"Asteriks u Helwetów" - recenzja
Dodane: 11-03-2013 06:43 ()
Co gwarantuje udaną orgię? Kiedy wynaleziono fondue? Jaka jest geneza zegara z kukułką? Na te i inne frapujące pytania znajdziecie odpowiedź w „Asteriksie u Helwetów”.
Sprawowanie pieczy nad tak ogromną prowincją jak Galia to ciężka praca. Agripus Mawirus uważa, że wynagrodzenie powinno odpowiadać stanowisku. Niestety, jego pojmowanie sprawiedliwego podziału dóbr nieco rozmija się z poglądami Cezara, który uważa niekończące się wystawne orgie i nabijanie prywatnej kabzy z publicznych podatków za, delikatnie mówiąc, lekką przesadę. W celu przebadania sprawy wysyła na inspekcję kwestora Klaudiusza Inkoruptusa. Czytelnik może się przekonać, że już w epoce boskiego wodza kontrola skarbowa stanowiła nie lada wyzwanie (porównywalne z partią solową w spektaklu z udziałem lwów w miejscowym amfiteatrze). Jednak tusza Mawirusa dorównuje jego sprytowi. Jego tok rozumowania jest dość prosty: skoro nie masz dość sił do walki z wrogiem, spraw, byś nie musiał do niej stawać – najlepiej z niewielką pomocą trucizny.
W tym momencie na scenie pojawiają się nasi dobrzy znajomi. Okazuje się, że Inkoruptusa może uratować jedynie medyczna wiedza Panoramiksa. Taki obrót wypadków jest dość dziwny, zważywszy, że główna specjalizacja przystojnych (i krągłych) Galów to raczej skuteczne unieszkodliwianie niż leczenie Rzymian. Czego się jednak nie robi dla druida. Asteriks i Obeliks wyruszają zatem w wyprawę po ostatni składnik lekarstwa do tytułowej Helwecji, krainy porządku, słynnych serów oraz... neutralnej platformy wymiany poglądów między rządami krajów znanych i nieznanych.
Humor w niniejszym albumie przygód oparty jest w znacznej mierze na francuskich stereotypach dotyczących Szwajcarów. Poznajemy lud pogodny i pracowity, jednak znacznie odbiegający od dość niefrasobliwych Galów. Czy to zasługa wysokich gór czy też pedantycznie lśniących powierzchni – w każdym razie Obeliksowi dość ciężko czuć się tu jak u siebie. Bardzo zabawne są również epizody ukazujące działalność rzymskiej administracji, czy to podczas orgii czy też kontroli celnej. Jak zwykle uroku dodają nomina omina, które w nowym tłumaczeniu są równie komiczne, jak w starym.
Album „Asteriks u Helwetów” to przyjemna, lekka rozrywka, która – jak to już z tą serią bywa – bawi nie tylko humorem sytuacyjnym, ale również inteligentnymi aluzjami. Fani na pewno nie będą zawiedzeni, a ci, którzy jeszcze nie sięgnęli po komiksy Uderzo i Goscinny’ego teraz mają okazję, by to nadrobić.
Tytuł: "Asteriks u Helwetów"
- Scenariusz: Rene Goscinny
- Rysunek: Albert Uderzo
- Tłumaczenie: Jolanta Sztuczyńska
- Wydawca: Egmont
- Liczba stron: 48
- Format: 215x290 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: offset
- Druk: kolor
- Wydanie: III
- Cena: 19,99 zł
comments powered by Disqus