Recenzja książki "Qanaria. opowieść o 8smej Wyspie" Richarda A. Antioniusa

Autor: Katarzyna 'Kattea' Pizoń Redaktor: Ejdżej

Dodane: 21-02-2007 22:03 ()


"Qanaria. opowieść o 8smej Wyspie" jest pierwszą częścią trylogii rozgrywającej się na mitycznym lądzie należącym do archipelagu Wysp Kanaryjskich, przy okazji będącym dawnej częścią Atlantydy. Autor, Ryszard Antoniszczak występujący pod pseudonimem Richard A. Antonius, pokusił się o przedstawienie miejsca innego niż jakiekolwiek z nam znanych. W odróżnieniu jednak od innych autorów, którzy tego próbowali, nie porwał się na stwarzanie od podstaw całego świata, a ograniczył się jedynie do tego jednego skrawka. Wyspa jest niezwykła, bo choć położona w pobliżu tłumnie odwiedzanych Kanarów, to jednak pozostaje zupełnie nieznana – istna biała plama na mapach. Nie położenie czyni ją jednak unikalną. Występują tu bowiem nieznane gdziekolwiek indziej substancje czy wręcz twory – chmuropiana i spongożelina. O ile ta pierwsza jest w zasadzie niegroźna, to druga, pokrywająca większą część wyspy, może powodować u ludzi zmiany, przekształcając fragmenty ich ciał w spongożelinowe twory. Tacy nieszczęśnicy zwani są spongożelcami i zostają odseparowani od reszty społeczeństwa. W lasach żyją olbrzymie mięsożerne quameladony o kameleonowej skórze, a na płaskowyżach spotkać można olbrzymie ślimaki qacatino, które, jeśli tylko zna się sposób, używać można jako wierzchowców. To tyle w kwestii różnorodności fauny Qanarii. Jeśli chodzi natomiast o florę to wspomniane są tylko nasturcje, będące przysmakiem qacatino, oraz drzewa Smoczej Krwi, właściwie dokładniej nie opisane.

Sama wyspa targana jest wojną domową pomiędzy zwolennikami samozwańczego generała Qadolfo i demokratycznie wybranego prezydenta Qasimira. Wojną, w którą wplątana zostaje czternastoletnia córka tego ostatniego - Qasilinda.

Ale nie tylko na Qanarii toczy się akcja powieści. Drugim miejscem, do którego przenosimy się, śledząc jednocześnie rozwój wydarzeń na wyspie, jest ulica Sadowa w jednym z polskich miast – miejsce zamieszkania Marcina Stopkropki, drugiego (obok Qasilindy) głównego bohatera powieści. Splot wydarzeń doprowadzi zapewne do spotkania tej dwójki, ale w jaki sposób do tego dojdzie, dowiemy się z kolejnych tomów, gdyż pierwszy zupełnie niespodziewanie się urywa, zmuszając czytelnika do sięgnięcia po dalsze części, jeśli nie chce zakończyć lektury w połowie wydarzeń. Wydaje mi się to niefortunną zagrywką ze strony autora. Każda powieść powinna mieć jakieś zakończenie, nawet jeśli później ma być kontynuowana. W tym wypadku takiego zamknięcia zabrakło. Na otarcie łez czytelnik dostaje natomiast krótki zarys gramatyki języka Atlango, stworzonego przez autora jako wspólny język Europy i Ameryki, a póki co urzędowy język Qanarii.

Choć pomysł osadzenia akcji na nieznanej wyspie wydaje się interesujący, z wykonaniem jest dużo gorzej. Gdzie tam autorowi do bestsellerowego Harrego Pottera czy choćby bardziej swojskich książek dla młodzieży, jak choćby cyklu o przygodach Tomka Wilmowskiego napisanego przez Alfreda Szklarskiego. Sama akcja rozwija się w sposób przewidywalny, a zaskoczenie stanowić może jedynie dla najmłodszych czytelników, do których zresztą książka jest skierowana. Sztampowa narracja i jednowymiarowi bohaterowie, wyraźnie podzieleni na złych i dobrych, nie zachwycą bardziej wyrobionego czytelnika, choć być może dzieciom się spodobają. Ogranicza to wiek potencjalnych odbiorców do jakichś dwunastu – czternastu lat. Niestety, obawiam się, że odstraszyć ich mogą przydługie opisy, rozwlekłe, sztywne dialogi niewiele wnoszące do fabuły oraz ślimacze tempo rozwoju wydarzeń. Jak na książkę z założenia przygodową wydarzenia następują po sobie straszliwie wolno, a większą część powieści zajmują omówienia planów poszczególnych grup, niezbyt zresztą odkrywcze. Czytelnik, który był świadkiem tych wszystkich narad, niecierpliwie czeka, by bohaterowie skończyli planować i wreszcie zrealizowali nie tak znowu skomplikowane założenia, które zgodnie z wszelką logiką powinni wprowadzić w życie od razu. Kiedy już w końcu wygląda na to, że generał lub prezydent wreszcie przystąpią do bardziej zdecydowanych działań, książka się kończy.

Jak widać po doborze imion i nazw własnych, autor wyjątkowo upodobał sobie literę „Q”. Do tego stopnia, że pojawia się ona w tym czy innym imieniu praktycznie na każdej stronie. Najwyraźniej miało to zafascynować odbiorcę, ale ponieważ polski czytelnik nie jest przyzwyczajony do tak częstego występowania tej litery, po kilkudziesięciu stronach jej wszędobylstwo zaczyna wywoływać irytację. Inna sprawa, że z kolejnymi stronami imiona pojawiają się coraz dziwniejsze, jak choćby Qefefiko czy Karaqona. Te i pozostałe wielosylabowe słowa stanowią prawdziwe łamańce językowe, zwłaszcza jeśli występują jedno po drugim, co zdarza się wcale często.

Próby wprowadzenia komizmu wywołują raczej uśmiech politowania niż radości. Bo o ile starszy roztargniony naukowiec przemawiający do portretu swojej matki nie razi, to generał traktujący czerwone oficerki swego zmarłego ojca niczym relikwie budzi co najwyżej domysły na temat jego zdrowia psychicznego. Podobnie rzecz się ma z siedmioma ogrodowymi krasnalami, pieczołowicie transportowanymi wszędzie, gdzie porusza się pan generał, gdyż tak samo postępował z nimi tatuś. Po prostu żenujące.

Jedyny aspekt książki, który mógłby zainteresować starszych czytelników, to kwestie językowe. O ile bowiem oficjalnym językiem Qanarii jest Atlango, o tyle spora część populacji posługuje się Volapükiem, a inne sztuczne języki są wielokrotnie wspominane. Przytoczony jest nawet fragment sympozjum naukowego im poświęconego, a załączony słowniczek i zarys gramatyki Atlango pokazują pomysłowość autora w stworzeniu własnego języka. Obawiam się jednak, że niewielu czytelników pokusi się o głębsze zainteresowanie tymi materiałami, dzieci zaś raczej nie przebrnęłyby przez nie ze względu na ich suchą formę.

"Qanaria. opowieść o 8smej wyspie" to próba połączenia narracji baśniowej z książką przygodową. Niestety, jak na baśń jest zbyt przewidywalna, natomiast zbyt mało akcji nie pozwala, by zasłużyła na miano książki przygodowej. Ot, jedna z wielu sztampowych książek dla dzieci, która raczej nie rozbudzi w nich nawyków czytelniczych. Zakładając oczywiście, że uda im się przebrnąć przez 435-cio stronicową cegłę. Na obronę autora można dodać, że fragmenty rozgrywające się w Polsce są zdecydowanie ciekawsze i być może zainteresowanie losem Marcina Stopkropki popchnie część czytelników do zakupu tomu drugiego. Na pewno jednak nie zrobią tego z zachwytu nad cudownością Qanarii, choć wydaje się to być intencją autora towarzyszącą pisaniu tego cyklu.

 

Katarzyna 'Kattea' Pizoń

 

 

 

Tytuł: Qanaria. opowieść o 8smej Wyspie

Autor: Richard A. Antionius

Wydawnictwo: Red Horse

Rok i miesiąc wydania: 2006, październik

Liczba stron: 440

Wymiary: 125 mm x 195 mm

Okładka: miękka z rozkładaną kolorową mapą wklejaną z tyłu okładki


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...