"Transcendencja" - recenzja
Dodane: 22-05-2014 19:28 ()
Wally Pfister nie zaliczy swojego reżyserskiego debiutu do udanych. Niestety tak się dzieje w przypadku, gdy zbiera się resztki z pańskiego stołu i pragnie zmienić je w nęcące świeżością danie. Już pierwsza scena „Transcendencji” zdradza nam zakończenie historii, co, w połączeniu ze zwiastunami ujawniającymi wszelkie fabularne zwroty sprawia, iż z seansu wychodzimy nie tyle z uczuciem niedosytu, co rozczarowani.
Dr Will Caster pracuje nad wynalezieniem sztucznej inteligencji, dzięki której ludzkość wdrapałaby się na kolejny szczebel ewolucji. Zabawa w beztroski kreacjonizm posiada tyle samo zwolenników, co przeciwników. Chęć stworzenia świata według własnej wizji nie podoba się grupce ludzi, pragnącej za wszelką cenę powstrzymać Castera. Szeroko zakrojona akcja sabotująca pracę nad projektem doprowadza do zamachu na naukowca, któremu pozostaje tylko pięć tygodni życia. Jedyną szansą na ocalenie dziedzictwa Castera wydaje się być transfer jego świadomości do komputera, skąd już prosta droga do opanowania światowego Internetu.
Etatowy operator Christophera Nolana wybrał na swój debiut niespecjalnie łatwe zadanie. Sama tematyka bazująca na niekontrolowanym rozwoju sztucznej inteligencji wydaje się wprost wymarzona na thriller s-f. Jednakże w wersji zaproponowanej przez Pfistera nie trzyma w napięciu, nie jest nawet w stanie sprawić, aby widz sympatyzował z bohaterami, bowiem wszyscy bez wyjątku wydają się być bezbarwnymi postaciami. Wystarczy wspomnieć „System” z Sandrą Bullock, gdzie życie bohaterki zależało od raczkującego wówczas Internetu, a twisty fabularne odpowiadały za budowanie napięcia. W „Transcendencji” wszystko jest klarowne od początku do końca – dr Caster wdraża plan stworzenia populacji na swoje podobieństwo, a agenci federalni przyglądają się temu z założonymi rękami aż będzie za późno.
Przy oglądaniu obrazu Pfistera należy odrzucić wszelkie prawa logiki, bowiem obdarzony boską mocą Caster w zarodku stłumiłby każdy przejaw buntu zagrażający jego istnieniu. Mając nieograniczony dostęp do wszystkich komputerów na świecie, nic przed nim by się nie ukryło. Wątpliwym jest też, że pozostawiłby furtkę prowadząca do swojej zagłady. Naiwność i siermiężność hollywoodzkich produkcji nie zna jednak granic.
Niewątpliwe niebezpieczne zabawy w demiurga posiadają jedną pozytywną cechę. „Transcendencję” można odbierać jako manifest ekologiczny, sprzeciw nadmiernej komputeryzacji i nowoczesności, które wdzierają się ukradkiem do naszego życia wypierając empatię, prowadząc bezpośrednio do dehumanizacji jednostki. Miniaturyzacja oraz zaawansowana technologia tworzą z ludzi bezduszne maszyny zapatrzone w monitor jakiegokolwiek nośnika danych. Chęć stworzenia sztucznej inteligencji opartej na działaniu ludzkiego mózgu może doprowadzić do prób sterowania populacją ludzką. A stąd już niewielka droga do niechybnej zagłady. Taka cywilizacja nie ma szans na przetrwanie, toteż obraz Wally’ego Pfistera należy potraktować jako przestrogę przed nadmiernym postępem, którego nie powinno się powstrzymywać, ale warto rozsądnie nim kierować, aby pewnego dnia nie obudzić się z przeczuciem, że na naprawę jest już zdecydowanie za późno.
5/10
Tytuł: "Transcendencja"
Reżyseria: Wally Pfister
Scenariusz: Jack Paglen
Obsada:
- Johnny Depp
- Rebecca Hall
- Morgan Freeman
- Paul Bettany
- Cillian Murphy
- Kate Mara
- Clifton Collins Jr.
Muzyka: Mychael Danna
Zdjęcia: Jess Hall
Montaż: David Rosenbloom
Scenografia: Chris Seagers
Kostiumy: George L. Little
Czas trwania: 120 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus