,,Fandom powinien być filmową awangardą" - wywiad z Grzegorzem Kurkiem
Dodane: 10-08-2013 21:13 ()
Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Grzegorzem Kurkiem – kuratorem sekcji ,,Poza gatunkiem: Superbohater”, a rok temu ,,Poza gatunkiem: science-fiction” na festiwalu Transatlantyk w Poznaniu. Specjalizuje się w kinie gatunkowym, współpracuje z festiwalami filmowymi, m.in. T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Studiował filozofię i filmoznawstwo, na co dzień pracuje w Kino.Labie w Cetrum Sztuki Współczesnej w Warszawie.
Paradoks: Rok temu było ,,Poza gatunkiem: sci-fi”, w tym ,,Poza gatunkiem: superbohater”. Co takiego stało się, że filmy fantastyczne oglądamy na festiwalach, a nie w multipleksach?
Grzegorz Kurek: Trzeba pamiętać o tym, że repertuar multipleksów z natury rzeczy jest ograniczony. Na nasze ekrany trafia zawsze tylko niewielki ułamek tego co współczesne kino fantastyczne ma do zaoferowania. Są to najczęściej wielkie, wysokobudżetowe produkcje hollywoodzkie, które mimo swej różnorodności, realizują w gruncie rzeczy bardzo podobny pomysł na kino. Świetnym przykładem jest kino superbohaterskie, które ostatnio przeżywa prawdziwy renesans. Niemal co miesiąc mamy premierę nowego, głośnego tytułu superbohaterskiego. Jednak w większości są to filmy które do tematu podchodzą bardzo podobnie – nawet jeśli weźmiemy pod uwagę „tendencję realistyczną”, która od premiery pierwszego „Batmana” Christophera Nolana coraz wyraźniej daje o sobie znać. Ciągle mamy do czynienia z formułą spektakularnego letniego blockbustera z wybuchami. Natomiast temat superbohaterski jest dużo, dużo szerszy. W komiksie przewrót nastąpił już dawno temu – przynajmniej od „Strażników” Alana Moore’a i „Powrotu mrocznego rycerza” Franka Millera. Superbohaterowie stracili swoje moce, stali się zgorzkniałymi, zapuchniętymi starcami z poważnymi problemami. Superbohaterski mit zaczął być dekonstruowany i wykorzystywany na wiele różnych sposobów. W kinie mainstreamowym to ujęcie jest ciągle bardzo słabo obecne. Zupełnie inaczej rzecz ma się w kinie niezależnym. Do tematu superbohaterskiego podchodzi się tam z dużo większą swobodą. Ale ten rodzaj filmów na nasze ekrany trafia nadzwyczaj rzadko – dlatego też festiwale często są jedyną okazją żeby się z nim zapoznać.
P: Jak to się ma do Transatlantyku?
G.K.: Festiwal filmowy często kojarzony jest z kinem trudnym, hermetycznym, wymagającym, z miejscem gdzie kino rozrywkowe nie ma prawa bytu, gdzie w bólach i trudach powinniśmy konfrontować się z „prawdziwą” sztuką filmową. To oczywiste uproszczenie. Bazuje ono na stereotypowym podziale, na kino „rozrywkowe” i „festiwalowe”, który jest niestety w Polsce bardzo silny. Na Transatlantyku staramy się to zmienić. Pomiędzy dwoma biegunami – taśmowego hollywoodzkiego kina rozrywkowego a hermetycznego, elitarnego kina festiwalowego – rozciąga się niesamowicie szeroka przestrzeń. Sekcja „Poza gatunkiem” koncentruje się na kinie gatunkowym, ale kinie gatunkowym robionym autorsko, z pomysłem, które w autorskiej wizji łączy to co najlepsze w kinie rozrywkowym i festiwalowym. To jest przestrzeń która w Polsce nie istnieje prawie w ogóle.
P: Czy to nie jest trochę tak, że Polacy nie nauczyli się jak podchodzić do superbohaterów i znają ich tylko z ,,Avengersów” i tego typu filmów?
G.K.: Można to pytanie przeformułować na to czy Polacy w ogóle nauczyli się podchodzić do kina gatunkowego inaczej niż do łatwej rozrywki. Oczywiście nie. Wystarczy spojrzeć na poziom polskiego kina gatunkowego. W ostatnim czasie zaczyna się to zmieniać, bo mamy takie fajne filmy jak ,,Supermarket” albo ,,Obława” czy kino Smarzowskiego, które bardzo umiejętnie flirtują z różnymi stereotypami i kliszami gatunkowymi. Generalnie kino gatunkowe w Polsce ma się bardzo źle i to na wielu poziomach: na poziomie instytucjonalnym - polskie filmy gatunkowe nie są w ogóle brane pod uwagę przy różnego rodzaju dotacjach, jak i na poziomie szkolnictwa. Zarówno na filmoznawstwie i filmówkach nie uczy się zasad i znajomości kina gatunków, to jest cały jakby tryb pedagogiczny, ukierunkowane na kino mistrzów. Wydaje mi się, że ta formuła, która zrodziła się w latach 60 jest bardzo mocno zdezaktualizowana. Trochę zmieniam tutaj akcent twojego pytania z kina superbohaterskiego na kino gatunków, bo to jest szersza sprawa. Superbohaterowie są tylko symptomem szerszego zjawiska. Jedyny polski superbohater, z którym w kinie mieliśmy do czynienia to As z ,,Hydrozagadki”. W komiksie jest inaczej. Ciekawa sprawa, że jedyny komiks superbohaterski, który w Polsce bierze superbohatera na poważnie to „Biały Orzeł”. To taki zupełnie na poważnie zrobiony komiks wzorowany na klasycznej linii komiksowej, zarówno jeśli chodzi o kreskę i rozkład paneli jak i o scenariusz. Niestety, komiks zrobiony koszmarnie, bardzo mocno nasycony propagandą prawicową i nie da się go czytać. Cała reszta polskich superbohaterów, to superbohaterowie pastiszowi, czyli superbohaterowie na żarty, nieprawdziwi. I to jest bardzo znamienne, że nie jesteśmy w stanie w Polsce, ani w filmie ani w komiksie - o ile nie mówimy o jakichś karykaturalnych zapożyczeniach z amerykańskiej wizji superbohatera narodowego jak Kapitan Ameryka - nie jesteśmy w stanie w Polsce tematu superbohatera potraktować serio. Są tylko przejaskrawione, żarty i pastiszowe postmodernistyczne gry.
P: W całej sekcji filmowej tylko jeden film jest o superbohaterach z mocami. Czy superbohater, który ma moce nie jest soo 50'? Nie jest dziś trochę kiczowaty?
G.K.: Być może. Typowy trykotowy superbohater z serialu telewizyjnego z lat 50 to superbohater uroczo naiwny i nieskomplikowany – Wonder Woman miała swoje lasso, pelerynkę i brak problemów innnych niż łapanie złoczyńców. Dziś superbohater zyskuje coraz więcej ludzkich rysów – Batman Nolana ma bardzo ludzkie dylematy, o odpowiedzialności, tożsamości, o tym co powinien a czego nie powinine. To są problemy z którymi borykają się nie tyle superbohaterowie ile po prostu ludzie, którzy zakładają maskę superbohatera. Można w takim uczłowieczaniu superbohaterów widzieć próbę zbliżenia do współczesnego widza, dla którego Batman z serialu z Adamem Westem z lat 50 jest zbyt kiczowaty, zbyt kreskówkowy, a Batman Nolana to taki superbohater którego widz potrafi zrozumieć i współczuć, bo jest do niego jakoś tam podobny.
P: Mówiłeś, że w Ameryce kino superbohaterskie nie jest tak bardzo podzielone jak u nas. Czy dzisiaj nie jest za późno? Czy członek fandomu znajdzie tutaj miejsce dla siebie? Czy on się nie zamknie na tego typu kino?
G.K.: Na pewno nie jest za późno. Głęboko wierzę w ideę kina gatunkowego – nie tylko superbohaterskiego, ale ogólnie gatunkowego – które przestanie być kojarzone z łatwą, popcornową rozrywką, które jest ambitne, fajne, inteligentne, a jednocześnie wykorzystuje znane wszystkim, atrakcyjne kody gatunkowe. Za rok cykl „Poza gatunkiem” wraca z kolejnym tematem (jeszcze nie mogę zdradzić jakim dokładnie), będziemy na Transatlantyku dobre kino gatunkowe promować, bo wierzymy że filmowe potrzeby naszych widzów nie realizują się tylko w dwóch formułach: albo festiwalowej, ambitnej i dziwnej, albo popcornowej, miałkiej i taśmowej. Obie te formuły mają sens i swoje miejsce, ale nie wyczerpują tego co można nakręcić i zobaczyć.
P: A coś optymistycznego na koniec?
G.K.: Może bym wrócił do twojej posępnej diagnozy, że członek fandomu wybierze się chętniej na „Avengers” niż na mało znany festiwalowy film superbohaterski. A przecież to kino jest przede wszystkim dla Was! To właśnie fandom najlepiej zna wartość kina gatunkowego, świetnie rozumie jego język, strukturę, kody i schematy którymi posługuje się np. horror, czy kino superbohaterskie. Wyłapujecie od razu aluzje, nawiązania, przeróbki i trawestacje. I dlatego to właśnie fandom powinien być rodzajem awangardy wśród widzów, która toruje drogę innym. Wy to kino rozumiecie.
comments powered by Disqus