„X-Men”: „Przeszłość, która nadejdzie” - recenzja druga
Dodane: 30-05-2014 12:46 ()
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie to chyba najambitniejszy projekt związany z mutantami Marvela. Największa do tej pory ilość herosów na ekranie oraz dwie płaszczyzny czasowe. Bryan Singer i spółka wzięli na warsztat jedną z najlepszych historii autorstwa Chrisa Claremonta i Johna Byrne’a, czyli Days of Future Past. Oczywiście w miarę uwspółcześnioną i odświeżoną wersję historii z początku lat osiemdziesiątych.
Przyszłość rysuje się dla mutantów w najczarniejszych barwach. Pobici, przetrzebieni i eksterminowani. Ich los przypieczętowały Sentinels – mordercze roboty zbudowane przez Bolivara Traska. Niedobitki X-Men bronią się w jednej ze swoich ostatnich kryjówek. Wiekowi Xavier i Magneto współpracują, obmyślając plan mający zmienić bieg historii. Jest nim wysłanie świadomości jednego z mutantów do przeszłości dzięki umiejętnościom Kitty Pryde. Kogoś, kto przetrwa taką podróż, a jego umysł nie oszaleje. Wybór jest oczywisty, w podróż w czasie wybiera się Wolverine. Ląduje w barwnych latach siedemdziesiątych, gdzie musi przekonać dwóch zagorzałych wrogów – Xaviera i Magneto do połączenia sił w obliczu większego zagrożenia. Nie będzie to łatwe, gdyż jeden z nich całkowicie się załamał, po porażce swoich uczniów, drugi zaś znalazł się w miejscu odosobnienia, by nie stanowić już zagrożenia dla ludzi. Przed Loganem nie lada trudne zadanie.
W oryginale w czasie podróżowała Shadowcat, by powstrzymać zamach na senatora Kelly’ego, który zainicjował program rejestracji i eksterminacji mutantów przez monstrualne roboty Traska. W filmie podobny efekt miało wywołać zabójstwo dokonane przez Mystique. Misja Wolverine’a wydaje się skazana na porażkę, bo lata siedemdziesiąte są równie ponure dla rozbitych mutantów, jak przyszłość, która nadejdzie, a delikatne przymierze między Charlesem a Erikiem może zostać zerwane w imię prywatnych niesnasek i odmiennych poglądów. Dodatkowo zerwana ze smyczy Mystique dryfująca między dobrą a ciemną stroną swej osobowości jest nie tylko rozchwiana emocjonalnie, ale czuje się zdradzona i porzucona przez współbraci. Tymczasem w przyszłości czas ucieka, a niedobitki homo superior słabnął pod naporem napływających Sentinels.
Singer podjął się karkołomnego zadania połączenia kilku istotnych wątków dotychczasowej ekranowej sagi o mutantach. Przeszedł płynnie od Pierwszej klasy, pokazując zrezygnowanie Xaviera, nawiązał do rodzącego się potwora i kata mutantów – Williama Strykera, pokazał zmianę poglądów Mystique, jak również przyszłość i ewentualne skutki jej zmiany poprzez intrygujące zakończenie stojące w opozycji do Ostatniego bastionu. Udało się praktycznie wszystko z wyjątkiem wizji odległej przyszłości. Pojawiają się w niej aktorzy z pierwszego filmu o X-Men – co należy rozstrzygać jako ciekawy zabieg i puszczenie oczka do widza, ale sam portret tych najciemniejszych chwil w historii mutantów został odarty z przejmującej i chwytającej za serce wizji, jaką mogliśmy widzieć w komiksie. Brak nadziei, przyszłość usłana grobami bohaterów i ostateczny zryw ocalałych – to robiło ogromne wrażenie, natomiast w filmie wygląda jak trochę sztuczny wstęp do właściwej historii rozgrywanej w przeszłości. Nie wszystko zawsze trzeba ukazywać poprzez nieustającą i morderczą walkę.
Niemniej Bryan Singer zgrabnie połączył wszystkie wątki, nadał misji Wolverine odpowiedniej dramaturgii, nie zapomniał też o charakterystycznym humorze serii. Wprowadził też przebojową postać Quicksilvera, którego występ pretenduje do miana spektakularnego, a Evan Peters jest wytrawnym złodziejem scen. Podobnie jak poprzednio, twórcy podbudowali perypetie mutantów tłem historycznym, które jak w przypadku Pierwszej klasy udanie ilustruje nastroje społeczne wobec homo superior.
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie to jedna z najlepszych ekranizacji przygód mutantów. Widowiskowa, słodko gorzka wizja przyszłości, która zmienia się wraz z ewolucją postaw bohaterów. Jeśli nie poczują w sobie siły do przełamania antagonizmów, stanowiąc jedność, dla mutantów może nie być już przyszłości, a jedynie wspomnienie nieustannej walki w myśl nic nieznaczących przekonań. Nieszablonowe superbohaterskie kino, które warto obejrzeć.
Ocena: 8/10
Tytuł: „X-Men”: „Przeszłość, która nadejdzie”
Reżyseria: Bryan Singer
Scenariusz: Simon Kinberg
Obsada:
- James McAvoy
- Michael Fassbender
- Jennifer Lawrence
- Nicholas Hoult
- Peter Dinklage
- Ian McKellen
- Patrick Stewart
- Hugh Jackman
- Halle Berry
- Shawn Ashmore
- Ellen Page
- Omar Sy
- Evan Peters
Muzyka: John Ottman
Zdjęcia: Newton Thomas Sigel
Montaż: John Ottman
Scenografia: John Myhre
Kostiumy: Louise Mingenbach
Czas trwania: 132 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus