„Lucky Luke": "Daltonowie wciąż uciekają", "Miasto duchów", "Daltonowie odkupują winy” - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 08-09-2013 11:38 ()


Chyba trudno wyobrazić sobie przygody Lucky Luke'a bez braci Daltonów. Czterej niewydarzeni rewolwerowcy spod ciemnej gwiazdy to postaci nieodłącznie związane z pełnymi humoru perypetiami najszybszego kolta na Dzikim Zachodzie. Mimo wszystko nie mogę oprzeć się wrażeniu, że René Goscinny stał się niewolnikiem pewnej kliszy scenariuszowej. Przecież aby dzielny kowboj mógł ścigać Daltonów, ci muszą być na wolności...

W „czerwonym” zbiorczym tomiku Lucky Luke'a Joe, Jack, William i Averell opuszczają więzienie aż trzy razy. Najpierw powodem tego jest generalna amnestia wydana przez nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych, na mocy której wszyscy bandyci zostają ułaskawieni. Potem ucieczce sprzyja atak Apaczów (obie te krótkie historie o raczej rachitycznych scenariuszach ukazały się pierwotnie w albumie Daltonowie wciąż uciekają); wreszcie trafiają oni na wolność wyrokiem Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, który decyduje się wypuścić na próbę na zwolnienie warunkowe „najgorszych kojotów, jacy kiedykolwiek stąpali po tej ziemi”, by poprzez to realizować swoją rolę resocjalizacyjną i wychowawczą (album Daltonowie odkupują winy). Nie przeczę, Goscinny starał się jak mógł, by uzasadnić kolejne pościgi Lucky Luke'a za Daltonami, w tym ostatnim przypadku czyniąc z niego nawet swego rodzaju kuratora całej czwórki, ale patrząc z szerszej perspektywy, wszystko to wydaje mi się być trochę wtórne. Zresztą na podobny pomysł scenarzysta wpadł kilka lat później w albumie Daltonowie na kuracji, gdzie opryszkowie zostają wypuszczeni z więzienia, by trafić na kozetkę do profesora Himbeergeista i doświadczyć „nowoczesnego” leczenia psychiatrycznego. Mimo moich uwag, to właśnie historia, w której Daltonowie mają przez miesiąc być przykładnymi i zasymilowanymi obywatelami społeczności miasteczka Tortilla Gulch, wydaje mi się być najlepsza z całego zbiorku, najbardziej przemyślana i najbardziej zabawna.

W historii Miasto duchów Daltonowie się nie pojawiają. Tym lepiej, ponieważ wówczas cały tomik stałby się zbyt monotematyczny, a tak na drodze Lucky Luke'a stają dwaj kanciarze, którzy trafiają wraz z nim do opuszczonego po minionej gorączce złota miasteczka Gold Hill. Denver Miles i Kolorado Bill, bo o nich mowa, to całkiem zabawny duet szulerów nieudaczników próbujących w nieuczciwy sposób zbić majątek niemalże na oczach prawego kowboja. Co ciekawe, położone w stanie Colorado Gold Hill faktycznie było jednym z miejsc ogarniętych gorączką złota, jaka miała miejsce w tym rejonie pod koniec lat 50-tych XIX wieku, miasteczku nadano też niesłusznie przydomek „miasta duchów”. Przyznam, że bardzo to lubię, kiedy Goscinny odwołuje się w swoich scenariuszach do historycznych miejsc lub wydarzeń.

Zabawne historyjki o kowboju, który strzela szybciej niż jego własny cień, to lektura lekka i przyjemna, a że serwowana przez Egmont Polska jedynie raz do roku, toteż apetyt na kolejną ich porcję mam zawsze duży. Cieszę się, że ta kolekcja wciąż się ukazuje, ponieważ zawsze chciałem zapoznać się z całością dorobku twórczego duetu Goscinny/Morris, a do zaprezentowania polskiemu czytelnikowi pozostaje wciąż wiele albumów ich autorstwa.

 

Tytuł: „Lucky Luke": "Daltonowie wciąż uciekają". "Miasto duchów",

"Daltonowie odkupują winy”

  • Scenariusz: Rene Goscinny
  • Rysunek: Morris
  • Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 08.2013
  • Liczba stron: 144
  • Format: 150x220 mm
  • Oprawa: twarda
  • Druk: kolor
  • Cena: 49,99 zł

 


comments powered by Disqus