przy okazji tej książki. Seria „Niszczyciel” Taylora Andersona opowiada o alternatywnej Ziemi, która zamieszkują rasy rozumne, wyrosłe z różnych gatunków zwierząt, nie tylko – jak my – z małp naczelnych. „Przypływ” to piąta część tej serii.
Rok 1943, alternatywna Ziemia. Wciąż trwają ciężkie walki między Kampanią Nowobrytyjską a sojuszem amerykańsko-lemurskim. Na okręcie wojennym USS Walker dopiero co odbył się proces. Zdrajcy, którzy dopomogli w porwaniu księżniczki Rebekki i porucznik Sandry Tucker, zostali uznani winnymi i powieszeni, to jednak nie mogło pomóc w odzyskaniu zakładniczek. Znajdują się one prawdopodobnie na pokładzie parowca Ajax. Kapitan Matthew Reddy, który kiedyś trafił do tego świata wprost z II wojny światowej, wyrusza w pogoń razem z całą załogą swego wiernego statku i lemurskim komodorem Jenksem. Nie wie jeszcze, że pakuje się w rozgrywki polityczne, mogące przerosnąć nawet wytrawnego dyplomatę, co dopiero żołnierza. Tymczasem Silva i inni uciekinierzy z Ajaxa trafiają na wyspę, zamieszkaną przez groźne, ogromne jaszczury, do złudzenia przypominające dinozaury. Walka o przetrwanie będzie bardzo trudna, szczególnie że prawdziwe zagrożenie dopiero się ujawni....
Na wstępie warto podkreślić, że czytanie „Przypływu” bez znajomości całego dotychczasowego cyklu to pomyłka. Książka jest ściśle powiązana ciągiem akcji i historią bohaterów z poprzednimi częściami i ktoś, dla kogo „Przypływ” jest pierwszym zetknięciem z serią „Niszczyciel”, może początkowo nic z niej nie zrozumieć, a do samego końca czuć się zagubiony. Świat stworzony przez Andersona jest jednocześnie dziwny i znajomy. Panują w nim prawie te same reguły co w realnym, przynajmniej jeśli chodzi o marynarkę wojenną i jej specyficzną atmosferę. Odmienność polega na tym, że choć akcja rozgrywa się na Ziemi, jest to Ziemia zamieszkana przez więcej niż jedną rasę rozumną. A coś takiego prowadzi do nieuchronnych tarć i nawet sojusznicy nie będą ufać sobie do końca. Łatwo to zrozumieć, mając w pamięci pogardę, z jaką do dziś traktują się przedstawiciele odmiennych nacji lub religii. Cóż dopiero, gdy ludziom z naszej linii rzeczywistości przyszło współpracować z rozumnym kotem lub jaszczurem! A przecież nawet dla miejscowych nie jest to takie łatwe.
Świat stworzony przez Andersona jest barwny i zróżnicowany, podobnie jak jego bohaterowie. Niektórzy porównują go ze światami Julesa Verne’a. Mnie jednak ta opowieść nieodparcie przypomina... Star Trek razem z jego dziwacznymi aliansami międzyrasowymi i podróżami – to w przeszłość, to do alternatywnych linii czasu. Nie znaczy to wcale, że mam cokolwiek przeciwko temu. „Niszczyciel” to bardzo interesująca seria, licząca obecnie osiem części (dziewiąta w przygotowaniu), z czego w Polsce dostępne jest jak na razie pięć. Samemu wydaniu też nie można nic zarzucić, może jedynie to, że marynistyczna grafika na okładce może sprawiać wrażenie, iż mamy do czynienia z książką obyczajową, a nawet historyczną, podczas gdy „Przypływ” jest czystym fantasy.
Tytuł: „Przypływ”
- Autor: Taylor Anderson Tłumaczenie: Radosław Kot
- Cykl: „Niszczyciel”
- Tom: V
- Wydawnictwo: Rebis
- Liczba stron: 544
- Format: 125x195 mm
- Oprawa: miękka
- Wydanie: I
- Cena: 39,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus