Marissa Meyer "Saga księżycowa. Cinder" - recenzja

Autor: Łukasz Kaszkowiak Redaktor: Motyl

Dodane: 18-09-2013 06:03 ()


Kiedy przeczytałem tekst na wewnętrznej stronie okładki pierwszego tomu Sagi Księżycowej pomyślałem - „Niedobrze”. Zaraz po rozpoczęciu lektury doszła do tego druga myśl - „Czy po przeczytaniu tej książki będę mógł jeszcze nazywać się mężczyzną?”. Z zadowoleniem, już po przeczytaniu całości, odpowiadam sobie, że tak. Chociaż nie odbyło się to bez ofiar.

Według pierwotnego pomysłu, Saga Księżycowa to jeszcze jedna euhemeryzacja baśni o Kopciuszku, tym razem w wersji science-fiction ze sporą domieszką literatury nastoletniej. Główna bohaterka nazywa się, a jakże by inaczej, Cinder. Linh Cinder. Skojarzenia orientalne jak najbardziej na miejscu, bo akcja ma miejsce w Nowym Pekinie, o czym za chwilę. Jak na prawdziwego Kopciuszka przystało, ma też złą macochę, Adri, oraz dwie siostry. Jest niemalże niewolnicą swojej przybranej rodziny ponieważ, jako cyborg, nie ma ludzkich praw. Cinder pracuje za całą rodzinę prowadząc straganik z częściami na miejscowym targu. Dziewczę, mimo swych szesnastu lat i braku stosownego wykształcenia, jest jednym z najlepszych mechaników w mieście, wieści o tym dotarły nawet do samego pałacu cesarskiego. Cała opowieść rozpoczyna się w momencie, kiedy to książę Kaito w przebraniu prostaczka udaje się na bazar, by zlecić Cinder naprawę swojego robota. To doprowadzi do szeregu różnych wydarzeń, którymi będziemy mogli się emocjonować. Mniej lub bardziej.

Osią fabuły jest, rzecz jasna, romans. Na szczęście dane będzie nam prześledzić kilka pomniejszych, mniej lub bardziej wyeksponowanych wątków, z których na szczególną uwagę zasługują problem leutmosis, zarazy trapiącej ziemię przyszłości, oraz konflikt z Lunarami, mieszkańcami Księżyca. Wątek miłosny nie jest pozbawiony pewnej toporności i ckliwości, ale widać starania autorki by prowadzić go z wyczuciem i  uczynić bardziej realistycznym.

Główna para bohaterów jest wzorcowa dla tego typu czytadeł. Kai to śliczny chłopak, w którym kocha się żeńska część Wspólnoty, dobry i, niestety, mało rozgarnięty. Sprawia wrażenie osoby zupełnie nieprzygotowanej do rządzenia, nie posiadającej nawet elementarnego taktu niezbędnego przecież na takim stanowisku. To ktoś, do którego może powzdychać również czytelniczka. W sumie trudno powiedzieć czemu zakochał się akurat w Cinder. Bliska egzotyka?

Z drugiej strony, tytułowa protagonistka jest postacią napisaną znacznie lepiej. Jest co prawa osobą zewnątrz sterowną, której to zwykle inni mówią co ma robić, a przy tym nie ma jakiś cech charakteru, które wychodziłyby poza zbiór „typowa amerykańska nastolatka”, to da się nią lubić. Dużo przeżywa, zwłaszcza z powodu swojego kompleksu na tle własnej cybernetyzacji. Próbuje sama działać, chronić osoby, które kocha, ale w gruncie rzeczy to ona jest miotana przez różne, zewnętrzne siły na lewo i prawo. Autorka koncentruje się główne na smutkach związanych z mechanicznymi częściami ciała, jednak zaraz na początku wspomina jednym zdaniem, że Cinder nie może dojrzeć fizycznie, potem już nie wraca do tej kwestii. Moim zdaniem metalowa noga czy ręka to małe miki przy czymś takim. Mogę uwierzyć, że książę nie potrafi zauważyć metalowych kończyn, które Cinder skrzętnie ukrywa pod ubraniem, ale coś takiego?

Poza główną parą bohaterów mamy jeszcze kilka mniej lub bardziej istotnych postaci, z których najważniejsza będzie królowa Levana oraz doktor Dimitrij Erland. Władczyni Księżyca sprawia wrażenie wyrwanej z disnejowskiej Królewny Śnieżki i jej główną cechą charakteru jest zło. Ewentualnie pożądanie władzy. Ale jednak nieumotywowane zło dominuje. Wot, klasyczne nemezis. Zaś Erland jest postacią znacznie bardziej interesującą charakterologicznie, niejednoznaczną i ciekawą, chociaż w sumie dość klasyczną „mroczną przeszłością”. Mimo to wyróżnia się na tle innych bohaterów, z Cinder włącznie.

Jak już wspomniałem, akcja rozgrywa się w Azji, prawdopodobnie na terenie obecnego Pekinu, który w świecie książki został zburzony w IV wojnie światowej. Z pożogi nie wyłonił się jednak Fallout, ani też świat Futuramy, a kilka superpaństw, których liderem jest Wspólnota Wschodnia,  zasadniczo po jednym na kontynent, z jednym wyjątkiem. Zasadniczo nie ma znaczenia gdzie dzieje się akcja książki, równie dobrze mogłaby być to Nowa Warszawa albo Nowa Bużumbura, wszyscy i tak zachowują się oraz myślą jak Amerykanie. Mamy co prawa powpychane tu i ówdzie wątki orientalne, jak elementy tła albo niektóre kostiumy, jednak jest tego naprawdę niewiele i nie zawsze z sensem. O ile japońskie imię księcia można nawet przełknąć, wszak rodzina cesarska może wywodzić się właśnie z tego regionu świata, to jak poradzić sobie z imionami przybranej rodziny Cinder – Adri, Peach, Peony? Albo też przedziwną konstrukcją w rodzaju Chang Sacha? Normalnego, chińskiego Li Panga, Ping Ponga albo Mao Tse-tunga nie uświadczymy na kartach tej powieści. Widać jednak Francis Fukuyama miał rację i w przyszłości wszyscy są Amerykanami. Autorka chwiali się w posłowiu, że konsultowała się w sprawie chińskich form grzecznościowych, ale poza umieszczaniem nazwiska przed imieniem nie zauważyłem takowych, jednak może być to wina tłumaczenia. Wszelki orient to tylko chaotyczny lukier, którym pokryto fabułę.

Może się wydawać, że uważam pierwszą część „Sagi...” za powieść słabą. Owszem, mógłbym dorzucić jeszcze wisienkę na szczyt tortu, jaką jest ewidentny problem autorki by przekazać nam co sobie umyśliła. Wszystko jest czytelne i jasne, ale sam język powieści jest dość suchy i, może nie wymęczony, ale prawdopodobnie w niektórych momentach przychodził Meyer z trudem. Podczas lektury bez przerwy miałem wrażenie, że czytam jakąś fabularyzację mangi. I miałem nosa, bo w posłowiu autorka odwołuje się do Czarodziejki z Księżyca. Z serialu pamiętam co prawda głównie rozbierane transformacje, ale również główny wątek polegający na przemianie beksy w heroiczną księżniczkę z kosmosu. W pierwszym tomie „Sagi...” owa przemiana jest dopiero zasygnalizowana i ma szansę iść w dość interesującym kierunku.

Siłą Cinder jest iście telenowelowa struktura. Ktoś coś wie, ale nie mówi wszystkiego innym, tylko część, co generuje coś innego, co wie on lub ktoś inny, a z czym się podzieli później co generuje... etc. Powieść czyta się z zainteresowaniem, mimo kilku dłużyzn i meandrów, z których na szczęście autorka wybrnęła obronną ręką. Chociaż nie jest mi do szczęścia potrzebne jak potoczą się losy Cinder, bo to chyba już wiem, bo czytałem/oglądałem takich fabułek z pińcet... ale jednak chciałbym o tym przeczytać w kolejnym tomie. I z tą myślą Was pozostawiam.

 

Tytuł: Saga księżycowa. Cinder

  • Autor: Marissa Meyer
  • Tłumaczenie: Konowrocka Dorota
  • Data wydania: 10.2012
  • Wydawca: Egmont
  • Seria: Saga księżycowa
  • Liczba stron: 440
  • Format: 14.0 x 20.8 cm
  • Oprawa: miękka
  • Cena: 34,99 zł

comments powered by Disqus