"Grawitacja" - recenzja
Dodane: 13-10-2013 16:00 ()
We współczesnym kinie, nieskażonym niemalże oryginalnymi pomysłami, każdy przejaw wizjonerstwa należy uznać za objawienie. W dodatku, jeżeli chodzi o filmy oscylujące wokół science-fiction.
Alfonso Cuaron jest niezwykle zręcznym gawędziarzem, z powodzeniem opowiada nam dramat pary astronautów rozgrywający się na orbicie okołoziemskiej. Rozpoczyna się niewinnie od naprawy teleskopu Hubble’a przez załogę promu Explorer. Dla Matta Kowalskiego to ostatnia misja, toteż jest on w pełni rozluźniony, dowcipkuje z pracownikami NASA, oddaje się radosnemu tańcu w próżni. To dzięki niemu poznajemy oszałamiające oblicze Ziemi widzianej z kosmosu. W odmiennym położeniu znajduje się dr Ryan Stone. Nowicjuszka czuje się nieswojo, sprawiając wrażenie osoby niedostępnej, niezbyt pewnej siebie w tej bezkresnej i ciemnej otchłani. Jest obojętna na piękno matki Ziemi.
Meksykański twórca stara się z wyczuciem oddać realizm ewentualnej naprawy Hubble’a. Wyniesiony na orbitę w 1990 r. teleskop kilkukrotnie wymagał usunięcia usterek lub wymiany sprzętu, a jedna z renowacji przeprowadzona w 2009 roku trwała osiem godzin. Jak można opisać wyjście w próżnię w warunkach zerowej grawitacji? Najłatwiej obrazują to słowa samych astronautów – „Chwilami czułem się, jakbym się zmagał z niedźwiedziem”. W sekwencji otwierającej „Grawitację”, na tle niebieskiego globu, poznajemy szczegóły takiej operacji.
Praca astronautów zostaje przerwana w wyniku niespodziewanego pojawienia się kosmicznych odpadków będących wynikiem zestrzelenia satelity przez Rosjan. Reperkusje tego wydarzenia inicjują ciąg katastroficznych zdarzeń. Brak łączności, kończący się zapas tlenu oraz dryfowanie w bliżej nieokreślonym kierunku. Kolejne sekwencje każą nam przypuszczać, że dla Ryan Stone, która w wyniku kolizji nie przestaje się oddalać od miejsca wypadku, nie ma ratunku ani nadziei.
„Grawitacja” to obraz niepokojący, porażający głębią emocjonalną głównej bohaterki (nie bez przyczyny jej nazwisko może oznaczać nieczuły na nic kamień bądź niezłomny, twardy niczym skała charakter), ale również fascynujący prostotą zaangażowanych środków. Do utrzymania napięcia wystarcza dwoje aktorów, z czego prym wiedzie Sandra Bullock. Jej kreacja jest w pełni autentyczna, począwszy od zamkniętej w sobie astronautki, wyrażającej postawę bliską nihilizmowi egzystencjalnemu, poprzez paraliżujący lęk, zrezygnowanie, aż po walkę o przetrwanie. Cuaron zsyła astronautkę na samo dno piekła, pozwala jej, jak i widzom uwierzyć, że trud, który podjęła jest daremny, bo i tak nie zdoła oswobodzić się z objęć samotności. Bullock z wirtuozerią portretuje uczucia kobiety uwięzionej w klaustrofobicznej pułapce, tracącej powoli zmysły poprzez nawiedzające jej umysł miraże. Kiedy może zrzucić z siebie niewygodny skafander, będący pancerzem, sterylną skorupą oddzielającą ją od smutnej, przygnębiającej rzeczywistości, rozkoszuje się stanem nieważkości. Malutki triumf pozwala jej uwierzyć, osobie która nie nawykła do modlitwy, odnaleźć sens istnienia. Bohaterka umiera, aby narodzić się na nowo.
Twórca „Ludzkich dzieci” opiera swój film na kontrastach. Widok Ziemi z orbity jest olśniewający, zjawiskowy, nie da się go z niczym porównać. Reżyser nie pozwala jednak zapomnieć, że kosmos to również szybki i precyzyjny zabójca. Jego piękno jest jedynie iluzyjne, w gruncie rzeczy to zimny drań, bezkresna ciemność, z której niezwykle trudno się wyrwać. Jak mawiał mistrz suspensu - największą grozę budzi niewidoczny wróg. Atakuje z zaskoczenia, nie jesteśmy świadomi jego prawdziwego charakteru ani kształtu. Cuaron idealnie wykorzystuje potencjał niewidzialnego wroga. Nicość otula bohaterów nie pozwalając im na powrót do domu, praktycznie pożera swoją nieskończonością. Kontrast rysuje się również w charakterach postaci. Kowalski mimo beznadziei sytuacji tryska optymizmem, żartuje, a nawet flirtuje ze Stone, w momencie gdy ona stanowi niewyczerpane źródłem pesymizmu. W dialogi subtelnie wpleciono istotne wydarzenia z ich ziemskiego życia, dając do zrozumienia, że kosmos jest formą ucieczki, wyciszenia, zapomnienia. Matt ulega jego monumentalnemu wdziękowi, traumę zamieniając w anegdoty, z kolei Stone popada w jeszcze większą izolację poświęcając się pracy.
Z historią ukazaną w „Grawitacji” idealnie koresponduje wizualna część produkcji. Cuaron uzyskuje malarskość ujęć, długie sekwencje ilustrujące bohaterów zmagających się z kosmiczną wędrówką uderzają niezwykłą poetyką wykonania. Często zmienia pozycję kamery, robi zbliżenia na postaci astronautów, by za chwilę zaskoczyć obrazem z rozległej perspektywy, jak najlepiej oddać stan nieważkości oraz utrzymać widza w niesłabnącym napięciu. Kilkukrotnie pokazuje widok oczyma astronautów, niesamowitą panoramę Ziemi w nocy widzianą z kosmosu, albo napawające grozą odbicia w hełmach bohaterów. Bezkres drogi mlecznej, wydającej się być jedynie gwiaździstym niebem, w rzeczywistości jest lodowatą pułapką traktująca człowieka jako intruza, kolejny kosmiczny odpad.
Nie będzie zbyt wielką przesadą stwierdzenie, że „Grawitacja” to najlepszy obraz, jaki widziałem w tym roku. Wizualna podróż w rejony niedostępne dla przeciętnego człowieka, a także opowieść o ucieczce okraszona brawurową rolą Sandry Bullock i zapierającymi dech w piersiach zdjęciami. Film warto obejrzeć zwłaszcza w kinach IMAX, aby w pełni podziwiać jego atuty. Cuaronowie – ojciec i syn – postawili sobie, ale też innym twórcom poprzeczkę bardzo wysoko, zobaczymy czy uda im się stworzyć równie udany obraz. Polecam!
10/10
Tytuł: "Grawitacja"
Reżyseria: Alfonso Cuaron
Scenariusz: Alfonso Cuaron, Jonas Cuaron
Obsada:
- Sandra Bullock
- George Clooney
- Ed Harris
- Orto Ignatiussen
- Paul Sharma
- Amy Warren
Zdjęcia: Emmanuel Lubezki
Montaż: Alfonso Cuarón, Mark Sanger
Muzyka: Steven Price
Scenografia: Andy Nicholson
Kostiumy: Jany Temime
Czas trwania: 90 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus