"Jack pogromca olbrzymów" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 17-03-2013 23:00 ()


„Zjadł mysz zły kot. Nie pytajcie skąd ten grzmot. Kryje się wysoko gdzieś, miejsce nad wyraz złe. Dom to olbrzymów groźnych jest. Co marząc, że ludzki pokonają szczep, czekają aż ziarna zemsty puszczą pęd...”.

Dzięki iście magicznym sztuczkom speców od efektów komputerowych kino jest bombardowane przez współczesne interpretacje znanych baśni i bajek. Nie zawsze jednak owoc pracy branży filmowej przekłada się na dzieło, które warto obejrzeć. Jak sobie poradził z tym najnowszy obraz twórcy „Podejrzanych”? Nie jest najgorzej, „Jack pogromca olbrzymów” to sprawnie opowiedziana baśń, nieco zmodyfikowana przez Bryana Singera na potrzeby blockbustera i różniąca się od klasycznej wersji. 

Według legendy, za czasów króla Eryka mnisi zasiali magiczną fasolę, która miała rosnąc tak wysoko, aż mogliby oni spotkać swojego Stwórcę. No i spotkali, wygłodniałe olbrzymy łaknące ludzkiego mięsa. Krótki wypad na Ziemię, mający na celu urozmaicenie ubogiego menu o krwisty befsztyk z Anglików, zakończył się dla potomków Goliata dotkliwą porażką, a fasolowy most raz na zawsze zniszczono. Jednak jak to z legendami bywa, w każdej drzemie ziarnko prawdy, nawet tak małe jak niepozorna fasola, którą tytułowy Jack otrzymuje na targu od mnicha. Ma ją bezpiecznie zanieść do opactwa i pod żadnym pozorem nie zamoczyć.

Wiadomo nie od dziś, że pogoda nad Albionem zmienna jest, więc zadanie z czasem zaczyna Jacka przerastać, dosłownie i w przenośni. Gdy do tego dodamy żądną przygód królewnę Isabellę, która nieopacznie znalazła się w chacie młodzieńca, podczas nagłej eksplozji zielonej mocy, otrzymujemy sprawne kino fantasy rozpisane według sprawdzonego klucza. Jest zły szambelan, sprawiedliwy król, uroczy Ewan McGregor i para młodych oraz szaleńczo zakochanych w sobie bohaterów. Są również olbrzymy, posiadające wyszukane gusta kulinarne. 

Gdzie zatem szukać finansowej porażki filmu, który kosztował studio dwieście milionów dolarów? Co się stało, że widzowie nie ruszyli z odsieczą i nie wspomogli Jacka w jego walce z gigantami? Pierwszy symptom nadchodzącej fasolokalipsy można było odczuć już w zeszłym roku, kiedy nagle obraz zniknął z wakacyjnych zapowiedzi. Strach przed konkurencją, a może błyskawiczne przemontowanie kilku scen? Takie zmiany nie wychodzą zazwyczaj filmom na dobre. Nie pomogą nawet efekty trójwymiarowe, które, powiedzmy sobie szczerzy, przejadły się już każdej widowni. Zatem gdzie tkwi gwóźdź zagłady?

Odpowiedź wydaje się prosta. Aktorstwo stoi na poprawnym poziomie, ale niestety, para młodych bohaterów nie ma w sobie ani za grosz charyzmy czy siły przebicia. Nicholas Hoult zdecydowanie lepiej wypadł w „Wiecznie żywym”, natomiast Eleanora Tomlinson stanowi tylko ładne uzupełnienie scenografii. W jej przypadku winą można obciążyć scenarzystów, za brak pomysłu na wykorzystanie żywiołowej królewny. Głównym postaciom widowisko "kradną" drugoplanowi aktorzy – świetny i zawadiacki Ewan McGregor oraz jak zawsze niezawodny w roli czarnego charakteru Stanley Tucci.

Drugą bolączką wydają się być efekty wizualne, szczególnie dotyczące olbrzymów, które są zrobione niedbale, a ich odbiór zaciemnia dodatkowo 3D. Zbliżenia na twarze gigantów nie wywołują pozytywnego wrażenia, ich mimika, jak i sztuczne poruszanie się pozostawiają sporo do życzenia. W scenach statycznych można jeszcze przymknąć na to oko, w dynamicznych już niestety nie. Niesmak pozostawia też przywódca olbrzymów, generał Fallon, którego mniejsza głowa przypomina z zachowania gollumopodobną kreaturę. Z kolei trzeba pochwalić Singera, że z rozmachem i fantazją pokazał świat znajdujący się powyżej chmur. Siedziba potomków Goliata przytłacza monumentalnością.

Twórcy dokonując zmian na potrzeby scenariusza mogli zadbać, aby fabuła nie przypominała typowej przygodówki i nieco bardziej zaskakiwała. Niemniej w kategoriach kina rozrywkowego „Jack pogromca olbrzymów” powinien dostarczyć widzom co najmniej przyzwoitej dawki wrażeń. 

5/10 

 

Tytuł: "Jack pogromca olbrzymów"

Reżyseria: Bryan Singer

Scenariusz: Darren Lemke, Christopher McQuarrie

Obsada:

  • Nicholas Hoult
  • Ewan McGregor
  • Eleanor Tomlinson
  • Stanley Tucci
  • Ian McShane
  • Bill Nighy
  • Eddie Marsan

Muzyka: John Ottman

Zdjęcia: Newton Thomas Sigel

Montaż: John Ottman, Bob Ducsay

Scenografia: Gavin Bocquet

Kostiumy: Joanna Johnston

Czas trwania: 114 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus