„Tajfun": „Zagadka Układu C-2” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 23-10-2014 13:25 ()


Gdy w roku 1984 Funky Koval brylował na łamach „Fantastyki”, część czytelników tego miesięcznika wciąż nie potrafiła pogodzić się z „marnowaniem” czterech stron na „jakiś tam komiks”. Dawali zresztą temu wyraz w słanych do redakcji listach domagając się zastąpienia przygód Szalonego Pilota krótką formą literacką. Takiego problemu nie mieli ówcześni wielbiciele „Świata Młodych”, dla których opowieści obrazkowe z ostatniej strony wspomnianego pisma były wręcz nieodzowną koniecznością.

Głównodowodzący harcerskiej gazety doskonale zdawali sobie sprawę z tej okoliczności. Stąd w trosce o zachowanie ciągłości w prezentacji komiksów niejednokrotnie posuwali się do faktycznego piractwa oferując swoim odbiorcom nielegalne przedruki m.in. komiksów utrzymanych w konwencji science-fiction. „SOS dla planety”, „Kosmiczne fanaberie” czy „Jan – przybysz znikąd” – mimo, że standardowo publikowane niekompletnie - wywarły na polskich czytelnikach ogromne wrażenie. Nic zatem dziwnego, że redakcja „Świata Młodych” prędko dostrzegła wzmagającą się koniunkturę na tego typu opowieści. Zwłaszcza, że ogólna sytuacja w naszym kraju sprzyjała tendencjom eskapistycznym (czy jak kto woli – wewnętrznej emigracji). Ponadto nie bez przypadku Maciej Parowski określił ów moment w rozwoju polskiej kultury mianem „Czasu Fantastyki”. Swoje zrobiła także klasyczna Trylogia Lucasa, na której projekcje mieszkańcy PRL wdzierali się przysłowiowymi drzwiami i oknami. Stąd grunt pod zwiększenie publikacji komiksów fantastycznych w „Świecie Młodych” zdawał się w pełni przygotowany.

Autorem, któremu przyszło powalczyć o przychylność czytelników na tym polu okazał się Tadeusz Raczkiewicz. Zresztą już od pewnego czasu sugerowano mu przerzucenie się z adaptacji utworów Juliusza Verne’a (skądinąd urokliwie realizowanych) właśnie na coraz popularniejsze science-fiction. Nieco skonfundowany twórca z Gubina początkowo nie w pełni potrafił odnaleźć się w tym zadaniu, chociaż zasłyszane od Grzegorza Rosińskiego uwagi o możliwościach generowanych przez ten gatunek („Najlepiej robi się fantastykę. Wymyślasz co chcesz […] i nikt nie może się przyczepić”) zachęcały do działania. Tym sposobem – we wspomnianym 1984 r. - narodził się Tajfun, jeden z najpopularniejszych bohaterów rodzimego komiksu.

Nie da się ukryć, że adept tajnej agencji Nino (bo takim fachem trudnił się ów bohater) debiutował z przytupem. Raczkiewicz nie tracił bowiem czasu i z miejsca umieścił rzeczonego w centrum intrygi, której stawką był dalszy los naszej cywilizacji. W owym czasie (tj. prawdopodobnie około roku 4000[1]) Ziemianie eksplorują już odległe zakątki wszechświata. Na drodze ku dalszej ekspansji napotykają jednak wrażo usposobionych Muunów. Pomimo groteskowego wyglądu (w tym mikrej postury) obcy nadrabiają wyjątkową agresywnością i potrafią dać się boleśnie we znaki nie tylko Ziemianom, ale też przedstawicielom innych cywilizacji. Kluczem do zwycięstwa w tej rozgrywce może okazać się kontrola tytułowego systemu planetarnego C-2. Wiele jednak wskazuje, że po opanowaniu stacji kosmicznej „Salivan” (na pokładzie której Tajfun odbywał służbę) nic i nikt nie zdoła powstrzymać Muunów przed osiągnięciem dominacji we wszechświecie… Jak zapewne nie trudno się domyślić nic bardziej mylnego. Zwłaszcza, że adwersarzem pozaziemskich odpowiedników Temudżyna i Attyli jest właśnie dziarski agent Nino. I co więcej może on liczyć na wsparcie ze strony koleżanek po fachu – Kriss i Maar – równie uroczych co i skutecznych.  

Przygody Tajfuna z miejsca podbiły serca czytelników „Świata Młodych”. Mniej więcej rok później doczekały się zresztą kontynuacji w postaci „Afery Bradleya” i jak czas pokazał na tym Tadeusz Raczkiewicz nie poprzestał. Kąśliwie usposobieni osobnicy przyczyn tego sukcesu dopatrywaliby się zapewne w niewielkiej ofercie komiksowego science-fiction na ówczesnym, wyjątkowo skrofulicznym rynku. I chociaż Tajfun zmuszony był konkurować z samym Funky Kovalem to miejsca dla obu kosmicznych rozrabiaków w świadomości czytelników było aż nadto. Ponadto oferta „Fantastyki” skierowana była do nieco innego odbiorcy. Uczciwie jednak trzeba przyznać, że gubiński twórca wyjątkowo zgrabnie połączył science-fiction z ówczesną fascynacją wschodnimi sztukami walki (Tajfun i jego koleżanki ochoczo rozdają kopniaki na prawo i lewo) oraz zamiłowaniem polskich czytelników doby lat osiemdziesiątych minionego wieku do popularyzowanej wówczas wiedzy z zakresu astrofizyki i astronomii. Wiodące poprzez czarne dziury przejścia do innych wszechświatów, perspektywa eksploracji odległych planet, problem kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami – to tylko ważniejsze spośród obecnych tu motywów, o których młodzi Polacy mieli wówczas sposobność dowiedzieć się m.in. z programu Romana Kanciruka „Kwant”, książek Lucjana Znicza (cykl „Goście z Kosmosu?”) i Andrzeja Donimirskiego („Przybysze z Kosmosu”) oraz publikowanej w, nomen omen, „Świecie Młodych” rubryki „Tomik”. Cykl o Tajfunie również wpisywał się w ów nurt kultury popularnej, dla której podkład muzyczny stanowiły utwory Marka Bilińskiego (np. „Dom w dolinie mgieł”) czy pamiętny album Jeana Michela Jarre’a „Oxygene”. Stąd wartość tej serii dla wielbicieli komiksów pamiętających tamte czasy jest nieoceniona.

Młodsi stażem odbiorcy, wolni od sentymentalnego uwarunkowania swoich nieco bardziej leciwych koleżanek/kolegów zapewne zgłoszą wobec jakości „Zagadki Układu C-2” niemało zastrzeżeń – począwszy od nieco przewidywalnej politycznej intrygi (bo z taką również mamy tu do czynienia), poprzez lekko podstarzałą wizję futurystycznej technologii, aż po incydentalne niedoróbki rysunkowe. Ponadto do rangi autorskiego patentu Raczkiewicza, którego nie powstydziłoby się kino klasy B (w korzystnym rozumieniu tego terminu) należy słynne przecięcie planety na pół. Urok osobisty trójki głównych bohaterów – pełnej temperamentu Kriss, znacznie bardziej stonowanej Maar, a nade wszystko krewkiego i sympatycznego Tajfuna – po dzień dzisiejszy ma się jednak dobrze. Zwłaszcza, że Tadeusz Raczkiewicz umiejętnie wplótł w tę fabułę akcenty komediowe i subtelne (acz wyraźnie dostrzegalne) iskrzenie w wymiarze damsko-męskim. Na tyle rzecz jasna, na ile było to możliwe w harcerskiej gazecie publikowanej w realiach dominacji programowo pruderyjnego reżimu. Przy czym warto nadmienić, że według pierwotnego zamierzania autora „Zagadkę Układu C-2” otwierać miała scena, w której Tajfun budzi się w łóżku wraz z Kriss i Maar. O ile podobna sytuacja byłaby dopuszczalna (choć nie bez zastrzeżeń cenzury) w „Fantastyce”, o tyle w „Świecie Młodych” po prostu nie mogło być o tym mowy.

Raczkiewicz przekonywał do swoich prac także pod względem wizualnym. Przejawiał on bowiem (i nadal zresztą przejawia, o czym można przekonać się m.in. w antologii „Bez kompromisów”) skłonność do kreowania efektownych scen, których próżno było szukać w większości ówczesnych polskich komików (nic im przy tym nie uchybiając). Przyczyniało się to do generowania wartkiej (by nie rzec, że wręcz filmowej) narracji. Ciskanie bohaterów ku coraz to nowym wzywaniom, intrygujące finalizowanie dwuplanszowych epizodów (bo taką formułę publikacji z reguły przyjmowano w „Świecie Młodych”) oraz jak na owe czasy przekonujące projekty zaawansowanych technologii (znane m.in. z „Funky’ego Kovala” komunikatory zamontowane w zegarkach i blastery z optycznymi celownikami) przyczyniały się do poczucia, że mamy do czynienia z komiksową emanacją kina nowej przygody. W czasach bolesnego dla wielu deficytu kultury popularnej trudno było przejść obok tej propozycji obojętnie. Ale i dziś „Zagadka Układu C-2” zachowuje wiele ze swego dawnego uroku. Zwłaszcza, że rozrysowany podczas realizacji m.in. „Dwóch lat wakacji” i „Piętnastoletniego kapitana”, kiedy to Raczkiewicz był u szczytu twórczej formy.

Osobnym zagadnieniem jest zastosowana w tej reedycji kolorystyka. W przypadku wydania zbiorczego Mandragory (z 2005 r.) to właśnie niefortunny dobór barw (obok pominięcia czwartego epizodu serii) okazał się piętą achillesową tej publikacji. Do tego stopnia, że przynajmniej część zadeklarowanych wielbicieli twórczości Tadeusza Raczkiewicza (w tym także piszący te słowa) stara się wyprzeć ową fuszerkę z pamięci. Tym razem przy rekonstrukcji kolorów „Zagadki Układu C-2” starano się w większym stopniu nawiązać do oryginalnej wersji. Efekt końcowy, choć znacznie bardziej przekonujący niż miało to miejsce przy okazji wydania Mandragory, zdaje się jednak ustępować edycji prasowej. Bo w porównaniu z powtórną prezentacją tego komiksu w „Świecie Młodych” (co miało miejsce na przełomie zimy i wiosny 1990 r.) wybór chłodniejszej kolorystki (a przy tym kładzionej znacznie bardziej monochromatycznie) w albumie Ongrysa jawi się jako mniej adekwatny dla pełnej dynamicznych zwrotów akcji fabuły. Choć być może to jedynie marudzenie starego fana, które dla większości potencjalnych odbiorców okaże się nieistotne. Przy czym owa modyfikacja stała się okazją do delikatnej zmiany wizerunku epizodycznie występujących mieszkańców planety Niii, ewidentnie wzorowanych na domniemanych kosmitach napotkanych ponoć w maju 1978 r. w okolicy miejscowości Emilcin.[2]

Na tym jednak nie koniec tegorocznych atrakcji w kontekście Tajfuna. Bowiem ze względu na przypadającą w roku 2014 trzydziestą rocznicę „powicia” permanentnie rozczochranego agenta Nino, wydawnictwo Ongrys przygotowało pamiątkową antologię. Udział w niej wzięli zarówno profesjonalni twórcy (np. Robert Adler i Michał Śledziński) jak i po prostu entuzjaści tej serii, którzy zdecydowali się oddać hołd jej twórcy (m.in. Paweł Ciołkiewicz oraz Jan Sidorownin). Większość zamieszczonych tu prac przybrało formę całostronicowych kompozycji ukazujących Tajfuna w trakcie – ujmijmy to umownie – czynności służbowych. Nie zabrakło jednak krótkich, a zarazem dowcipnie rozpisanych form komiksowych (jak chociażby jednoplanszówka autorstwa Piotra Kaczmarka), w których obok trójki głównych bohaterów tej serii daje o sobie znać również jej pomysłodawca.

Zarówno reedycje „Zagadki Układu C-2” jak i wspomnianą antologie tradycyjnie wypada polecić zadeklarowanym fanom Tajfuna. Możliwe jednak, że zawodu nie dozna również ta część młodszych wiekiem odbiorców, którzy zwykli przychylnie odnosić się do klasyki rodzimego komiksu oraz fantastyki o delikatnym posmaku retro.

 

Tytuł: „Tajfun: Zagadka Układu C-2”

  • Scenariusz: Tadeusz Raczkiewicz
  • Rysunki: Tadeusz Raczkiewicz
  • Wydawca: Wydawnictwo Ongrys – Leszek Kaczanowski
  • Data premiery: 4 października 2014 r.
  • Okładka: miękka
  • Format: 21,5 x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 35 zł

Pierwotnie publikowano na lamach „Świata Młodych” nr 105-127/1984

 

Tytuł: „Tajfun: Antologia 30 lat. W hołdzie Tadeuszowi Raczkiewiczowi ”

  • Scenariusz: Piotr Kaczmarek, Paweł Przygoda, Artur Raducha, Jakub Szymczak, Tomasz Niewiadomski, Piotr Harmaciński
  • Rysunki i kolory: Robert Adler, Michał Śledziński, Maciej „empro” Prożalski, Piotr Kaczmarek, Paweł Przygoda, Artur Raducha, Tomasz Kleszcz, Mariusz Topolski, Jakub Szymczak, Tomasz Niewiadomski, Daniel Mucha, Michał Smoroń, Maciej Kruger, Paweł Ciołkiewicz, Paweł Adamski, Dawid Skąpski, Rafał Trejniś, Przemek Surma, Jarosław Eysmont, Jan Sidorownin  
  • Wstęp: Leszek Kaczanowski
  • Wydawca: Wydawnictwo Ongrys – Leszek Kaczanowski
  • Data premiery: 4 października 2014 r.
  • Okładka: miękka
  • Format: 16 x 24 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 24
  • Cena: 16 zł

[1] A przynajmniej tak można mniemać po wypowiedzi Kriss lub Tajfuna na stronie 21 być może nawiązującej do aktywności terrorystów (lub jak kto woli: bojowników o wolność) we wczesnych latach osiemdziesiątych XX w.

[2] Na marginesie warto dodać, że głośnie spotkanie rolnika Jana Wolskiego stało się kanwą dla komiksu „Przybysze” zilustrowanego przez Grzegorza Rosińskiego do scenariusza Henryka Kurty (zob. „Relax” nr 27 oraz antologia „Ogień nad Tajgą”).

Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus