„Oz Wielki i Potężny” - recenzja druga
Dodane: 19-03-2013 21:09 ()
Wygląda na to, że już nie jesteśmy w Kansas Dorotko... Hej, zaraz. Gdzie do diabła polazła ta dziewucha? A, faktycznie. Przecież nie ma z nami żadnej Dorotki. Nie ma również Tchórzliwego Lwa ani Blaszanego Drwala. Gdzie się wszyscy podziali? Kto poprowadzi nas w głąb magicznej krainy Oz? Że niby ty? Jak się nazywasz? Mogę ci mówić per OZ, Wielki i Potężny? No chłopie, nie przeginasz, aby trochę? Zasłużyłeś sobie czymś na ten przydomek? Chcesz mi opowiedzieć swoją historię? W sumie, skoro i tak tu utknąłem mogę posłuchać...
Oz, banalny i naiwny
„Oz: Wielki i Potężny” popełnia olbrzymi, niewybaczalny wręcz grzech. Film serwuje nam historię tak banalną i naiwną, że niemal stanowi ona obrazę nawet dla najmłodszych widzów. Oskar Diggs, etatowy prestidigitator objazdowego cyrku gdzieś w Kansas, salwuje się ucieczką przed rozjuszonym małżonkiem pewnej nadobnej niewiasty. Los sprawia, że jego własne nogi, balon i trąba powietrzna unoszą go do pełnej cudów i dziwów krainy Oz, gdzie wzięty zostaje za dawno zapowiedzianego zbawcę i pogromcę złych, trzymających pogodny kraj w żelaznym uścisku, wiedźm. Wykorzystując swój sceniczny talent oraz wrodzoną przebiegłość i charyzmę Oskar, tytułujący się (nomen omen) wielkim i potężnym Ozem, podejmuje nierówną walkę z siłami ciemności.
Brzmi dobrze? Niestety tylko w teorii. Fabuła ani nie trzyma w napięciu, ani nie chwyta za serce, a przewijające się przez ekran postacie, z małymi wyjątkami, nie budzą zbytniego zainteresowania ani sympatii. Jedynym wyjątkiem jest Mila Kunis, której spojrzenie olbrzymich sarnich oczu zdaje się wzierać wprost w głąb duszy. Dość jednak o moich osobistych fantazjach, skupmy się na filmie. Bohater tytułowy, którego najczęściej eksponowanymi cechami są krętactwo, matactwo i popęd ku wszystkim przedstawicielkom płci pięknej, które nie są wykonane z porcelany, jest typem antypatycznym, o kreskówkowym wręcz profilu psychologicznym i wydaje się istnieć głównie po to, by móc ukazać przemianę, która poprowadzi go na ścieżkę prawości. Zła i dobra czarownica pełnią rolę spersonifikowanych odważników na moralnych szalach protagonisty, a jedynie czarownica, hm, z braku lepszych określeń, neutralna, odgrywana przez Milę „o słodkich oczętach” Kunis sprawia wrażenie postaci z krwi i kości. Jej początkowa naiwność i późniejsza metamorfoza czynią z niej najbardziej wyrazistą i najciekawszą uczestniczkę tego małego dramatu i tylko jej wątek w tej naiwnej bajeczce budzi zainteresowanie.
Aktorsko obraz wypada poprawnie i większych zgrzytów nie stwierdzono. Niestety całość ciągnie w dół infantylność scenariusza, przy którym nie będą się jakoś szczególnie bawić widzowie z żadnej kategorii wiekowej. Z drugiej strony, widziałem już produkcje o wiele gorszych walorach fabularnych. Tym, co najbardziej kłuje w oczy jest przeciętność i banalność snutej opowieści. Jednak jeśli nie stawiasz przed filmem oczekiwań co do niesamowicie wciągającej intrygi lub też nieoczekiwanych zwrotów akcji, to film przyswoisz sobie gładko niczym niemowlę kaszkę gerber.
Oz, bajeczny i sztuczny
Tym co ratuje obraz przed recenzenckim linczem, jaki należy się produkcji za fabułę i bohaterów, jest niewątpliwie warstwa audiowizualna. Film jest bajecznie wręcz kolorowy, zalany feerią niewyobrażalnie wręcz soczystych barw. Intensywność ta sprawia wręcz, że obraz tchnie sztucznością. W tym wypadku nie jest to jednak wada, gdyż pamiętać musimy, że Kraina Oz jest światem magicznym, bajecznym i ze wszech miar stroniącym od realizmu. Pewna sztuczność scenografii, dodatkowo podbudowana przewijającym się w filmie motywem iluzji, ułudy i teatralności, jest więc jak najbardziej na miejscu i fakt, że niemal wszystko w tej produkcji trąci blue/green boxem można „Ozowi” wybaczyć. Dorzucając do tego bardzo dobre efekty specjalne pod postacią rozmaitych fajerwerków, dymów, gromów i innych wizualnych przeszkadzajek, a także bardzo dobrą animację postaci wygenerowanych w całości komputerowo, uświadomimy sobie szybko, że naprawdę nie ma na co narzekać ani do czego się przyczepić. Pozytywnie wypada również stylizowana na cyrkowe marsze i fanfary muzyka, która dobrze podkreśla trochę dziwaczny i groteskowy, a z drugiej strony prześmiewczy klimat całości.
Oz, tyleż uroczy, co płytki
Nie stary, nie kupuję tego. Pięknie opowiedziana ta bajeczka, ale jakoś mnie do siebie nie przekonała treścią. Wiesz, te postaci jakieś miałkie i historia naiwna, no i to sugerujące zakończenie, że jeszcze nie koniec. Fajnie opowiadasz, ale to co masz do opowiedzenia to już zupełnie inna para kaloszy. Może jeżeli następnym razem przemyślisz bardziej zawartość to wyjdzie ci z tego coś lepszego, bo na samych pięknych słówkach daleko nie zajedziesz. Przykro mi chłopie, ale z takimi bajeczkami to tylko na kram, a nie do wymagającej widowni. Na pewno przypadniesz do gustu pospolitej gawiedzi srebrnousty diable, ale na poklask koneserów to raczej nie licz.
5/10
Przeczytaj także pierwszą recenzję "Oza"
Tytuł: "Oz Wielki i Potężny"
Reżyseria: Sam Raimi
Scenariusz: Mitchell Kapner, David Lindsay-Abaire
Obsada:
- James Franco
- Rachel Weisz
- Mila Kunis
- Michelle Williams
- Zach Braff
- Bill Cobbs
- Bruce Campbell
Muzyka: Danny Elfman
Zdjęcia: Peter Deming
Montaż: Bob Murawski
Scenografia: Robert Stromberg
Kostiumy: Gary Jones
Czas trwania: 130 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus