Miroslav Žamboch "W służbie klanu" - recenzja

Autor: Łukasz Kaszkowiak Redaktor: Motyl

Dodane: 13-11-2014 20:32 ()


Moim ideałem jest podchodzenie do przedmiotów bez uprzednich założeń. W wypadku książek i innych dóbr kultury takie podejście chroni przed rozczarowaniem w sytuacji, kiedy dane dzieło nie spełnia naszych oczekiwań. „W służbie klanu” zdawało się idealnie spełniać ten warunek, ponieważ nie czytałem innych książek tego autora. Gdyby książka była kiepska, po prostu bym ją z bólem przeczytał, a jeżeli dobra – mile zaskoczył. Idealna sytuacja? Nie do końca, bo niestety oczekiwania mogą rozbudzić się już w czasie lektury. I, jak już się domyślacie, tak też się stało i znów musiałem zmierzyć się z literackim rozczarowaniem.

Akcja powieści rozgrywa się w regionie przypominającym pod wieloma względami Czechy. Takie skojarzenia budzi już większość imion (Latek, Lenka, Vakusi) oraz nazw (Vegaši), chociaż znajdzie się tu trochę miejsca dla elementów pochodzenia włoskiego (główny bohater nazywa się Herbert Ducatti) lub łacińskiego (Maleriat, nazwa jednego z klanów). No i pewna postać nosi nazwisko identyczne z nazwą sławetnej, czeskiej fabryki ołówków – Hardtmuth. Jednak uważny czytelnik dostrzeże Czechy również w samej geografii rejonu, podzielonego pomiędzy górniczą, słabo zaludnioną północ, a niziny, gdzie prosperują duże miasta handlowe. Rozmyślnie nie używam słowa „kraj”, ponieważ autor nie podaje nam wielu informacji na temat świata, który opisuje. Ba, nie pada nawet jego nazwa! Wiemy jedynie, że w regionie rywalizują różne klany czarodziejów, które prowadzą autonomiczną politykę gospodarczą i międzyklanową, z wojnami włącznie. Z drugiej strony, ogranicza je prawo zwyczajowe oraz formalne normy, prawdopodobnie obie te rzeczy są stanowione przez Radę w Vegaši. Co więcej, w powieści pada kilka razy nazwa „Banku Cesarskiego”, ale o samym cesarzu ani słowa. Czy więc opisywany region jest wasalną częścią jakiegoś Cesarstwa, w taki sam sposób jak Czechy, przez większość swojej historii, były zależne od Cesarza Niemieckiego? „W służbie klanu” taka odpowiedź nie pada, na szczęście nie trzeba wchodzić aż tak głęboko jak ja, by załapać główny motyw, którym rządzi się powieść.

Najważniejsze, co czytelnik musi wiedzieć, to informacja, że podstawą tego świata jest magia oparta na kamieniach szlachetnych. Są stosowane w wielu wynalazkach, od podgrzewacza po wiertło górnicze, zawsze tam, gdzie my używamy elektryczności. Autor nie informuje nas dokładnie jak ta magia działa, a jeżeli już, to robi to w bardzo mętny sposób. Umiejętność tworzenia czarów jest podstawą stratyfikacji społecznej. Ludzie dzielą się na laików, ludzi bez jakichkolwiek uzdolnień magicznych, oraz członków klanów, którzy panują nad nią w bardzo różnym stopniu. Osoby, zidentyfikowane przez łowców talentów jako czułe na magię, podpisują kontrakt z klanem, na mocy którego stają się niemalże własnością organizacji. Czas służby oraz wynagrodzenie zależą od umiejętności adepta. Po odbyciu podstawowego szkolenia w Vegaši są przydzielani do różnych zadań. Najlepsi, po zdaniu odpowiedniego testu, stają się pełnoprawnymi czarodziejami, cała reszta musi zadowolić się mniej eksponowanymi stanowiskami, jak na przykład praca w klanowej kopalni kamieni szlachetnych. Ich skupisko powoduje, że laik musi zakładać specjalne oprzyrządowanie, które chroni go od wypalającego mózg „promieniowania magicznego”, a i to nie wystarcza na zbyt długo. Dlatego właśnie do pracy pod ziemią wysyłani są niewydarzeni czarodzieje, którzy są naturalnie odporni na szkodliwe właściwości magii.

Taką właśnie osobą jest Herbert Ducatti, główny bohater i przez większość czasu narrator powieści. Zobowiązał się pracować przez dwadzieścia lat jako prosty górnik w Górach Północnych. O jego motywacjach dowiemy się szczątkowo i dopiero pod koniec opowieści, zresztą nie są jakoś szczególnie istotne. Książka podzielona jest na cztery części plus prolog i epilog, każda z nich opisuje jakiś etap życia bohatera. Na początku, przez prawie dwieście stron, czyli mniej więcej połowę powieści, poznajemy wraz z Ducattim trudy górniczego życia. Žamboch odrobił lekcję i, przynajmniej dla mnie, laika w sprawach pracy pod ziemią, sprawia wrażenie wiarygodnego. Autor nie tylko jest świadom wielu problemów jakie mogą towarzyszyć człowiekowi pod ziemią, ale traktuje je również z odpowiednią rozwagą. Nie stara się epatować swoją wiedzą na lewo i prawo, by pokazać jak ciężkie jest życie górnika. Poszczególnie informacje pojawiają się dokładnie w momencie, kiedy są potrzebne.

Poza samą pracą, w tej części zaznaczone są dość mocno wątki obyczajowe. Žamboch poświęca dużo miejsca relacjom Ducattiego z członkami swojego oddziału, wesołkiem Bangiem oraz rozważnym Duvalem. Ta właśnie trójka będzie mierzyć się z wieloma problemami życia w obozie, dzielić trudem pracy, opieką nad domem, a nawet konfliktem z inną grupą górników. Ta więź jest naprawdę ładnie pokazana, a zatem przekonująca. Przynajmniej na tym etapie książki Ducatti jest bardziej obserwatorem wspólnego życia, niż aktywnym jego uczestnikiem. To małomówny, trochę zahukany, ale nie pozbawiony poczucia własnej wartości człowiek, który stara jakoś przetrwać ten trudny okres.

Tę kameralność udaje się zachować autorowi również w drugiej części, gdzie życie Herberta zostaje wywrócone do górny nogami. Klimat jest tutaj zdecydowanie lżejszy, pojawią się też wątki sensacyjne, jak również rozwinięcia doczeka się zasygnalizowany w pierwszej części romans. Mimo wielu zmian, tutaj również zostaje zachowany charakter Ducattiego. Jest z pewnością trochę innym człowiekiem niż ten, który przybył do obozu, ale wciąż wiarygodny w swojej kreacji. Rzadko mamy do czynienia w fantastyce z osobą, która jest tak nieporadna (ale też bez przesady) w relacjach społecznych. Na szczęście bohater ma w otoczeniu swoich wiernych kolegów, toteż wszystko się kończy dobrze.

A przynajmniej kończyłoby się, gdyby nie kolejny przełom, tym razem uwieczniony dość melodramatyczną sceną walki, śmierci i zaprzysiężenia zemsty. I tu wkraczamy na tory powieści z gatunku siecz-rąb-mścij się. Niestety, od tego momentu kreacja bohatera będzie tracić wyraźnie na swojej wiarygodności. Teraz Ducatti wie już wszystko, umie wszystko i idzie przez wroga jak taran. Swoją drogą, narrator traktuje ten fragment swojego życia dość skrótowo, koncentrując się bardziej na ogólnym opisie, od czasu do czasu przytaczając niektóre wydarzenia bardziej szczegółowo. Mimo moich powyższych zarzutów odnośnie samego bohatera i fabularnej miałkości, to sposób opisu przypomina prawdziwy wywiad biograficzny. Pod względem czysto narracyjnym ta część prezentuje się najlepiej ze wszystkich.

Jeżeli jesteśmy już przy języku powieści, którego elementy stanowią styl oraz narracja, przez większość „W służbie klanu” będą to górne stany średnie. Dialogi napisane zostały dość naturalnie, chociaż żaden mnie też nie zachwycił. Za to opisy są nie tylko klarowne, co jest kluczowe w tego typu historiach, ale też sprzyjają kreowaniu atmosfery. Autor, a za nim tłumacz, wydaje się kreślić zdania z należytą rozwagą. Dzięki temu, mimo naprawdę dość dziwnych sytuacji, zwłaszcza pod koniec książki, nigdy nie popada w śmieszność spowodowaną nieporadnym opisem.

A, właśnie, jest przecież jeszcze to nieszczęsne osiemdziesiąt stron zakończenia, które następuje niespodziewanie po punkcie kulminacyjnym rozwiązującym wszystkie wątki. Może autor trzymał ten fragment na dysku przez szereg lat, a potem zdecydował się go jakoś dołączyć do nowo pisanej powieści? O ile, jak już wspominałem, przez większość czasu Žamboch wybija się ponad innych średniaków, to tutaj jego język jest wyraźnie słabszy. W gruncie rzeczy prezentowana jest nam dość niezależna od reszty fabułka sensacyjna, która niby w jakiś sposób pointuje całość, ale w gruncie rzeczy nie ma żadnego znaczenia. Pełno tu deus ex machin, a sama narracja, dla wygody sutora i ze szkodą dla powieści, zaczyna przeplatać perspektywą trzecio i pierwszoosobową. To dość rozczarowujące, że po wyważonym i całkiem dojrzałym początku wszystko kończy się bezmyślną rozwałką. Jako wisienka na torcie jest nawet wielkie „Buuum!” wieńczące epilog.

Być może nie patrzyłbym na to w taki sposób, gdyby początek i koniec przystawały do siebie. Jeżeli próbuje się nakreślić względnie realistyczny świat, to nie można nagle zacząć polegać na przesadzie i deus ex machinach. W efekcie otrzymujemy książkę niespójną w ramach swojej stylistyki. Taka mieszanina może powodować niestrawność. Jakby Žamboch w pewnym momencie odpuścił i poszedł na łatwiznę. Szkoda.

 

Tytuł: "W służbie klanu"

  • Autor: Miroslav Žamboch
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Data wydania: 09.2014
  • Tłumaczenie: Andrzej Kossakowski
  • Liczba stron: 488
  • Format: 125 x 195 mm
  • Oprawa: miękka
  • Wydanie: 1
  • Cena: 44,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus