"Jednorożec" tom 4: "Dzień chrztu" - recenzja
Dodane: 01-11-2013 21:36 ()
Leszek Miller zwykł mawiać, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale po tym jak kończy. Ta ludowa, pradawna maksyma ma w sobie niebywałą moc, która jak ulał pasuje do scenarzysty „Jednorożca” – Mathieu Gabelli. Początek serii nie zapowiadał tak złożonej i trzymającej w napięciu intrygi. Autor konsekwentnie nie forsował tempa, a najlepsze zachował na koniec.
Gabella doszczętnie zburzył misterną intrygę, aby w jej miejsce utkać nową, doskonalszą, korzystającą z fundamentów poprzedniej. W jego opowieści nic nie jest oczywiste, zwroty akcji stanowią zasłonę dymną przed kolejnymi atrakcjami. Autor coraz głębiej zanurza się w świat dark fantasy, aby w finale zgotować niezwykle mocne i celne uderzenie. Powiem szczerze, że takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. A skoro scenarzyście udało się mnie zaskoczyć oznacza to, że historia przez niego opowiedziana jest warta poświęconego jej czasu. Zwieńczył sagę o Jednorożcu, pierwotnych istotach oraz słabych, trawionych przez choroby i konflikty ludzi w wielkim stylu.
Gdyby bliżej przyjrzeć się w jaki sposób tego dokonał, to rysuje się przed nami dość prosty schemat. Główny wątek fabularny oparto na niedopowiedzeniach i powolnie toczącej się akcji. Czytelnik został postawiony w pozycji w jakiej znajduje się główny bohater - Ambroży Pare. Rzucony w wir wydarzeń między dwie rywalizujące ze sobą organizacje: zrzeszających medyków doby Renesansu - Asklepiadów oraz przedstawicieli Kościoła. Powoli zostaje on wtajemniczony w przygodę zmierzającą do ewolucji ludzkiego ciała. W sumie nie wiemy więcej niż Ambroży, więc z wypiekami na twarzy śledzimy kolejne kroki paryskiego medyka.
Mimo poświęcenia i heroicznej walki nie udało się powstrzymać bakterii przed jej rozpowszechnieniem. Zatem wszystko zostało stracone? W świecie, w którym mrok coraz silniej wypiera ostatnie promienie światła, jedynie nadzieja napędza serca oddanych sprawie. Pare i jego kompani wchodzą do obozu wroga nie zważając na czyhające zagrożenia, aby tylko odzyskać Jednorożca i przywrócić równowagę między dobrem a złem. Nie zabraknie szaleńczych szarż, tytanicznego wysiłku oraz poświęcenia.
Wzorem wytrawnego prestidigitatora, Gabella podsuwał nam proste rozwiązania, by w finale wywołać niemały szok. Do tej pory wzbraniał się od przybliżenia historii Jednorożca jedynie zdawkowo wspominając o nim w pojedynczych rozmowach. W czwartym tomie mityczne stworzenie pojawia się w pełnej okazałości, ale wizja autora odbiega od tej goszczącej na filmowym ekranie czy w pozycjach książkowych. Jednorożec jako panaceum na wszelkie troski w tym przypadku może okazać się ułudą.
Drugą połowę sukcesu dołożył również Anthony Jean, którego precyzyjne i niezwykle drobiazgowe rysunki udanie ilustrują pomysły scenarzysty. W „Dniu chrztu” rysownik potwierdza swój niebywały talent, a zarazem udowadnia, że swobodnie czuje się w konwencji fantasy.
Mimo że czwarty tom zamyka cykl, autorzy pozostawili sobie furtkę dla kontynuacji. Nie zdziwiłabym się, gdyby nader szybko ona powstała. Mathieu Gabella bez dwóch zdań potrafi opowiadać historie, które wciągają czytelnika w pełen uroku i niebezpieczeństw świat pokazany kunsztownymi grafikami Jeana. Myślę, że ten zgrany duet nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Tytuł: "Jednorożec" tom 4: "Dzień chrztu"
- Scenariusz: Mathieu Gabella
- Rysunek: Anthony Jean
- Wydawca: Taurus Media
- Kolor: Anthony Jean
- Tłumaczenie: Katarzyna Sajdakowska
- Stron: 64
- Format: A4
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Cena: 46 zł
Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus