"Star Wars" - "Mroczne czasy" tom 5: "Wyjście z głuszy" - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 25-11-2013 11:56 ()


Wszyscy szukają ukrywającego się Jedi Dassa Jennira. Tajemniczy zabójca podąża jego śladem. Tuż za nim galaktykę przemierza Darth Vader, wciąż gnany obsesją eksterminacji wszystkich Jedi. Nawet wyjęta spod prawa załoga statku „Uhumele” poszukuje swojego dawnego kolegi. Ale Jennir i jego niezasługująca na zaufanie towarzyszka, Ember Chankeli, niezbyt o to wszystko dbają po awaryjnym lądowaniu na pustynnym księżycu, gdzie muszą znosić palący skwar i napotykają groźnych lądowych piratów...

Tym, co od początku cechowało serię komiksową „Mroczne czasy” była kameralność, podsycona w pewnym względzie przez ładne zaczepienie w szerokim Expanded Universe. To historia pojedynczego Jedi i załogi jednego, małego statku, tylko w niewielkim stopniu, za sprawą ukazywanego nam od czasu do czasu Dartha Vadera, zagłębiająca się w wielkie wydarzenia galaktyki. Jak dotąd, podejście to sprawdzało się idealnie, choć dwukrotnie trafiły nam się potknięcia (mowa o koszmarnym „Podobieństwie” i nie do końca dobrym, ale na szczęście krótkim „Wektorze”). „Ścieżka donikąd” i „Niebieskie żniwa” to jedne z najlepszych komiksów Star Wars, jakie wydano – a „Wyjście z głuszy”, tom piąty „Mrocznych czasów”, to bezpośrednia kontynuacja rzeczonych dzieł, co od początku sprawiło, że oczekiwania wobec niego będą ogromne. Zbyt ogromne, jak sądzę.

Staram się unikać nerwowego przebierania palcami i niecierpliwości, gdy chodzi o nadciągające wielkimi krokami premiery różnych produktów Star Wars, ale w dwóch przypadkach zupełnie mi to nie wychodzi – gdy czekam na kolejne myśliwce do gry figurkowej „X-Wing” i serii „Mroczne czasy”. Stąd moje rozczarowanie, że opowieść zawarta w kolejnej jej części nie jest tak porywająca, jak miała być. Co nie znaczy z kolei, że jest słaba. „Wyjście z głuszy” to historia dość prosta, oparta na akcji z gatunku „ty wpadasz w czyjeś ręce, a ja cię ratuję”, ale z morałem dotyczącym nadziei, z odrobiną gruntownej przemiany charakteru jednego z bohaterów. O ile pierwszy z elementów fabuły sprawdza się znakomicie, o tyle drugi nieco kuleje. Przemiana pewnej postaci wypada niezwykle blado i mało wiarygodnie, głównie ze względu na fakt, że scenarzysta poświęcił temu procesowi ledwo dwie króciutkie sceny. Nie uwierzyłem, że z bohatera przebiegłego i samolubnego zrobił się nagle bohater troskliwy i  altruistyczny. Minusem jest także wspomniany w opisie zabójca, który z początku tajemniczy, później okazuje się zupełnie i kompletnie pospolity. Choć, może to i dobra rzecz? Co za dużo „przekoksionych” łowców w rodzaju Fetta czy Durge’a, to niezdrowo.

Znowu przesadnie narzekam na komiks, który przecież jest dobry – może trochę dla wyważenia moich nader entuzjastycznych opinii o poprzednich tomach „Mrocznych czasów”...? W każdym razie fabuła piątej części cyklu ma te zalety, że opowiada fajną historię o przezwyciężaniu przeciwności losu w dość brutalnej galaktyce; zdradzę, że ponownie ginie ktoś z załogi „Uhumele”. Poza tym, humor wciąż jest na wysokim poziomie. Jest delikatny, nieprzesadny i tym samym świetny. Perypetie i odzywki droida Dass Jennira niezmiennie wywołują u mnie uśmiech na twarzy. Na plus muszę też zapisać nieco tajemniczy wątek Verpina Jedi, który często dziwnie się zachowuje i ma nietypowy styl bycia. Mam dziwne przeczucie, że postać ta sporo namiesza w kolejnych tomach „Dark Times”.

Jak jestem już przy Verpinie... cykl przyzwyczaił nas do różnorodności gatunkowo-charakterologicznej, prawda? Żadne inne komiksy tak silnie nie korzystały z bohaterów, którzy tak bardzo różnią się wyglądem od ludzi, czy nawet typowych humanoidów w rodzaju Zabraków. Zazwyczaj podąża za tym prześwietna kreska Douglasa Whetleya, który wszystkie te postaci wspaniale ukazuje na kartach komiksów. Ku mojemu zdziwieniu, tym razem jest inaczej. Rysunki w „Wyjściu z głuszy” są o jedną kategorię gorsze, niż we wszystkim, co ostatnio stworzył ten artysta. Odnoszę wrażenie, jakby mu się straszliwie spieszyło lub miał bardzo mało czasu na dopracowanie swoich dzieł. W tle poszczególnych scen brakuje detali, twarze są niekiedy dziwnie wykrzywione, a emocje malujące się nań nie przedstawiają się tak wybitnie jak dotąd. Dass Jennir, na nieszczęście, chwilami przypomina kogoś innego. To wciąż, oczywiście, bardzo dobre rysunki, ale już nie idealne, jak w tomie czwartym.

„Wyjście z głuszy” to nie „Ścieżka donikąd”, ani „Niebieskie żniwa” – nie ten kaliber historii, nie ten typ zakończenia (konkretnie: bardziej happy end, niż dołujący finisz), może też nie ten rodzaj kameralności, jaką raczyły nas dotąd „Mroczne czasy”. Wciąż jednak jest to bardzo dobry komiks, na wysokim poziomie tak fabularnym, jak i graficznym. Przygody Dassa Jennira i załogi „Uhumele” nadal czyta się z zapartym tchem, nie wiedząc do końca, co może ich spotkać na kolejnych stronach opowieści. Bądź co bądź to „Mroczne czasy” – czasy bez Jedi, gdzie, jak idzie znane powiedzenie, każdy dobry uczynek zostaje ukarany. Czy mimo swojego zrzędzenia komiks polecam? No pewnie, że tak! Szczególnie, że szykują nam się kolejne tomy tej historii, których aż szkoda byłoby nie poznać.

  • Ogólna ocena: 8/10
  • Fabuła: 7/10
  • Klimat: 9/10
  • Rysunki: 9/10
  • Kolory: 7/10

Tytuł: "Star Wars" - "Mroczne czasy" tom 5: "Wyjście z głuszy"

  • Scenariusz: Randy Stradley
  • Rysunki: Doug Wheatley
  • Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 08.10.2013 r.
  • Oprawa: miękka
  • Liczba stron: 120
  • Format: 155x230 mm
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus