„Miasteczko Zanesville” - recenzja
Dodane: 19-07-2014 20:18 ()
Motyw „cudownego dziecka” jest w literaturze znany od dawna. Nie tylko w literaturze. Znane są przecież liczne przykłady dzieci uzdolnionych w nadzwyczajny sposób, choć stosunkowo rzadko ich talenty przekładają się na osiągnięcia w dorosłym życiu. Książka „Miasteczko Zanesville” zaczyna się opowieścią o cudownym dziecku, które z biegiem lat nie przestało być cudowne, stało się tylko bardziej tajemnicze i osiągnęło bardzo wiele. Jest to punkt wyjścia surrealistycznej historii, która przypomina trochę „Alicję w krainie czarów”, a trochę „Czarnoksiężnika z Oz” w wersji dla dorosłych. Rozpoczynając lekturę trzeba przygotować swój umysł na zderzenie z prawdziwym „światem na opak”, cybernetycznie zaawansowanym, ale mimo to sprawiającym wrażenie, jakby przetoczył się przez niego jakiś megahuragan. W książce ten żywioł ma swoje imię.
Nowy koncern, Vitessa, przejmuje takie marki jak Disney, Microsoft czy McDonald. Właściwie przejmuje wszystko, po co zdoła sięgnąć i zaczyna de facto rządzić Ameryką, a nawet całym światem. Tworzy własne prawa i własny styl życia, który staje się czymś obowiązującym. Nie wszyscy się na to zgadzają. Grupa bojowników Satyagrahi ukrywa się w Central Parku, jedynym miejscu, które zdaje się być poza zasięgiem wszechmocnego koncernu. Są wśród nich artyści, lekarze i specjaliści od komputerów, a także ci, którzy kiedyś pomogli Vitessie przejąć kontrolę nad światowym przemysłem i odbywają w azylu rodzaj pokuty. Szczególną rolę w tej minispołeczności pełni Aretha, były prawnik, atleta i transwestyta w jednym, oraz obdarzona mocami parapsychicznymi nastolatka o przezwisku Dzwoneczek. Właśnie ona któregoś dnia przyprowadza do obozu bojowników mężczyznę o jasnych włosach i niezupełnie zwyczajnym ciele pokrytym tajemniczymi bliznami. Dziwny przybysz nie wie, kim jest i skąd się wziął, a wszelkie próby ustalenia jego tożsamości przez informatyków spełzają początkowo na niczym. Natassja, praktykująca w azylu jako lekarz, nadaje mu imię Prawojciec i twierdzi, że ma on do spełnienia ważną rolę. Wpierw musi sobie jednak przypomnieć choć kilka zdarzeń z przeszłości. Wkrótce wychodzą na jaw dziwne fakty dotyczące przypadkowego gościa, tak przerażające, że Prawojciec zostaje odepchnięty przez bojowników i wygnany z ich obozu. Ścigany przez agentów Vitessy szuka własnej tożsamości wędrując przez zdeformowane przemianami miasto, wspierany przez Arethę i innych towarzyszy, daleko bardziej dziwacznych niż ten potężnie zbudowany transwestyta...
Nastrój książki Saknussemma przypomina senny koszmar lub wyjątkowo przykre halucynacje po LSD. Opisywani przez niego ludzie i zdarzenia tworzą przerażającą mozaikę, zdolną zamieszać w głowie nawet najbardziej zrównoważonemu człowiekowi. Tego typu powieści pisane są dla specyficznych czytelników i ktoś, kto się do nich nie zalicza, nie powinien po nie sięgać. Powiedzieć że „Miasteczko Zanesville” jest dziełem abstrakcyjnym, to mało. Zdaję sobie sprawę z tego, że musi to być książka uważana za wybitną, skoro wyróżniono ją nominacją do nagrody imienia Philipa K. Dicka, przyznam jednak, że nie rozumiem z jakiego powodu to uczyniono. Surrealistyczna sceneria i natłok postaci rodem z narkotykowych majaków tworzą wrażenie nieprawdopodobnego bałaganu, który ciągnie się od pierwszej strony do ostatniej. W porównaniu z tą powieścią najbardziej udziwnione dzieło Witkacego to szczyt realizmu i konsekwencji. Przyznaję szczerze, mój umysł nie potrafił tego ogarnąć.
Konstruowane przez Saknussemma postacie są udziwnione do granic możliwości i byłoby to nawet ciekawym chwytem, gdyby książkę łatwiej się czytało. Tymczasem już samo przebrnięcie przez nią stanowi duże wyzwanie, głównie ze względu na natłok słów i pojęć będących tworem autora i nie spotykanych nigdzie indziej. Swoją cegiełkę dokłada nadawanie ludziom dziwacznych imion na niby-indiańską modłę, takich jak Kokomo, Śmierdziel Krętacz czy Mrów Kojad, ale to też nic w porównaniu z tym, że książka nie ma żadnego sensu, żadnej logiki. Jej treść stanowi jakiś dziwaczny misz-masz z elementami cyberpunku, westernu, quasireligijnej filozofii, dziecięcej bajki i political fiction. Na okładce – skądinąd bardzo ciekawej – powinien widnieć napis „Tylko dla koneserów gatunku”. Pięknie wydana i starannie opracowana powieść, która nie poddaje się żadnym kryteriom oceny, bo nie wiadomo do końca, ani o co w niej chodzi, ani do kogo jest adresowana.
Tytuł: „Miasteczko Zanesville”
- Autor: Kris Saknussemm
- Język oryginału: angielski
- Przekład: Krystyna Chodorowska
- Gatunek: urban fantasy
- Okładka: miękka ze skrzydełkami
- Ilość stron: 650
- Rok wydania: 2014
- Wydawnictwo: Zysk i Ska
- Cena: 39.90 PLN
Dziękujemy Wydawnictwu Zysk i S-ka za przesłanie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus