„Skarga Utraconych Ziem – Rycerze Łaski": tom 1 „Morigany” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 02-04-2014 20:14 ()


U schyłku lat osiemdziesiątych minionego wieku Grzegorz Rosiński robił co mógł, aby w pełni skoncentrować się na realizacji swojej najsłynniejszej serii o wikingu-kosmicie. Stąd zresztą wynikł pomysł przekazania pieczy nad warstwą plastyczną „Yansa” Zbigniewowi Kasprzakowi. Najwyraźniej jednak Jean Dufaux („Krucjata”, „Drapieżcy”) okazał się wystarczająco przekonujący, by namówić polskiego twórcę na drobną współpracę.  

Powstała tym sposobem dylogia „Skarga Utraconych Ziem” („Sioban” i „Blackmore”) rychło doczekała się kontynuacji w postaci dwóch następnych tomów („Pani Gerfault”, „Kyle z Klanach”). Czytelnikom gustującym w opowieściach rozgrywających się we wczesnym średniowieczu (a przy okazji również w klimacie fantasy) najwidoczniej było mało, a szefostwo wydawnictwo Dargaud-Lombard okazało się na tyle uprzejme, że zaproponowało kolejny cykl osadzony w tym samym świecie przedstawionym. 

Podseria „Rycerze Łaski” – bo o niej właśnie mowa – rozgrywa się kilkadziesiąt lat przed wydarzeniami ukazanymi w macierzystym cyklu. Tym razem zamiast młodocianej przedstawicielki jednego z możnowładczych klanów uwagę odbiorcy skoncentrowano na tytułowym zakonie Rycerzy Łaski. Wyjątkowo biegli w wojennym rzemiośle, a zarazem wzorcowo szlachetni, przemierzają wyspiarską krainę nieprzypadkowo wzbudzającą skojarzenia z Irlandią doby VI wieku n.e. Charakterystyczna, późnoceltycka ornamentyka (a w szerszym kontekście całokształt kultury materialnej), aura przypisana klimatowi oceanicznemu oraz onomastyka nie pozostawiają pod tym względem wątpliwości. Sednem aktywności wspominanych Rycerzy jest ochrona wyspiarskiej społeczności przed  niedobitkami demonicznych istot zamieszkujących niegdyś tę krainę. Zwłaszcza, że konkurujące o wpływy klany nie zawsze potrafią rozpoznać pradawne zagrożenie, które co jakiś czas daje o sobie znać. Tym samym sfera magii przenika się z historią, bo obok zmiennokształtnych drapieżców zasygnalizowano również aktywność chrześcijańskich misjonarzy.

Rola łącznika z serią macierzystą przypada przede wszystkim Seamusowi. Jak pamiętają czytelnicy zaznajomieni m.in. z albumem „Sioban”, ów nieco już leciwy fechmistrz pełnił rolę nieformalnego doradcy osieroconej bohaterki cyklu. W „Moriganach” Dufaux zdecydował się na często podejmowaną w przypadku popularnych tytułów taktykę polegającą na prezentacji perypetii jednej z kluczowych osobowości w innych momentach jej życia. Tak też jest z Seamusem, który na kartach „Rycerzy Łaski” ledwie rozpoczyna swój zakonny nowicjat. Jednak już na tym wczesnym etapie jego przełożeni wiążą z nim wielkie nadzieje. Zwłaszcza, że udział młodzieńca w przeciwstawieniu się wyjątkowo niebezpiecznej czarownicy może okazać się wręcz niezbędny.

Jeana Dufauxa raczej trudno byłoby uznać za wyróżniającego się wirtuoza scenariusza. Jest on bowiem przykładem solidnego, przykładającego się do swojego fachu rzemieślnika, ale jakby wyzbytego polotu Jeana Van Hamme’a czy Hermanna Huppena. Miał on jednak sporo szczęścia do współpracy z utalentowanymi plastykami wśród których, obok wcześniej wymienionego Rosińskiego warto przywołać m.in. Enrico Mariniego. I to właśnie warstwa wizualna serii sygnowanych przez rzeczonego scenarzystę jest zazwyczaj ich najmocniejszą stroną. Przyznać jednak trzeba, że Dufaux potrafi niekiedy zaskakiwać sprytnym kamuflowaniem kierunków w jakich podąża fabuła. Tak się właśnie sprawy mają w „Moriganach”, gdzie być może część czytelników może poczuć się w finale tej opowieści nieco zaskoczona. Niestety gorzej z nakreślanymi przezeń postaciami, bo te zwykle wyzbyte są głębszego rysu psychologicznego. Motywacja ich działania często jawi się jako zbyt powierzchowna, a niekiedy wręcz abstrakcyjna. Niektóre spośród pomysłów sprawiają wrażenie nieszczególnie przemyślanych i jakby zawieszonych w fabularnej próżni. A tymczasem dla zwolenników przysłowiowej strzelby Czechowa tego typu traktowanie materii opowieści może wydać się co najmniej odrobinę irytujące. Autorowi nie przeszkadza to jednak w dalszej aktywności, a tytuły, przy których zwykł się on udzielać, zwykle znajdują spore grono odbiorców.

Wraz z zakończeniem pierwszego cyklu Grzegorz Rosiński zniknął z „pokładu” tej serii ponownie koncentrując się na „Thorgalu” (a mimochodem również „Zemście hrabiego Skarbka”). Rola jego „dublera” przypadła jednak innemu cieszącemu się uznaniem artyście w osobie Phillippe’a Delaby’ego. Ów ewidentnie lubujący się w konwencji realistycznej twórca zaproponował odmienną od Rosińskiego wizję plastyczną realiów „Éire” i trzeba przyznać, że wcale nie gorszą. Precyzja z jaką rzeczony nakreślił detale świata przedstawionego wręcz zachwyca. Niebagatelną rolę odgrywa również kolorystyka przyczyniając się do trafnego oddania klimatu środowiska, w którym rozgrywa się ta opowieść. Pochmurną, wietrzną krainę urozmaicają trawiaste wzgórza oraz wznoszące się pośród nich rodowe twierdze. Stąd podobnie jak w przypadku „Mureny” również i tutaj Delaby nie stronił od szczegółowego rozrysowywania architektury. Wyraziste i rozpoznawalne rysy twarzy obecnych tu postaci, pieczołowicie oddany rynsztunek, krój szat oraz przedmiotów codziennego użytku stanowią przejaw wysokich umiejętności warsztatowych tego plastyka.

Pierwszy tom „Rycerzy…” doczekał się spolszczenia w maju 2005 r., a zatem niebawem po frankofońskiej premierze. Nakład tego wydania względnie prędko uległ wyczerpaniu czyniąc z niniejszej serii jeden z rarytasów obiegu wtórnego. Tym bardziej dobrze się stało, że zarówno wznowienia „Morigany” jak i „Gwinea Lord” znalazły się w planach Egmontu na ten rok. Dzięki temu nowi czytelnicy (jak również ci, którym nie dane było zaopatrzyć się przed laty w pierwsze dwa tomy) zyskali sposobność zapoznania się z całością tej serii. A to z tego względu, że w sierpniu i listopadzie do dystrybucji trafią polskie premiery pozostałych części „Rycerzy Łaski”: „Czarodziejka Sanctus” oraz „Sill Valt”.

Na tym jednak nie koniec, bo w nieco dalszej perspektywie  można spodziewać się kolejnej odsłony „Skargi Utraconych Ziem” na kartach planowanych przez Dufauxa „Czarownic”. W obecnej chwili trudno orzec czy wspomniany scenarzysta dotrzyma słowa. Pewnym jest natomiast, że w tym projekcie nie weźmie już niestety udziału zmarły w styczniu 2014 r. Phillippe Delaby.

 

Tytuł: „Skarga Utraconych Ziem – Rycerze Łaski" tom 1: "Morigany”   

  • Tytuł oryginału: „Complainte des landes perdues- Les Chevaliers du Pardon: Moriganes”
  • Scenariusz: Jean Dufaux
  • Rysunki: Phillippe Delaby
  • Tłumaczenie: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud-Lombard
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data premiery wersji oryginalnej: październik 2005 r.
  • Data premiery wersji polskiej: marzec 2014 r.
  • Wydanie II
  • Oprawa: miękka 
  • Format: 21 x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor  
  • Liczba stron: 56
  • Cena: 29,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus