Robert J. Szmidt "Łatwo być bogiem" tom 1: "Pola dawno zapomnianych bitew" - recenzja

Autor: Łukasz Kaszkowiak Redaktor: Motyl

Dodane: 02-10-2014 20:20 ()


„Łatwo być bogiem” nie jest, jak głosi blurb na okładce, „fantastyką w najtwardszej odmianie”, bo takowa mocno opiera się na naukach ścisłych i są one trwale powiązane z istotą książki. W „Łatwo być bogiem”, tak samo jak w sławetnej książce Strugackich, która stanowiła dla Szmidta wyraźną inspirację (do tytułu włącznie), cała fabuła opiera się na problemie etycznym, czy zawsze powinniśmy przeciwdziałać złu, jeżeli mamy ku temu środki. Sztafaż science fiction nie jest tu absolutnie niezbędny, ale z pewnością najwygodniejszy dla pisarza. Nie bycie twardą fantastyką to oczywiście nie wada, jednak osoby skuszone opisem na okładce mogą poczuć się zawiedzione.

Po załatwieniu kwestii definicyjnych przejdźmy do samej powieści. Powstała ona na bazie opowiadania „Pola dawno zapomnianych bitew”, zamieszczonego w 2006 r. na łamach miesięcznika Science Fiction, Fantasy i Horror. Istnieje jeszcze druga krótka historia umieszczona w tym uniwersum (o podtytule „Kuźnia”) i być może będzie stanowić jakąś podstawę dla następnych tomów serii.

Wspomniane opowiadanie stanowi rodzaj wstępu do właściwej powieści i nie jest z nią bezpośrednio powiązane fabularnie. Książka dzieli się zatem na prolog, opisujący o Niko Stachursky’m i jego jednostce czyszczącej kosmos z wraków pozostałych po wojnie unifikacyjnej; drugi prolog, gdzie poznajemy nowego bohatera, Henryana Świeckiego, skazanego za morderstwo na odsiadkę w koloni karnej; oraz powieść właściwą, w której Święcki, ukrywający się pod przybranym nazwiskiem Prydeinwraig, trafia na stację kosmiczną, gdzie, poza pracą polegającą na nadzorowaniu konfliktu dwóch obcych, inteligentnych ras, będzie mierzył się z bezpieką, własnym dowództwem i spiskiem wewnątrz armii.

Ze względu na bardzo dziwną strukturę, „Łatwo być bogiem” ma bardzo rwaną strukturę narracji. Przez większość czasu miałem nieodparte wrażenie, że mnóstwo tu rzeczy, które nie mają absolutnie żadnego znaczenia. Część pierwsza ma około stu stron, ale równie dobrze mogłaby mieć pięćdziesiąt, a nawet mniej, bo to co jest naprawdę istotne zawiera się na kilku ostatnich stronach. Niby jest to wprowadzenie do świata przedstawionego, jednakże wszystkie istotne informacje zmieściłyby się na jednej stronie, a poza tym wykreowany świat jest bardzo schematyczny, więc i bez tego czytelnik nie czułby się zagubiony. Niemniej, sam finał pierwszej części jest całkiem niezły, a zdecydowanie bije na głowę zakończenie całego tomu.

Część druga to jeden z wspomnianych przeze mnie zapychaczy. Sam pomysł na kolonię karną i jej skafandry „ochronne” jest niezły, ale znowu mało tu istotnych rzeczy, które będą miały znaczenie dla reszty powieści. Ten fragment jest na szczęście stosunkowo krótki, ale Czytelnik nic by nie stracił, gdyby streścić go do dwustronicowej retrospekcji. Tym razem zakończenie płynnie przenosi nas do części finalnej, do swego rodzaju polemiki z „Trudno być bogiem” Strugackich. Nim jednak zobaczymy finał, prześledzimy, mniej lub bardziej interesujące intrygi. Ponieważ Szmidt nie tłumaczy nam dokładnie reguł swojego świata, może rozgrywać je jak chce i eksponować geniusz swojego bohatera. Trochę przypomina mi to Stalowego Szczura od Harrisona, chociaż tutaj nie jest to aż tak przesadzone. Jest to wszystko dość naciągane, ale do zniesienia. Widać, że autor trochę się nad tym napracował i starał się dobrze wszystko przemyśleć, lecz znów, pierepałki Świeckiego z systemem sprawiają wrażenie zapychacza, jakby zostały wrzucone tylko po to, aby nabić wierszówkę.

Samo zakończenie mogłoby stanowić asumpt do dyskusji ze Strugackimi, ale niestety powieść urywa się w najlepszym momencie. Przez cały czas miałem nadzieję, że autor wniesie coś nowego do problemu postawionego przez Rosjan, nic jednak z tego nie wynikło. Szkoda. Zobaczymy jak twórca wybrnie z tego w następnym tomie, może dopiero tam całość otrzyma stosowne rozwinięcie?

Prawdziwa wartość trzeciej części, to nie wspomniane intrygi, ale obce rasy. Właściwie mógłbym zarzucić Szmidtowi, że skoro kreśli istoty o tak fikuśnej fizjologii, to czemu obdarzył je kulturami tak podobnymi do ziemskich, ale kreśli on opowieść o tym odwiecznym konflikcie tak dokładnie, tak żywo, że po części i mi udziela się ten entuzjazm. Szkoda, że marnuje tyle stron na dość nużące zapychacze, kiedy to, co naprawdę interesujące, zostało załatwione dość zwięzłym konspektem. Na szczęście sytuację ratują krótkie opowiadania pisane z perspektywy Suhurów, prymitywnych barbarzyńców prowadzących wojnę o przetrwanie z Gurdami, łagodniejszymi, ale błyskotliwymi agresorami. Czasowo jest tego znacznie mniej niż intryg, ale to właśnie fragmenty o obcych miały najwięcej sensu i były najbardziej angażujące. Konflikt Gurdów i Suhurów jest niejednoznaczny, a dzięki temu ciekawy. Ta książka byłyby znacznie lepsza, gdyby odwrócić proporcje czasu antenowego pomiędzy ludźmi i obcymi. Znów - szkoda.

Rozczarowują również bohaterowie. Są na ogół scharakteryzowani jedną, wyrazistą cechą, a większość z nich pojawia się dosłownie na chwilę, by zaraz potem zniknąć. Jedynie dowódca okrętu z części pierwszej został dokładniej przedstawiony, pozostali, włącznie z głównymi bohaterami, są bardzo płytcy i raczej nieciekawi. Taki sposób kreowania postaci nie przeszkadza w krótkim opowiadaniu, ale będzie problemem dla stosunkowo długiej, nieangażującej historii. Pewnym plusem jest to, że są dość wiarygodni, to znaczy pasują na przeznaczone im w powieści miejsca, dzięki czemu nie irytują samą swoją obecnością.

Na koniec warto wspomnieć o stylu Szmidta. Język autora jest prosty, ale nie prostacki, zdecydowanie panuje nad nim lepiej niż paru poczytnych pisarzy „młodego pokolenia”. Część pierwsza wyraźnie odstaje od reszty, echem odbija się Pasikowski i polska fantastyka wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Znalazło się nawet miejsce dla modnego wówczas antyklerykalizmu i technologii kryształkowo-kabelkowo-wielkoekranowej. Reszta, pisana ewidentnie kilka lat później, jest wyraźnie łagodniejsza i, moim zdaniem, lepsza.

„Łatwo być bogiem” to pozycja przeciętna, która nie może się nawet mierzyć z „Trudno być bogiem”. Ale, z drugiej strony, są tu momenty wyraźnie lepsze. Mam wrażenie, że im mniej Szmidt udaje (Pasikowszczyzna) i wymusza (intrygi...), tym jest bardziej wartościowy (zakończenie pierwszej części, dzieje obcych). Chciałbym, aby następny tom bardziej skupił się na etycznych konsekwencjach zakończenia książki i poszedł dalej niż Strugaccy, a mniej na „rozrywce”.

Tytuł: "Łatwo być bogiem" tom 1: Pola dawno zapomnianych bitew"

  • Autor: Robert J. Szmidt
  • Wydawnictwo: Rebis
  • Seria: s-f Horyzonty zdarzeń
  • Liczba stron: 416
  • Format: 132 x 202 mm
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Wydanie 1
  • Cena: 34,90 zł

 Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus