"Martwe zło" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 14-04-2013 20:00 ()


„Martwe zło” to produkcja legendarna, która unieśmiertelniła wręcz postać Asha, wyposażonego w nietypową acz skuteczną protezę, pogromcy demonów. Film Sama Raimiego stał się pozycją obowiązkową dla każdego z miłośników krwawego, lecz podszytego czarnym humorem kina grozy. I z niewyobrażalnym wręcz bólem serca stwierdzić muszę, że oryginalnego „Martwego zła” nie dane mi było nigdy obejrzeć. Zanim jednak miłośnicy oryginału rozerwą mnie na strzępy i potną me ciało piłami łańcuchowymi chciałbym zwrócić uwagę na jeden drobny detal – dzięki nieznajomości pierwowzoru mogę wam dostarczyć opinię nie obarczoną emocjonalnym bagażem. Więc uprzejmie proszę, odłóżcie rzeźnickie haki, topory i noże i czytajcie dalej.

Całość rozpoczyna się od drobnego prologu, który z powodzeniem mógłby służyć za odrębną miniaturę filmową. Niczym w pierwszym lepszym slasherze nadobne i nieco wymiętoszone dziewczę ucieka poprzez las, po piętach depczą jej dwaj bliżej niezidentyfikowani osobnicy o niesprecyzowanych, acz prawdopodobnie niezbyt uprzejmych zamiarach. Nie chcę psuć wam wrażeń, więc przewińmy filmową taśmę nieco do przodu. Czerpiąc obficie z wora opatrzonego etykietką „filmowe klisze – horrory o nastolatkach” film przedstawia nam grupę przyjaciół, która decyduję się spędzić kilka nocy w skrytej głęboko w lesie chatynce, która niegdyś należała do rodziny jednego z protagonistów. 

Poznajmy więc Mię, uzależnioną od narkotyków nastolatkę, która decyduje się odbyć w tym opuszczonym przez boga miejscu detoks, Davida, jej brata, który dawno temu opuścił rodzinne strony w poszukiwaniu lepszego życia pozostawiając opiekę nad oszalałą matką Mii, Natalię - dziewczynę Davida oraz Erica i Olivię – przyjaciół rodzeństwa z lat szczenięcych. Eric ma do Davida żal za odejście w nieznane, a Olivia przekonana jest, że bycie pielęgniarką zapewni Mii wykwalifikowaną opiekę medyczną na wypadek komplikacji. Obsadę zamyka Dziadek, pies. Nim w filmie ujawni się tytułowe zło to właśnie perypetie tej wewnętrznie skonfliktowanej gromadki uprzyjemnią nam seans. Bez cienia ironii mogę stwierdzić, że nie jest to czas stracony, gdyż nim rozpocznie się rzeź charaktery bohaterów zostają jasno nakreślone, co pozwala reżyserowi uniknąć sztucznego wplatania psychologicznie rozwijających postacie wątków pomiędzy kolejne efektowne i krwawe zgony. Miejmy to zatem z głowy i napiszmy to już teraz, David to kretyn starający się odgrywać rolę głosu rozsądku do spółki razem z przemądrzałą Oliwią, Mia to takie ni to emo, ni to buntowniczka, Natalie posiada osobowość garści piasku, Eric to typowy ciekawski i wszystkowiedzący nerd. To co czytacie nie jest jednak słowami krytyki. Scenarzyści po prostu dobrze odrobili lekcję i stworzyli obsadę typową dla horroru i jednocześnie ociekającą pewnym archaicznym urokiem. Co więcej, ze swoich ról aktorzy wywiązują się bardzo przyzwoicie. Tak w scenach dialogowych oraz gdy ich wnętrzności wywlekane są na wierzch. Bardzo solidna robota. 

Co do fabuły, w zasadzie otrzymujemy to, czego można by się spodziewać. Nasza wesoła gromadka zostaje odcięta od świata, ich wścibskość prowadzi do uwolnienia nieokreślonej, ale jednoznacznie krwiożerczej mrocznej siły, która znudzona wieloletnim zamknięciem z braku lepszego zajęcia zabiera się za masakrowanie naszych milusińskich. Jeśli liczyliście na coś innowacyjnego w tym temacie to srodze się rozczarujecie. Niemniej jednak, akcja trzyma w napięciu i choć wiadomo kto i kiedy zginie film ogląda się z zaciekawieniem. Prosta formuła i prosty scenariusz stanowią doskonałą odskocznię od wydumanych horrorów, które usiłują znaleźć uzasadnienie (częściej absurdalne niż logiczne) dla rozgrywających się na ekranie wydarzeń. Za fabułę i prowadzenie akcji duży plus, choć zakończenie nie do końca przypadło mi do gustu. Brakowało mi tylko ciętych żartów i sarkastycznego humoru z jakich znane są filmy składające się na oryginalną trylogię. 

Na osobny zestaw komplementów zasługuje oprawa audiowizualna filmu, wysoce wystylizowana na obarczoną specyficznym urokiem groteskę. Za sprawą klimatycznego oświetlenia i odpowiedniego dobrania kolorów kadry ociekają nieco odrealnioną gęstą atmosferą. Gwoździem programu są jednak efekty specjalne, za pomocą których ukazano rozgrywającą się przed naszymi oczami makabrę. Krew ma barwę, która świetnie kontrastuje z karnacją bohaterów i tworzy przepiękne plamy na ich odzieży, do tego jest gęsta na tyle, by efektownie sikać po ścianach, gdy zachodzi taka potrzeba. Ocenę dodatkowo podnosi prymat efektów praktycznych nad zabijającą w takich produkcjach klimat animacją komputerową. Co by nie mówić, odrywane kończyny, pękające kości, zrywane ścięgna i obgryzanie twarzy o wiele lepiej wyglądają w filmowym „realu” niż jako zbitka pikseli. Ogromne brawa dla ekipy za starania i pracę włożone w ukazaną masakrę. Dawno już nie widziałem produkcji, która tak solidnie i dosadnie ukazałaby mi „wnętrze” bohaterów. Całość podkreśla sugestywna muzyka, doskonale budująca nastrój, choć nie każdemu może podobać się to, że ścieżka dźwiękowa stara się być przerażająca aż do przesady. Ja liczę to sobie na plus patrząc na całość filmu jak na swoisty hołd złożony gatunkowi slasherów.    

Nowe i odświeżone „Martwe zło” zapewniło mi przyjemnie spędzone 90 minut. Film powinien spodobać się fanom horrorów, którzy podejdą do tematu nieco z przymrużeniem oka. Prosta, ale porządnie poprowadzona fabuła, typowi, ale dobrze odegrani protagoniści, bardzo solidna i sugestywna oprawa audiowizualna składają się na obraz zdecydowanie godny polecenia tak znawcom tematu, jak i nowym neofitom krwawego obrządku kina gore. 

 6/10

Tytuł: "Martwe zło"

Reżyseria: Fede Alvarez

Scenariusz: Diablo Cody, Fede Alvarez, Rodo Sayagues Mendez

Obsada:

  • Jane Levy
  • Shiloh Fernandez
  • Lou Taylor Pucci
  • Jessica Lucas
  • Elizabeth Blackmore
  • Phoenix Connolly

Muzyka: Roque Baños

Zdjęcia: Aaron Morton

Montaż: Bryan Shaw

Scenografia: Robert Gillies

Kostiumy: Robert Gillies

Czas trwania: 90 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus