"Hitchcock" - recenzja druga
Dodane: 07-03-2013 21:10 ()
„Hitchcock” czy „Pani Hitchcock”? – oto jest pytanie. Zapewne nie tylko ja wyszłam z kina będąc pełna uznania dla żony wybitnego reżysera. Film, po którym spodziewaliśmy się ukazania niuansów z życia twórcy „Psychozy”, a także tego, w jaki sposób powstawało to dzieło, zaskakuje wyniesieniem na pierwszy plan kobiety. To Helen Mirren błyszczy na srebrnym ekranie kradnąc serca widzów.
Wróćmy jednak do samej fabuły. Sacha Gervasi w niezwykle oryginalny sposób podszedł do realizacji opowieści o najwybitniejszym specu od kina grozy. Od początku przyglądamy się dylematom zawodowym głównego bohatera. 60-letni Alfred (Anthony Hopkins) powoli zaczyna czuć się wypalony. Wytwórnia Paramount Pictures oraz sztab ludzi, który go otacza, oczekuje od niego stałych, sprawdzonych konwencji filmowych, a najlepiej by skupił się już wyłącznie na kasowych produkcjach telewizyjnych. Sławny reżyser chce uciec od rutyny, pragnie stworzyć dzieło życia, które po raz kolejny wszystkich zaskoczy. Stawka jest wysoka. Hitchcock nie tylko ryzykuje swoją reputacją, ale także utratę majątku. Stawia na zekranizowanie „Psychozy”, powieści o psychopatycznym maminsynku, a jego współpracownicy pukają się w czoło. W tym momencie akcja zmienia rytm. Bardziej niż na produkcji horroru skupia się na życiu osobistym jego autora. Poznajemy Hitchcocka od kuchni. Gervasi wikła nas w słodkie, choć szorstkie relacje „Mistrza suspensu” z żoną Almą.
Helen Mirren po mistrzowsku zagrała kobietę wiecznie stojącą w cieniu swojego wielkiego męża. Niby niepozorna, drobna, nieco arystokratyczna, ale w krytycznych momentach to właśnie ona ratuje skórę legendzie. Moim zdaniem brak nominacji do tegorocznego Oscara dla tej aktorki był wielkim błędem. Wcale jednak nie umniejszam roli Anthony’ego Hopkinsa. Sposób w jaki się wyraża, jego mimika i gestykulacja nie odbiegają od oryginału. Reszta obsady to tylko bezbarwne tło.
Dzieło, które niewątpliwie jest obyczajówką z elementami komedii, przemyca niemal horrorowe wstawki, które są ukłonem w stronę wspaniałego twórcy. Towarzyszący temu obrazowi humor jest niedosłowny i wyszukany. Najczęściej mogliśmy go zaobserwować w słownych potyczkach małżonków. Prezentowana historia, choć nie jest idealnym odzwierciedleniem tajemniczej, burzliwej osobowości Hitchcocka, to wydaje mi się, że w sposób wystarczający zauważa jego dziwactwa; jak choćby urzeczywistnienie i rozmowy z głównym bohaterem najnowszej produkcji, podglądactwo czy napady furii.
„Hitchcock”, którego opisuję pewnie nie spodoba się fanom kina grozy, którzy liczyli na ukazanie kulisów pracy nad „Psychozą”. To jednak naprawdę piękny film, pokazujący miłość opartą na wzajemnym, ogromnym szacunku i przyjaźni w długoletnim związku. To także portret kobiety silnej, niemal żelaznej, która w odpowiednim dla rodziny momencie potrafi wziąć sprawy w swoje ręce. Tutaj istotniejsze od dokładnego odwzorowania perfekcjonizmu „Mistrza suspensu” jest ukazanie jego ludzkiego oblicza.
7/10
Tytuł: "Hitchcock"
Reżyseria: Sacha Gervasi
Scenariusz: John J. McLaughlin
Na podstawie książki Stephena Rebello „Alfred Hitchcock and the Making
of Psycho”
Obsada:
- Anthony Hopkins
- Helen Mirren
- Scarlett Johansson
- Danny Huston
- Toni Collette
- Jessica Biel
- Michael Wincott
Muzyka: Danny Elfman
Zdjęcia: Jeff Cronenweth
Montaż: Paul Martin
Scenografia: Robert Gould
Kostiumy: Julie Weiss
Czas trwania: 98 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus