„1000 lat po Ziemi” - recenzja
Dodane: 25-06-2013 04:42 ()
M. Night Shyamalan nie miał ostatnio dobrej passy na dużym ekranie. Po kilku artystycznych i finansowych klapach to cud, że jeszcze ktoś pragnie wykładać pieniądze na jego pomysły. Te ostatnio zawodzą i nie przynoszą chluby twórcy świetnego Szóstego zmysłu. Tym razem jednak reżyser hinduskiego pochodzenia wziął się nie za ambitny, tajemniczy projekt, a dzieło science fiction pełną gębą. W dodatku opowiadające o odległej przyszłości Ziemi, gdy ludzie zdążyli już z niej wyemigrować, bo nasza planeta nie nadawała się do życia.
To jedna z tych wizji postapokaliptycznych, które wabią filmowych twórców. Pokazać, jak wyglądałoby życie po katastrofie albo po permanentnym zniszczeniu naszej planety. Rzadko zdarza się jednak tak bardzo wybiegać w przyszłość. Tysiąc lat to ogromny kawał czasu, w którym ludzkość powinna się rozwinąć do takiego stopnia, by swobodnie przemieszczać się po galaktyce. Tak też dzieje się w filmie Shyamalana, gdzie ludzie przenieśli się na nową planetę, ale tam z kolei znaleźli bestie, które zagrażają ich życiu i karmią się ich strachem. Wyjątkiem jest nieznający strachu generał Cyphera Raige'a, w którego zapatrzony jest jego syn Kit.
Gdy obaj wyruszają z misją w kosmosie, pech chce, że muszą awaryjnie lądować na opuszczanej od dawna Ziemi. Znajdują się w warunkach, do których nie przywykli i na planecie zamieszkałej teraz przez gatunki nieznanych i krwiożerczych zwierząt. W wyniku twardego lądowania Cypher zostaje poważnie ranny i to jego syn musi ruszyć przez nieznaną planetę, by wykonać misję i uratować swojego ojca.
Obraz Shyamalana to typowy survival umiejscowiony w nieprzyjaznym środowisku, historia inicjacji młodego i krnąbrnego kadeta, który pragnie kiedyś dorównać swemu ojcu oraz nauka pokory dla generała, który nie jest nieomylny, a przede wszystkim jest tylko człowiekiem. To również historia rozpamiętywania sukcesów i porażek i wyciągania wniosków, a także skomplikowanej relacji między ojcem a synem. Warto zaznaczyć, że w głównych rolach wystąpił Will Smith i jego syn Jaden Smith.
Mimo sztafażu science fiction Shyamalana nakręcił kino kameralne pokazujące ekstremalny trening zbyt pewnego siebie młodzieńca oraz apodyktycznego ojca, który będąc w punkcie bez wyjścia, zaczyna zastanawiać się nad swoimi dotychczasowymi wyborami oraz traktowaniem rodziny. Po trochu to kino przygodowe i zmaganie się młodszego z niesprzyjającą florą i fauną, a po trochu kino rodzinne ukierunkowane na relację między ojcem a synem. Shyalaman udanie dawkuje dramaturgię i nie ucieka od spektakularnych scen akcji. Minimalizm w obsadzie pozwala się skupić na głównej parze bohaterów, ale też sprawia, że uziemiony Will Smith nie ma zbyt wielkiego pola do popisu, a całość spada na barki jego syna. A tu już nie zawsze mamy do czynienia z przebłyskami aktorskiego geniuszu. Napięcie jest odczuwalne, niemniej nie wszystkie rozwiązania fabularne są udane.
Powrót Shyamalana na kinowe łono może nie jest spektakularny, ale widać istotną poprawę względem jego ostatnich dokonań. 1000 lat po Ziemi może wzbudzać mieszane uczucia, ale nie sposób odmówić twórcy, że miał konkretny zamysł i go zrealizował. Co ostatnio nie zawsze mu wychodziło. Dla miłośników filozoficznego science fiction oraz odkrywania relacji na polu rodzicielskim obraz może przypaść do gustu.
Ocena: 5/10
Tytuł: 1000 lat po Ziemi
Reżyseria: M. Night Shyamalan
Scenariusz: M. Night Shyamalan, Gary Whitta
Obsada:
- Jaden Smith
- Will Smith
- Sophie Okonedo
- Zoë Kravitz
- Glenn Morshower
Muzyka: James Newton Howard
Zdjęcia: Peter Suschitzky
Montaż: Steven Rosenblum
Scenografia: Thomas E. Sanders
Kostiumy: Amy Westcott
Czas trwania: 100 minuty
comments powered by Disqus