"Star Wars" - "Mroczne czasy" tom 4: "Niebieskie żniwa" - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 14-12-2012 21:21 ()


Na planecie Cato Neimoidia zbiegły mistrz Jedi, Dass Jennir, dostaje propozycję pracy i ma nadzieję, że zdoła wykorzystać swoje umiejętności, nie zdradzając ideałów. Na Coruscant Darth Vader dowiaduje się, że nie we wszystkich planach Imperatora Palpatine'a jest miejsce dla niego. Nastały mroczne czasy, gdy normą są podstęp i zdrada, a człowiek może zachować życie i honor tylko dzięki własnej sile...

Ktokolwiek wpadł na pomysł nazwania tej historii "Niebieskimi żniwami", był geniuszem. To podwójnie przewrotny tytuł. Po pierwsze, jak wielu fanów wie, pod takim kryptonimem kręcono swego czasu "Powrót Jedi", by opędzić się od wszędobylskich fanów i reporterów. To średnio wyszło, ale nazwa stała się kultowa i na przykład pierwsza część gwiezdnowojennej parodii "Family Guy Star Wars" tak się właśnie zwie. Po drugie, czwarty tom "Mrocznych czasów" to jeszcze jedna wariacja fabuły słynnego filmu Akiry Kurosawy, "Yojimbo" z 1961 roku, w Polsce znanego pod tytułem "Straż przyboczna". A przynajmniej tak się może zdawać na pierwszy rzut oka. Mało kto bowiem pamięta, że "Yojimbo" samo zostało oparte na innym dziele, na książce. Książce pod tytułem "Czerwone żniwa" Dashiella Hammetta (ironia losu oczywiście polega na tym, że istnieje także powieść "Star Wars" "Czerwone żniwa", która jest horrorem). W ten sposób historia zatoczyła eleganckie koło.

Genialność tytułu rzecz jasna nie musi się przekładać na genialność komiksu, który go nosi. Ponieważ jednak Randy Stradley a.k.a. Mick Harrison to scenarzysta co najmniej dobry, a materiał źródłowy należy do klasyki, tylko wyjątkowy brak weny mógłby sprawić, że "Niebieskie żniwa" nie spełniłyby oczekiwań. Uspokajam, że komiks nie jest gwiezdnowojenną kalką oryginału czy remake'ów (czyli głównie "Za garść dolarów" Sergio Leone), tym niemniej fabuła podąża podobnym torem: samotny wojownik, w tej roli ex-Jedi z wyrzutami sumienia, Dass Jennir, trafia do miasteczka, którym rządzą dwa gangi. Korzystając z pomocy lokalnego rybaka, wykorzystuje swoje talenty, by nastawić przeciwko sobie oba gangi i tym samym doprowadzić do tego, by nawzajem się wyeliminowały. Oczywiście, nie wszystko idzie zgodnie z planem. Jak w każdej wersji tej historii, tak i tutaj znajdziemy dwulicowych bohaterów, zaskakujących sojuszników, nietypowe indywidualności i ludzi, których po prostu trzeba uratować. Fabuła jest poprowadzona bardzo zręcznie, postacie łatwo polubić, klimat gwiezdnowojenno-westernowo-samurajski pasuje jak ulał. Nie wolno mi nie wspomnieć o pobocznym wątku Vadera i załogi "Uhumele". Zajmują raptem jedną szóstą tomu i wydają się trochę wciśnięte na siłę, ale nie wątpię, że kryje się za tym jakiś głębszy zamysł scenarzysty, który stanie się jasny dopiero w piątej części "Mrocznych czasów".

Ach, ten rzeczony klimat! Zgodzę się z fanem, który powie, że trochę mało tych "Gwiezdnych wojen" w "Niebieskich żniwach". Z drugiej strony zgodzę się także z fanem, który powie, że wynika to ze specyficznej konwencji komiksu. Tak czy siak, grafiki Douglasa Wheatleya to mistrzostwo świata. Chociaż rysownik regularnie się spóźnia z tworzeniem swoich prac na czas (stąd "Mroczne czasy" pojawiają się w USA tak rzadko), nie można mu zarzucić, że ów czas marnuje. Ani troszeczkę. Tak po prawdzie, nie miałbym absolutnie nic przeciw, gdyby wszyscy gwiezdnowojenni artyści notorycznie pracowali wolno, żeby komiksy wyglądały tak fenomenalnie jak "Niebieskie żniwa". Jest tu co podziwiać: bogactwo detali, żywą mimikę postaci, bardzo dobre sceny walki, kadrowanie, no i przede wszystkim ten westernowo-samurajski charakter rysunków. Pan Wheatley świadomie wymieszał style ubiorów z "Yojimbo" i "Za garść dolarów", doprawiając to blasterami, wibromieczami i droidami. Efekt jest, jako się rzekło, fenomenalny.

Dotychczasowe losy cyklu "Mroczne czasy" da się zamknąć w czterech słowach opisujących cztery kolejne tomy: idealny, beznadziejny, dobry i ponownie idealny. Gdyby nie druga część, totalnie sknocone "Podobieństwa", seria mogłaby w moim rankingu przegonić "Rycerzy Starej Republiki". Tym niemniej, zarówno "Ścieżka donikąd", jak i "Niebieskie żniwa" to komiksy "Star Wars" z najwyższej półki, jedne z najlepszych dzieł Expanded Universe ostatnich sześciu lat. "Niebieskie żniwa" zasługują na uznanie w szczególności jako wyjątkowo udane podejście do wielokrotnie przerabianej opowieści – choć z drugiej strony można się nad czymś zastanawiać. Jeśli "Czerwone żniwa", "Yojimbo", "Za garść dolarów" i, wreszcie, "Niebieskie żniwa" są tak świetne, to może niezależnie od podejścia, nie sposób źle napisać i zaprezentować tej uniwersalnej historii? Ale to już szczegóły. W końcu liczy się to, że mamy przed sobą naprawdę, ale to naprawdę świetny komiks "Star Wars".

  • Ogólna ocena: 10/10
  • Fabuła: 10/10
  • Klimat: 9/10
  • Rysunki: 10/10
  • Kolory: 9/10

 

Tytuł: "Star Wars" - "Mroczne czasy" tom 4: "Niebieskie żniwa"

  • Scenariusz: Mick Harrison
  • Rysunki: Doug Wheatley
  • Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 03.12.2012 r.
  • Oprawa: miękka
  • Liczba stron: 136
  • Format: 155x230 mm
  • Cena: 39,99 zł

comments powered by Disqus