"Riddick" - recenzja
Dodane: 08-09-2013 20:41 ()
W 2000 r. niskobudżetową produkcją, zatytułowana Pitch Black, David Twohy pokazał, że w gatunku s-f jest jeszcze trochę miejsca na autorskie, przemyślane wizje. Bohater tego obrazu – Richard B. Riddick - podbił serca fanów, a wcielający się w niego Vin Diesel zaliczył udany start ekranowej kariery.
Dobre recenzje, jak również chęć przybliżenia postaci Furianina, zaowocowały kontynuacją. Rozbuchany budżet i parcie na stworzenie space opery sprawiły, że Kroniki Riddicka przepadły w kinach z kretesem. Diesel wypracował sobie opinię twardziela i na stałe zadomowił się w cyklu o szybkich mężczyznach i wściekłych samochodach. Widać jednak, że z postacią kosmicznego outsidera zżył się na tyle, żeby wrócić do tej roli po dziewięciu latach.
Znudzony funkcją Lorda Marshalla Riddick postanawia odnaleźć swoją rodzinną Furyę. Zbyt pewny siebie wojownik zostaje zdradzony i pozostawiony na pastwę losu na nieznanej planecie, gdzie każdy drapieżnik chce dobrać się do jego zadka. Rozpoczyna się walka o przetrwanie na obcym i niezwykle niegościnnym globie, gdzie byle stworzenie może okazać się posłańcem śmierci. Przeżyć w tych ekstremalnych warunkach będzie niezmiernie ciężko. Jedynym kompanem na pustynnym odludziu staje się stworzenie będące skrzyżowaniem psa z hieną, o kangurzych uszach.
Twohy wrócił do korzeni. Riddick w konstrukcji fabularnej bardzo przypomina Pitch Black, można rzec, że nawet za bardzo. Na początku reżyser w sprytny sposób przypomina widzom kim tak naprawdę jest Furianin. W nieco przydługim wstępie pokazuje prawdziwą, dziką naturę antybohatera, który w pełni adaptuje się do nowych warunków. Sporo scen cechuje minimalizm i oszczędność w stosowaniu efektów specjalnych. Kolejny etap rozgrywa się praktycznie bez udziału Riddicka, kiedy w oku kamery pojawiają się dwie rywalizujące ze sobą grupy łowców głów. Każda kieruje się innymi pobudkami, ale cel przyświeca im jeden. Pragną dorwać zbiega. Kontrast między dwoma zespołami stanowi źródło drogocennego humoru pozwalającego zapomnieć o niewielkich dłużyznach.
Akt trzeci to już popis Vina Diesela, a każdy fan Riddicka doskonale wie na co go stać. Obok niezłych one-linerów mamy też właściwą akcję, której de facto w filmie nie ma zbyt wiele. Mniejszy budżet nie pozwolił Twohy’emu popełnić błędów z drugiej części, jest więc kameralnie, familijnie i krwawo. Reżyser zgrabnie radzi sobie z zabawą w podchody między oponentami, z kolei bez pomysłu i w przesłodzonym tonie ukazuje finałową rozgrywkę, w której brak jakiegokolwiek elementu zaskoczenia. Z drugiej strony, czego więcej mamy się spodziewać po Riddicku? Pojawia się pod osłoną nocy, bierze co chce i nawet jak jest zakuty w kajdany to panuje nad sytuacją i rozdaje karty. Twohy dostarcza takiego bohatera jakiego chcemy oglądać - szorstkiego, bezkompromisowego, niepatyczkującego się z przeciwnikami oraz zawsze dotrzymującego słowa.
Riddick to pozytywne zaskoczenie tego roku. Obraz znacznie lepszy niż można się było spodziewać, konkurujący z wysokobudżetowymi blockbusterami. Myślę że Twohy i Diesel odkurzając postać Furianina, którego trudno skrócić o głowę, nie powiedzieli ostatniego słowa. Przecież nie poznaliśmy jeszcze jego naturalnego środowiska. Furya czeka!
6,5
Tytuł: "Riddick"
Reżyseria: David Twohy
Scenariusz: David Twohy, Oliver Butcher, Stephen Cornwell
Obsada:
- Vin Diesel
- Jordi Mollà
- Matthew Nable
- Katee Sackhoff
- Dave Bautista
- Bokeem Woodbine
Muzyka: Graeme Revell
Zdjęcia: David Eggby
Montaż: Tracy Adams
Scenografia: Joseph C. Nemec III
Kostiumy: Simonetta Mariano
Czas trwania: 119 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji
comments powered by Disqus