"Człowiek ze stali" - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 21-06-2013 08:53 ()


Jak wyglądałoby życie przybysza z planety Krypton, gdyby wychowywanemu na odległej Ziemi od najmłodszych lat towarzyszyło niepokojące poczucie niedopasowania do świata, paradoksalnie dającego mu nadludzkie moce? Na to fundamentalne pytanie stara się w przystępny sposób odpowiedzieć "Człowiek ze stali". Przede wszystkim jednak jest to spektakl na miarę postaci Supermana, który stając się obrońcą swojego drugiego domu, od razu musi zmierzyć się z przeciwnikiem równie potężnym jak on sam.

Superman wraca na ekrany kin w glorii i chwale. Jest takim herosem, jakim my wszyscy (a w szczególności Amerykanie) chcielibyśmy go znać: wiernym pięknym ideałom i mocarnym jak nikt inny. Prawdziwe jest powiedzenie, że miarą twojej siły jest siła twoich wrogów, także bardzo się cieszę, że naprzeciw Człowieka ze Stali nie staje tym razem Lex Luthor, postać ciekawa i charyzmatyczna, ale moim zdaniem niegwarantująca tak spektakularnego widowiska. Patrząc z perspektywy lat, niekończąca się wojna pomiędzy Luthorem a Supermanem ma w sobie coś z kurtuazyjnego pojedynku szermierczego toczonego do pierwszej krwi. Podobnie zresztą jest w przypadku Jokera i Batmana. Nie jest to na pewno wojna totalna prowadzona na śmierć i życie. A do tego dochodzi, kiedy oko w oko stają potomek kryptońskiego rodu El i kryptoński generał Zod.

Obraz w reżyserii Zacka Snydera chwiejnie balansuje na granicy kina, które pretenduje do miana rozumiejącego i eksponującego złożoną psychologię superbohaterów (vide "Watchmen: Strażnicy"), a zatem kina, którego motywem przewodnim jest poszukiwanie człowieczeństwa przez idealny okaz obdarzonego supermocami społecznego wyrzutka, a kinem czysto rozrywkowym, w którym psychologia postaci mimo wszystko schodzi na dalszy plan. Być może właśnie ta dwoistość sprawia, że czegoś w nim brakuje, a na pewno nie jest to oszałamiająca wręcz ilość działających na wyobraźnię efektów specjalnych. A może jest tak dlatego, ponieważ reżyser zdecydował się na zaburzenie chronologii przedstawiania wydarzeń, przetykając retrospekcjami właściwą fabułę. Dlatego jeśli coś przeszkadzało mi w obrazie Snydera, to właśnie sposób jego montażu. Wydaje mi się, że w ten sposób udało mu się podkreślić znaczenie epizodów z przeszłości dla rozwoju postaci przyszłego obrońcy Ziemi, ale jednocześnie nadało im sens jedynie wtrąceń do wiodącego wątku poszukiwania tożsamości przez dorosłego już Clarka Kenta skrywającego się przed światem pod wieloma różnymi nazwiskami, z dala od rodzinnego Kansas.

W filmie zabrakło mi również jakiegoś bardziej charakterystycznego muzycznego motywu przewodniego, a tego chyba można się było spodziewać po tak genialnym kompozytorze, jakim jest Hans Zimmer. Muzyka z "Człowieka ze stali" przypomina mi trochę ścieżkę dźwiękową z "Incepcji", miejscami chyba aż nazbyt monumentalną, chociaż na pewno można w niej wyczuć więcej ludzkich emocji...

Jeśli zaś mowa o emocjach, te na pewno rysują się wyraźnie na twarzy Henry'ego Cavilla, który do roli Supermana pasuje wręcz idealnie. Na szczęście pozbawiony klasycznego stroju, który jeszcze w 2006 roku przywdział jego poprzednik Brandon Routh w nieudanym i niepasującym do XXI wieku filmie "Superman: Powrót", zamknie usta tym, którzy notorycznie naśmiewają się z noszenia przez superbohaterów majtek na spodnie. Dobrze dobranym aktorem jest również Michael Shannon jako generał Zod, ale niestety nie jest to tak charakterystyczna rola łotra, jakie ostatnio w kinie zdaje się próbują naśladować doskonałego wręcz w roli Jokera Heatha Ledgera (mam na myśli między innymi wyrazistego Javiera Bardema ze "Skyfall" czy Benedicta Cumberbatcha z drugiej części nowej wersji "Star Treka").

W roli ojców sprawdzają się zarówno Russell Crowe jako Jor-El i Kevin Costner jako Jonathan Kent, chociaż odnosząc się do powyższych uwag, chyba wolałbym, żeby ten drugi miał jeszcze więcej do powiedzenia w roli mentora kształtującego charakter Supermana. W roli nieustępliwej reporterki Lois Lane dobrze wypada również Amy Adams (mająca na koncie mały epizod w serialu "Kroniki Smallville"). Nie jest to jednak postać aż tak wyróżniająca się i silna osobowościowo jak Margott Kidder z pierwszych filmów o Supermanie czy nawet Teri Hatcher z serialu "Nowe przygody Supermana". Wygląda też, że wzrost aktorki zmusił ją do noszenia szpilek w scenach, których są one zupełnie zbędne, ale w przeciwnym wypadku wyglądałaby ona zbyt filigranowo przy mocno umięśnionym Henrym Cavillu. I na tym w zasadzie kończy się liczba najważniejszych postaci. Na pewno zbyt mało do zagrania mają redaktor naczelny dziennika „Daily Planet” Perry White (dobrze dobrany do roli Lawrence Fishburne) czy w zasadzie niewykorzystana Martha Kent (odpowiednio postarzona do tej roli Diane Lane). Z kolei najmniej wyraziście wypadają z jednej strony poplecznicy generała Zoda (chociaż tutaj próbuje się wyróżnić Antje Traue w roli Faory-Ul), z drugiej zaś dowództwo i żołnierze amerykańskich sił zbrojnych. Jak widać, "Człowiek ze stali" zdecydowanie bazuje na rolach męskich.

Sygnowany nazwiskiem Christophera Nolana film na pewno rzuca nowe spojrzenie na postać Człowieka ze Stali. Co szczególnie mi się podobało, porusza ważne kwestie związane z funkcjonowaniem tej postaci w naszym świecie. Stara się też nieść jakieś przesłanie, chociażby to, że w przeciwieństwie do stojących na zdecydowanie wyższym poziomie cywilizacyjnym Kryptończyków, ludzie wciąż mają dużą wolność w wyborze swojego przeznaczenia. Jestem przekonany, że powinien dogodzić większości osób znających jego komiksowe przygody (nawet niektórym sceptykom przekonanym o niemożliwości zrobienia dobrego kina z Supermanem w roli głównej), jak również zaciekawić tych, którzy o Supermanie wiedzą niewiele (a teraz będą mogli od podstaw poznać jego mitologię). Nie jest to jednak aż tak świeże i oryginalne ponowne wprowadzenie Supermana na duży ekran, jakiego się spodziewałem. Na pewno brakuje w nim trochę większej dawki tryskającego czasem aż za bardzo z kinowych produkcji Marvela humoru, ułatwiającego kontakt z widzem (czego zdecydowanie brakowało trylogii Mrocznego Rycerza). Na szczęście nie jest to jednak nazbyt pompatyczne kino, uderzające wciąż w najwyższe tony, chociaż jest mu do niego całkiem blisko; nie przedstawia też Supermana jako kryształowego bohatera, a to byłby chyba największy grzech tej produkcji.

Wydaje mi się, że film Zacka Snydera miał potencjał na trochę głębsze sięgniecie do psychiki mężczyzny znanego jako Clark Kent, skrywającego tożsamość najpotężniejszego herosa z komiksowego uniwersum DC. Trudno jednoznacznie przyznać, żeby nadrobił to efektownym show, jaki ma miejsce na ekranie, bo przecież to tak nie działa. Natomiast akurat pod tym względem zdecydowanie nie brakuje mu niczego. Z kolei pytanie o to, czy nasz świat faktycznie odrzuciłby ze strachu superczłowieka pokroju Supermana, wciąż pozostaje dla mnie pozostawione bez jednoznacznej odpowiedzi. Być może więcej na ten temat dowiemy się z sequela?

 6/10

Tytuł: "Człowiek ze stali"

Reżyseria: Zack Snyder

Scenariusz: David S. Goyer, Christopher Nolan

Obsada:

  • Henry Cavill
  • Amy Adams
  • Michael Shannon
  • Diane Lane
  • Russell Crowe
  • Antje Traue
  • Harry Lennix
  • Richard Schiff
  • Christopher Meloni
  • Kevin Costner
  • Ayelet Zurer
  • Laurence Fishburne

Muzyka: Hans Zimmer

Zdjęcia: Amir M. Mokri    

Montaż: David Brenner S

cenografia: Alex McDowell 

Kostiumy: James Acheson, Michael Wilkinson

Czas trwania: 143 minuty

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


comments powered by Disqus