Michał Gołkowski „Droga donikąd” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 10-11-2014 21:04 ()


Mało której książki wyczekiwałam z taką niecierpliwością, jak „Drogi donikąd” Michała Gołkowskiego. Od czasu mego pierwszego zetknięcia z prozą tego autora stałam się jego zaprzysięgłą wielbicielką, co nie zdarzyło mi się od lat 80’tych zeszłego stulecia. Kupiłam wtedy niepozorną książeczkę z kilkoma opowiadaniami o Wiedźminie i dosłownie się w nich zakochałam. Bardzo długo wypadło mi czekać na ciąg dalszy i choć początkowo bardzo się cieszyłam, dalsze tomy – pentalogia o przygodach księżniczki Ciri – bardzo mnie rozczarowały. Tymczasem Michał Gołkowski pisze coraz lepiej. Od jego książek nie sposób się oderwać, a „Droga donikąd” tylko to potwierdza.

Michał jest prawdziwym dzieckiem szczęścia. Mimo stosunkowo młodego wieku osiągnął niewiarygodnie dużo. Zarabia ogromne pieniądze, stać go na luksusy niedostępne dla przytłaczającej większości rodaków, ale mimo to czuje się pusty i bezwartościowy. Nie jest to wypalenie zawodowe ani depresja, raczej poczucie, że życie przecieka mu przez palce. Coś go wzywa, ciągnie do siebie, coś, co ma konkretną nazwę i lokalizację. Pewnego dnia podejmuje decyzję: kupuje pistolet i jedzie do Mińska, zostawiając za sobą wszystko, co stanowiło sens jego dotychczasowego życia. Na miejscu nawiązuje kontakt z Sieriożą, który umożliwia mu przedostanie się w obręb Zony, odgrodzonego drutem kolczastym terenu wokół czarnobylskiej elektrowni. Michał wie, że dzieją się tam dziwne i groźne rzeczy, ale też ten ogromny szmat ziemi jest skarbnicą „artefaktów”, przedmiotów mających cenne właściwości, bardzo trudnych do zdobycia. Stalkerzy codziennie narażają życie, żeby je zdobyć. Zagrażają im anomalie, zmutowane zwierzęta oraz potwory będące kiedyś ludźmi, a także wojsko, mające jedną żelazną zasadę – ktokolwiek postawił stopę w Zonie, już jest martwy, a jeśli nawet nie do końca, to trzeba mu w tym pomóc. Co nakłoniło bogatego i wpływowego Polaka, który porzuciwszy wszystko zdecydował się na niepewny los stalkera? On sam nie jest tego pewny, zdecydował się jednak zaryzykować, żeby to odkryć... 

„Droga donikąd” zabiera czytelnika w czasy, gdy Miś był dopiero początkującym stalkerem i nazywano go Kurwa (proszę wybaczyć). Dla tych, którzy nie mają rozeznania w uniwersum S.T.A.L.K.E.R.a, ta książka będzie przewodnikiem po świecie Zony. Czytelnicy oczami głównego bohatera zobaczą anomalie i mutantów, poznają też ludzi utrzymujących się z handlu artefaktami. Zapoznają się ze stalkerami, ryzykującymi zdrowie i życie dla pozyskania cennych przedmiotów, oraz tych, którzy usiłują je zdobyć brudnymi sposobami, nie narażając się zbytnio i nie przebierając w środkach. Pomysł, by cofnąć akcję niejako do początków „kariery” Misia, był bardzo dobry, a wykonanie jeszcze lepsze. Michał Gołkowski wziął pod uwagę potrzeby czytelników nieobeznanych z grami spod znaku S.T.A.L.K.E.R.a, z ich realiami i całą historią. Ta książka jest specjalnie dla nich. W orientacji dodatkowo pomaga zamieszczona po wewnętrznej stronie okładki mapa obszaru, na którym rozgrywa się najważniejsza część akcji.

Ci, którzy znają poprzednie tomy, na pewno nie poczują się zawiedzeni, nawet przeciwnie. Nieraz się zdarza, że w miarę kontynuowania serii autor stara się coraz mniej, idzie na łatwiznę, a twór jego ducha staje się coraz mniej oryginalny. Michał Gołkowski nie należy do takich pisarzy. W każdą ze swych książek wkłada całe serce, każda z nich skrzy się pasją i dynamizmem, i każda jest lepsza od poprzedniej. Właściwym ich bohaterem nie jest bynajmniej narrator – czyli polski stalker Miś – ani jego koledzy. Jest nim Zona, stanowiąca w pojęciu stalkerów jakiś złowrogi, transcendentny byt, kontrolujący wszystko i kierujący się własnymi osobliwymi regułami. To prawdziwie niezwykłe miejsce, przypominające obcą planetę lub magiczny świat rodem z sennego koszmaru. Autor opisuje je z fascynacją i niezwykłym zaangażowaniem, tak silnym, że czytelnik przejmuje te uczucia wprost z kart książek i nim skończy pierwszą z nich, jest już niejako schwytany przez oddziaływanie Zony. Trudno się z niego wyrwać. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że od bardzo dawna nie zdarzyło mi się czytać powieści o takim ładunku magnetyzmu, i że od niepamiętnych czasów nie spotkałam się z tak utalentowanym polskim pisarzem jak Michał Gołkowski. Mało  brakowało, żebym nigdy nie wzięła jego książek do ręki, głównie z powodu okładek serii Fabryczna Zona – bardzo profesjonalnych, ale sugerujących swymi grafikami militarną SF, której nie znoszę. Jestem ogromnie wdzięczna losowi za to, że byłam niejako zobligowana przeczytać „Ołowiany świt”. Dzięki temu poznałam zupełnie nowy dla mnie świat i wspaniałego pisarza. Jestem pewna, że każdy, kto da się namówić na lekturę jego książek, podzieli moje zdanie. Cena każdej z tych powieści nie jest może niska, ale jeśli chodzi o mnie, dwa razy tyle też bym zapłaciła.

 

Tytuł: „Droga donikąd”

  • Autor: Michał Gołkowski
  • Cykl: STALKER
  • Tom: 3
  • Okładka: miękka ze skrzydełkami
  • Data wydania: 10.2014
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Format: 125 x 195 mm
  • Oprawa: miękka
  • Ilość stron: 368
  • Cena: 39.90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus