„The Sixth Gun: Cold Dead Fingers” – recenzja
Dodane: 30-05-2014 21:16 ()
Dawno nie czytałem tak zwariowanego i nieokrzesanego komiksu. Jego lektura przypomina jazdę kolejką górską bez hamulców, w trakcie której może zdarzyć się dosłownie wszystko – od pojawienia się zombie po fantastyczne stwory i broń rodem z „Return to Castle Wolfenstein”. I w dodatku mówimy o westernie! Gatunku, w którym ponoć nie miało się już zdarzyć nic interesującego, przemaglowanego od góry do dołu. Aż tu nagle przyszedł Cullen Bunn i pokazał, jak się bawić pulpowymi motywami bez żadnych ograniczeń. Jego „The Sixth Gun” to piękny przykład tego, jak rozpoczyna się świetlana kariera w amerykańskim pop-przemyśle.
Akcja komiksu rozgrywa się kilka lat po zakończeniu Wojny Secesyjnej. Becky Montcrief jest naocznym świadkiem śmierci swego ojca z rąk bandy rzezimieszków z Dzikiego Zachodu. Broniąc się, odbiera rodzicowi jego osobisty (jak będzie się jej wydawać z początku) rewolwer. Okazuje się, że pistolet posiada nadnaturalne moce – potrafi ukazać przyszłość. Ponadto, to właśnie niniejsza broń była głównym celem zbrodniarzy. Sami są w posiadaniu pięciu innych, które przejawiają swoje własne, różne właściwości. Jedna potrafi chociażby ożywiać zmarłych zabitych przez nią, a kolejna zachowuje wieczną młodość jej właściciela.
Jednakże oręż będący w posiadaniu Becky jest najmocniejszym z nich wszystkich i posiada właściwości przypominający tolkienowski, jedyny pierścień. Zdesperowana i osaczona kobieta, która wykorzystywaniem pistoletu niechcący uwolniła mroczne istoty, prosi o pomoc gustownego dżentelmana i wyrafinowanego zabójcę, Drake’a Sinclaira. Nie przeczuwa jednak, jakie tajemnice Drake przed nią skrywa i w zasadzie nie wie, że tak naprawdę pomaga jej tylko po to, by samemu zdobyć wszystkie bronie. Razem dadzą mu one moc, o jakiej nikt dotąd nie śmiał marzyć.
„The Sixth Gun” przywraca wiarę w nietuzinkowy komiks rozrywkowy, opierający się modom i realizujący dokładnie to, na co Hollywood nie może sobie obecnie pozwolić. Skoro, bowiem wytwórnie nie decydują się wesprzeć wielu produkcji o pokaźnych budżetach w zamian za jeden, soczysty blockbuster skierowany do wielu odbiorców z różnych grup wiekowany, to jedynym ratunkiem dla kreatywności są właśnie historie obrazkowe. W nich można przedstawić rozmach i wizję pomysłów – jedynym oporem przy ich kreacji jest wyobraźnia twórców, a koszt jej wypracowania jest w zasadzie niewielki. Efekt zaś jest urzekający.
Bunn wraz z rysownikiem Brianem Hurttem komponuje iście wybuchową mieszankę inspiracji, motywów i popkulturowych cytatów. Ich nadrzędnych celem jest sprawienie zabawy czytelnikowi. Czystej, beztroskiej, wywołującej szczery uśmiech na twarzy. Komiks czyta się zresztą niczym wyśmienicie zrealizowany fiilm animowany, łączący konwencję westernu, nie tyle z horrorem, co z kinem awanturniczym zawierającym wyraziste postaci o niejednoznacznch motywach działań. Atmosfera jest iście absurdalna, a oszałamiające zwroty akcji są ciekawie zilustrowane przez Hurtta, znanego polskim komiksiarzom z serii „Queen & Country” Grega Rucki. Jego styl jest zadziwiająco czysty i uproszczający przedstawianą rzeczywistość, a jednocześnie na tyle czytelny i przejrzysty, że nie drażni w trakcie czytania.
Po „Szóstej broni” już wcale się nie dziwię, dlaczego Cullen Bunn jest obecnie jedną z najbardziej prosperujących gwiazd Marvel Comics. Jego nadpobudliwa fantazja oraz smykałka do pastiszu, jak i grozy połączone z przygodą imponują niebywałą energią. Od lat nie czytałem historii, przy której tak dobrze się odprężyłem i nie udawała na siłę czegoś, czym w zupełności nie jest. Cieszy fakt, że autentyczna frajda płynąca z komiksu została zauważona przez producentów seriali. Niebawem będziemy mieli okazję obejrzeć adaptację telewizyjną (za reżyserię odpowiedzialny będzie Jeffrey Reiner, znany chociażby z popularnego „Homeland”), a polski czytelnik jeszcze w tym roku dzięki Timofowi zapozna się z rodzimą wersją recenzowanego wydania zbiorczego. Szykujcie się na solidną odskocznię, która zaskoczy was śmiałością rozwiązań fabularnych i obłędem zarazem.
Tytuł: "The Sixth Gun" vol. 1 : "Cold Dead Fingers" SC
- Scenariusz: Cullen Bunn
- Rysunki i liternictwo: Brian Hurtt
- Kolorystyka: Brian Hurtt i Bill Crabtree
- Wydawca: Oni Press
- Data publikacji: 25 stycznia 2011
- Oprawa: miękka
- Druk: kolorowy
- Papier: kreda
- Zawiera: The Sixth Gun (2010) #1-6
- Format: 257x170 mm
- Stron: 160
- Cena: US $19.99
Dziękujemy sklepowi ATOM Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. Komiks możecie kupić w sklepie ATOM Comics.
comments powered by Disqus