Rafał Dębski „Światło cieni” - recenzja

Autor: Izabela Wojnowska Redaktor: Motyl

Dodane: 10-06-2014 11:51 ()


Przyszłość. Grupa naukowców pod dowództwem komandora Reubena Vaybara prowadzi badania na planecie Cronnie. Z pozoru standardowa misja nieoczekiwanie przybiera inny obrót. Załoga kłóci się między sobą, piloci widzą tajemnicze cienie, a jeden z naukowców zapada na dziwną chorobę. Wkrótce i z Vaybarem zaczynają dziać się niepokojące rzeczy…

Intrygująca, oryginalna, mocna – tak w skrócie można opisać książkę Rafała Dębskiego. „Światło cieni” to futurystyczna opowieść o samotności, zagubieniu we własnym umyśle, wreszcie o ludzkiej ambicji i jej zgubnych skutkach.

Jednym z atutów utworu jest jego specyficzny styl. Z jednej strony to klasyczna fantastyka naukowa w najlepszym wydaniu. Z drugiej strony dostajemy psychologiczną powieść przeplataną nieco filozoficznymi przemyśleniami głównego bohatera, Reubena Vaybara. Jest jeszcze coś. „Światło cieni” ma w sobie sporo z dreszczowca. Szczególnie wtedy, kiedy nie wiadomo jeszcze, czym są tajemnicze cienie… lub wtedy, kiedy już to się wyjaśnia. Ta pewnego rodzaju fuzja gatunków daje ciekawy efekt. Książka, z powodu tematu i poruszanych problemów, jest mocna w wyrazie. Jednocześnie jest w niej dużo świeżości, nowatorskości i nowoczesności.

Mocnym wątkiem książki (jeśli nie głównym) jest ludzka samotność. Samotność w tłumie, można dodać, i taka, która przynosi katastrofalne skutki. Z tymi problemami boryka się Vaybar, który wręcz staje się ich ofiarą. Komandor nawiązuje kontakt ze sztuczną inteligencją, która realizuje pewną misję. Po pewnym czasie odkrywa, że ów plan wprawdzie nie jest skierowany przeciwko ludziom, ale ma dla nich zgubne skutki. Reuben czuje, że musi powstrzymać obcego, ale to nie takie proste. Wie, że załoga będzie sceptyczna co do jego opowieści i to niestety wkrótce się potwierdza. Postanawia działać na własną rękę. Vaybar podejmuje walkę, która oczywiście nie jest prosta. Nie obchodzi się bez ofiar, a największą z nich jest on sam. Tragiczne, temu zaprzeczyć nie sposób. Jednak bardziej zaskakujące jest to, że ta walka jest nie tyle dramatyczna, co samotna. Obserwując zmagania komandora, próby wyjaśnienia, szukanie rozwiązań wręcz uderza to, jak bardzo jest w tym wyalienowany. Mimo że otacza się wykwalifikowanymi ludźmi nauki, nie może zwrócić się do nich po pomoc ani jej uzyskać. Zamiast tego zostaje posądzony o niepoczytalność i uwięziony. Ciekawe jest też to, że cała batalia toczy się jedynie w umyśle Reubena. Sztuczna inteligencja nie jest czymś zewnętrznym, czymś co mogą dostrzec inni, namacalnym. Jest jakby wrażeniem, a wrażenie dostrzega przecież tylko osoba je odczuwająca. To bardzo wymowne. Jeszcze bardziej podkreśla, że mężczyzna zostaje sam na sam z tym, co go gnębi i może liczyć tylko na siebie.

Samotność dotyka nie tylko Vaybara. Członkowie załogi w pewnym sensie też są samotni, ale w innym znaczeniu. To raczej samotność z wyboru, a nawet izolacja z wyboru.  W książce trudno dostrzec jakiekolwiek pozytywne emocje w kontaktach międzyludzkich. Agresja, niechęć, nieufność, lęk pojawiają się często. Abstrahując od tego, że sztuczna inteligencja celowo wprowadza zamęt na pokładzie, nie ma żadnych serdeczniejszych emocji. Jedyną bliższą relacją jest ta między Reubenem a Marlą, jednak to jest bliskość czysto fizyczna. Sympatia czy zwyczajna życzliwość rzadko gości na pokładzie. Ludzie bardziej przypominają cyborgi, niż czujące istoty. Wręcz bije od nich chłodem emocjonalnym, od czasu do czasu przerywanym wybuchem złości czy nienawiści. Uczuciem, lub po prostu tym co dominuje w kontaktach międzyludzkich jest całkowita, zimna obojętność.

Wspomniałam, że książka opowiada także o zgubnych skutkach ludzkiej ambicji. W tym miejscu przychodzą na myśl także inne określenia słowa „ambicja”: niedoskonałość, brak kontroli, pycha. Reuben odkrywając mechanizmy sztucznej inteligencji zauważa, jak bardzo jest niedoskonała. Jak wymyka się spod kontroli, i chociaż stworzona przez ludzi, w rezultacie niszczy ich. To trochę tak, jak w historii o Frankensteinie lub biblijnej wieży Babel. Dzieło pokonuje swojego stwórcę. Przypowieść? Jednak nie. Nie czuć tu dydaktyzmu. Raczej ponura wizja przyszłości.

Największym zaskoczeniem jest to, że mimo tej ilości „brudu” emocjonalnego i egzystencjalnego, książka nie jest przygnębiająca. Paradoksalnie, dzięki tej posępności i katastroficzności jest na swój sposób fascynująca.

Wrażenie po lekturze jest zatem nie tyleż pozytywne, co interesujące. „Światło cieni” to w pewnym sensie opowieść tragiczna. Z tego powodu trudno powiedzieć, że można się przy niej dobrze bawić. Po prostu to określenie nie pasuje. Jeśli już, jest to po prostu satysfakcja z czytania literatury posiadającej jakąś treść. I chyba to najlepszy argument za tym, by po nią sięgnąć.

 

Tytuł: "Światło cieni''

  • Autor: Rafał Dębski    
  • Wydawnictwo:Rebis
  • Rok wydania:2014
  • Stron:272
  • Okładka: miękka ze skrzydełkami
  • Wymiary: 135x205
  • Seria wydawnicza:Horyzonty zdarzeń
  • Cena: 29,90 zł

 

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za przesłanie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus