"Metro" - recenzja
Dodane: 27-12-2013 08:39 ()
W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia kino katastroficzne stanowiło silną gałąź przemysłu filmowego. Płonące wieżowce, tonące statki czy zabłąkane asteroidy w mniejszym lub większym stopniu doprowadzały do uszczuplenia ziemskiej populacji. Wraz z rozwojem technologii cyfrowej kino spod znaku nadchodzącej apokalipsy ewoluowało, niejednokrotnie stawiając na efekciarstwo w połączeniu z płomiennymi przemowami twardogłowych liderów demokratycznych systemu oraz z technobełkotem naukowców. Zazwyczaj w tego typu produkcjach dominował pierwiastek pozaziemski, bo coś z odległego kosmosu postanowiło przycumować na naszej planecie zamieniając ją w ognistą breję.
Rosjanie postanowili podejść do tematu zgoła odmiennie, stawiając na bardziej prawdopodobną katastrofę, a przy tym skupiając się na dramacie drugoplanowych bohaterów. W swej konstrukcji fabularnej „Metro” czerpie garściami z amerykańskiego „Tunelu”, w którym mężnie prężył muskuły Sylwek Stallone, aby wyciągnąć zakopaną pod gruzami garstkę ocalałych. Z tą różnicą, że Rosjanie na herosa nie namaszczają byłego szefa ratowników, a podrzędnego chirurga – czyli everymana, osadzonego gdzieś w postkomunistycznej rzeczywistości.
W produkcji naszych wschodnich sąsiadów nie mamy do czynienia z brawurowym heroizmem, powiem szczerze, że poza zwykłą empatią, nikt nie dokonuje tu wyczynów ponad ludzkie możliwości. Grupa stara się przeżyć, jednocześnie szukając wyjścia na powierzchnię, a czasu mają niewiele, bowiem wąskie korytarze metra zalewa woda. Władze stolicy kraju decydują się na zamknięcie uszkodzonej podziemnej arterii szybkiej kolei, ale wpierw pragną upewnić się czy ktoś nie przeżył. Ekipa ratunkowa z mozołem przedziera się przez kolejne odcinki podziemnego korytarza, gdzie według legend i podań niegdyś mieściły się bunkry mogące stanowić kryjówkę dla feralnych pasażerów pechowego kursu.
Obraz nie porywa efektami specjalnymi, które są znacznie uboższe niż te znane nam z amerykańskich produkcji. Aktorstwo nie wybija się ponad rzemieślniczą robotę, ale w tym przypadku jest to atut filmu. Od głównych postaci bije realizm i autentyczność, każdy z nich zmaga się z życiowymi rozterkami, posiada przyziemne problemy. Zatem mamy wątek romantyczny pary nastolatków, trójkąt miłosny między lekarzem, jego urodziwą żoną i biznesmanem o kanciastej twarzy Putina (samiec alfa) czy też eks sportsmenkę, która zagubiła się w szaleństwie burzliwej, młodej demokracji. Oczywiście, nie mogło też zabraknąć groźnie wyglądających dygnitarzy, dzierżących władzę w niegdysiejszym kraju trzymanym w ryzach przez żelazną rękę Stalina. Katastrofę, która doprowadziła do tragedii pasażerów można zrzucić na karb rażących, wieloletnich zaniedbań i bagatelizowania realnego zagrożenia nie najmłodszej sieci metra. Autor z powodzeniem uwypukla i podkreśla stereotypu o mateczce Rosji.
Anton Megerdichev nie szczędził też środków, aby pokazać sam moment wypadku i jego reperkusje łącznie z kolejnymi ofiarami. Dysponując skromnymi środkami udało mu się osiągnąć na tyle odpowiednie napięcie, że widz nie ziewa z nudów, co najwyżej uśmiecha się dyskretnie starając się nie zwracać uwagi na niektóre techniczne niedoróbki. Dramat setek ludzi i walkę ocalałych z żywiołem udanie podkreśla ścieżka dźwiękowa.
Zabrakło jedynie pomysłu na zakończenie, któremu nie można wprawdzie wiele zarzucić, ale dokładnie oglądając finałowe sceny widz domyśli się, że scenarzysta wpadł w zastawioną przez siebie pułapkę, bowiem wydostanie się z podziemnego sarkofagu nie byłoby takie proste jak pokazano w filmie. Dlaczego? Sami musicie się przekonać oglądając „Metro”. Nie będzie to czas stracony, bo w przeciwieństwie do amerykańskich filmów katastroficznych skierowanych przede wszystkim na globalną demolkę, rosyjska produkcja prezentuje się skromnie, co nie oznacza, że gorzej.
6/10
Tytuł: "Metro"
Reżyseria: Anton Megerdichev
Scenariusz: Viktoriya Yevseyeva, Denis Kuryshev
Obsada:
- Sergey Puskepalis
- Anatoliy Belyy
- Swietłana Chodczenkowa
- Anfisa Vistingauzen
- Aleksey Bardukov
- Katerina Shpitsa
- Elena Panova
- Stanislav Duzhnikov
Muzyka: Yuriy Poteenko
Zdjęcia: Sergey Astakhov
Dźwięk: Andy Kennedy, Michael Wabro, Alex Joseph
Czas trwania: 132 minuty
comments powered by Disqus