"Ethel i Ernest. Prawdziwa historia" - recenzja
Dodane: 19-08-2014 11:41 ()
Ethel i Ernest nie są żadnymi superbohaterami. Ba, nie jest to nawet szczególnie wyróżniające się małżeństwo. Ona zajmuje się domem, on rozwozi mleko, nic co mogłoby być super ciekawe. Jak się jednak okazuje i tacy, szarzy ludzie, mogą zostać bohaterami komiksu. Co w takim razie sprawiło, że czytelnicy sięgają po opowieść o everymenach?
„Ethel i Ernest. Prawdziwa historia” to tytuł będący hołdem złożonym przez Raymonda Briggsa swoim rodzicom. Album nagrodzono m.in. British Book Awards w kategorii najlepsza książka ilustrowana, co pokazuje, że została ona przyjęta przez czytelników, ale i krytyków bardzo pozytywnie. Autor poza tworzeniem komiksów zajmuje się pisaniem książek dla dzieci, a ekranizacja jednej z nich („Snowman”) otrzymała nawet Oskara. Ci, którzy po recenzowany komiks jeszcze nie sięgnęli, albo w ogóle nie mają tego w planach, zapewne zastanawiają się co interesującego może być w tytule opowiadającym o przeciętnych ludziach, którzy są znani tylko autorowi i grupce jego najbliższych przyjaciół?
Autor snuje opowieść o swoich rodzicach, począwszy od pierwszego spotkania i zauroczenia sobą, poprzez małżeńskie lata, a kończąc na szczęśliwej starości. Wydarzenia z dnia codziennego ukazane są na tle losów świata. Obserwujemy więc momenty przełomowe nie tylko dla Briggsów, ale i reszty społeczeństwa, takie jak II wojna światowa, wynalezienie telewizora czy trafienie pod strzechy telefonu. Podczas lektury komiksu możemy obserwować jak tytułowi bohaterowie odnajdują się w nowej i trudnej dla nich rzeczywistości. Dziś młodsi czytelnicy, mając wszystko na wyciągnięcie ręki, z książek i komiksów mogą dowiedzieć się co tak naprawdę znaczyło choćby pojawienie się w mieszkaniu telefonu. I choć reakcja Ethel może wydać się śmieszna, to wówczas był to moment przełomowy.
Opowieść o rodzicach Raymonda Briggsa jest bardzo ciepłą i sentymentalną podróżą, w którą zabiera nas autor. Perypetie małżeństwa niekiedy bawią, niekiedy wzruszają, ale przez całą lekturę wciągają nas w specyficzny, angielski świat. Czasami wydawać się może, że wykreowany obraz rodziców jest do przesady ugrzeczniony. Ethel i Ernest żyją w permanentnej zgodzie, której nie zakłócają żadne poważne kłótnie. Takie prawdziwe małżeństwo idealne. Nadaje to bardzo dużo ciepła i rodzinnego charakteru tej opowieści. Miło się patrzy i czyta jak zgodną i kochającą się parą byli rodzice komiksowego twórcy. Każdy problem – nawet zniszczenie ich ukochanego domu podczas wojennej zawieruchy – był dla nich tylko krótkim epizodem, z którego wychodzili obronną ręką. Są to postaci, które od pierwszej strony skazane są na to, że je polubimy. Tym trudniejsze i bardziej wzruszające jest zakończenie całej opowieści.
Komiks podzielony został na kilka części, a każda z nich opowiada o jednym dziesięcioleciu wspólnego życia. Wyjątkiem jest ostatnia odsłona, ukazująca jedynie ostatni rok Ernesta i Ethel. Wraz z kolejnymi kadrami i upływem czasu Briggs przedstawia również zmiany w wyglądzie fizycznym bohaterów. Kipiących radością, zapasem sił i młodym obliczem małżonków „zastępują” coraz starsi, posiwiali i w końcu mocno schorowani staruszkowie. Przemiana ta na kadrach dokonuje się niemalże niezauważalnie, podobnie jak to dzieje się przecież w naszym codziennym życiu. Wspomniany wcześniej ostatni rozdział Briggs wyróżnił nie tylko mniejszym zakresem czasowym, ale również odmiennym rozplanowaniem kadrów. Podczas, gdy pozostałe części składają się w głównej mierze z dużej ilości niewielkich kadrów rozmieszczonych równo na całej stronie, tak ostatnia to (w większości) całostronicowe rysunki z bardzo stonowanymi, utrzymany w szarości kolorami. Taki zabieg wprowadza melancholijny nastrój i sprawia, że mimochodem zaczynamy myśleć o przemijaniu, o tym jak szybko zmierza ku końcowi nasze życie...
Niejako w opozycji do zakończenia stoją początkowe strony komiksu. Niezwykle barwne, jakby rysowane kredkami kadry przynoszą na myśl bajkowe i bardzo pozytywne wspomnienia. Zastosowana kolorystyka przypomina nieco rysunki ilustrujące powieści skierowane do dzieci.
Trzeba oddać autorowi również to, że dobrze radzi sobie z tekstem. Mocnym punktem tego komiksu jest jego warstwa dialogowa. Tekstu jest sporo, ale nie oznacza to, że są w nim dłużyzny czy nieciekawe momenty. Wręcz przeciwnie. Z ogromną przyjemnością i zaciekawieniem czyta się dialogi między Ethel a Ernestem, gdy rozmawiają ze sobą na temat aktualnych wydarzeń. To właśnie tutaj mamy okazję obserwować ich oczami zmiany zachodzące na świecie oraz sposób, w jaki odnajdują się w nowej rzeczywistości.
Duży plus należy się również Wydawnictwu Komiksowemu. Po pierwsze za to, że tytuł ten w ogóle wydali, a po drugie za to, że wydali go w bardzo dobrej formie. Warto zwrócić szczególną uwagę na papier i świetną jakość wydruku, które w całej krasie oddają bajkowe (dla mnie nieco przypominające te z albumów Gradimira Smudji) barwy tego albumu.
Podsumowując – mimo że Ethel i Ernest nie różnią się od tysięcy innych rodziców, których mijamy każdego dnia, to ich komiksowa biografia jest warta uwagi. Briggs stworzył udany i wciągający obraz życia swych rodzicieli. Dodatkową zaletą są oczywiście ramy czasowe, w których rozgrywa się akcja, umożliwiające obserwację burzliwych zmian zachodzących na świecie. Całość jest niezwykle ciepła i budująca. Co ciekawe, im więcej czasu mija od lektury tego komiksy, tym więcej o nim myślę i tym bardziej doceniam jego wartość. Komiks zdecydowanie warty polecenia, a dla mnie osobiście jeden z najlepszych, który ukazał się w tym roku.
Tytuł: "Ethel i Ernest. Prawdziwa historia"
- Scenariusz: Raymond Briggs
- Rysunek: Raymond Briggs
- Wydawca: Wydawnictwo Komiksowe
- Data wydania: 08.2014
- Liczba stron: 104
- Format: 155x225 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: offsetowy
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Cena: 55 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus