"Świadek koronny" - recenzja
Dodane: 12-02-2007 07:38 ()
Wybierając się na „Świadka koronnego", miałem nadzieję, że film ten wniesie trochę świeżego powiewu do schematycznej myśli polskiego kina sensacyjnego. Niestety, srogo się zawiodłem na tej produkcji. „Świadek koronny" nie wywołuje zapowiadanych emocji, a gra aktorska miejscami prezentuje się przeciętnie.
Fabuła, luźno oparta na autentycznych wydarzeniach, nie należy do mocno skomplikowanych. Głównym bohaterem opowieści jest Jan „Blacha" Blachowski, niegdyś jeden z czołowych polskich gangsterów, obecnie najbardziej strzeżony świadek koronny w kraju. Policja nie odstępuje go na krok, jest niedostępny dla osób postronnych, a mimo to zgadza się na wywiad ze znanym dziennikarzem. Taki scenariusz w realnym świecie jest mało prawdopodobny. Możliwość przeprowadzenia wywiadu z osobą tak ważną dla policji, jak i mafijnego półświatka, graniczy z cudem. Jednak na tym właśnie motywie twórcy postanowili oprzeć lwią część fabuły.
Kierując się czysto osobistymi pobudkami, o wywiad zabiega młody dziennikarz - Marcin Kruk. Bohater kreowany przez Pawła Małaszyńskiego nie jest w stanie w autentyczny sposób podkreślić wagi własnej postaci. Tragedia, jaka spotkała go w życiu, nie przykuwa do końca uwagi widza. Prywatna vendetta ma się nijak do opowieści skruszonego gangstera. Znajdujący się w centrum uwagi „Blacha", potrafi owinąć wokół palca każdą osobą. Cały urok roli należy zapisać na konto Roberta Więckiewicza. Aktor odgrywający postać „Blachy" to w sumie jedyny pozytyw schematycznego obrazu. Kiedy trzeba, pokazuje swoje bezwzględne oblicze, z drugiej strony potrafi umiejętnie grać na ludzkich uczuciach. Więckiewiczowi dzielnie próbują dotrzymać kroku Małgorzata Foremniak oraz Artur Żmijewski.
Poza wspomnianymi powyżej kreacjami w filmie nie ma motywów, których do tej pory nie widzielibyśmy w polskim kinie sensacyjnym. Otrzymujemy wizerunek niezwykle brutalnego świata przestępczego na czele z groźnym indywiduum „Kowalem" (Andrzej Grabowski) i kilkoma jego kolesiami - „Szybkim", „Mnichem" „Skalpelem" itp. Obraz wydumany do granic możliwości, przesiąknięty prymitywnymi charakterami, gdzie przemoc i zbrodnia wysuwają się na pierwszy plan, a dialogi wydają się śmieszne i banalne. Jeżeli autorzy tworząc „Świadka koronnego" chcieli odnieść się do reżyserskiego dorobku Martina Scorsese, to zapomnieli, że istnieje archetyp inteligentnego gangstera, a nie prezentowany na ekranie wizerunek tępego osiłka.
Odtwórcy ról dziennikarzy Małaszyński oraz Grabowska zaliczyli falstart na początku swojej kariery na dużym ekranie. Jedna mina przepełnionego bólem i rozpaczą mężczyzny w wykonaniu Małaszyńskiego to zdecydowanie za mało, jak na uznanego aktora serialowego. Natomiast Urszula Grabowska ładnie prezentuje się z kamerą u boku, cóż z tego, jeżeli jej postać jest praktycznie niewykorzystana. Chyba, że głównym zadaniem aktorki było noszenie sprzętu filmowego. Wizerunku tej postaci nie potrafił odmienić nawet rozczarowujący oraz mdły finał.
Twórcy mieli ciekawy pomysł na film, lecz projekt przerósł ich możliwości. Zamiast dopracować pewne elementy scenariusza, postanowili umieścić jak najwięcej znanych nazwisk w niewielkich epizodach. Widz otrzymuje istną karuzelę bohaterów serialowych. Śmiech na twarzy wywołują komentarze, bądź opinie tzw. „fachowców" dotyczące świetnej gry drugiego planu. Naprawdę trudno jest ocenić grę aktorów, którzy na ekranie pojawiają się przez minutę, dwie albo i krócej (np. Krzysztof Globisz). Jeżeli ktoś pisze o świetnej grze właśnie tych postaci, to jego zdanie jest dalekie od bezstronności.
O „Świadku koronnym" można powiedzieć jedną znaczącą prawdę. Film miał jedną z lepszych kampanii reklamowych jak na polskie standardy. W tym elemencie należy upatrywać ewentualny (już dziś wiadomo, że film zgromadzi sporą widownię), frekwencyjny sukces filmu, gdyż o sukcesie artystycznym, niestety, nie ma mowy. Cały szum medialny wokół „Świadka koronnego" przełożył się na bardzo dobre otwarcie filmu (260 tys. widzów). Osobiście oczekiwałem bardziej złożonego dzieła, a skończyło się, tak jak zwykle, niedosytem. Niestety, twórcy przekonali się na własnej skórze, że nie tak łatwo nakręcić naprawdę dobre kino sensacyjne. Jedna świetna rola, ciekawe zdjęcia i próba wykreowania mafijnego świata to zdecydowanie za mało.
Niemniej film warto obejrzeć dla genialnie zagranej, charyzmatycznej kreacji Więckiewicza. Aktor włożył mnóstwo pracy w tytułową rolę i jemu należą się największe brawa. Gdyby reszta obsady dostosowała się do jego poziomu, o filmie pisałbym w bardziej entuzjastycznym tonie.
W „Świadku koronnym" udało się pokazać różne oblicza „Blachy": bezwzględnego gangstera, kochającego męża i ojca oraz skruszonego przestępcy. „Blacha", korzystając ze swojego statusu, pociąga za wszystkie sznurki. W takt granej przez niego melodii tańczą wszyscy - policja, dawni partnerzy, dziennikarze. Czy jego opowieść jest prawdą, czy zgrabnie wymyśloną bajką? Na tak postawione pytanie nie otrzymujemy jednoznacznej odpowiedzi. Może po prostu mamy ją na wyciągnięcie ręki, ale nie chcemy jej dostrzec.
Tytuł: „Świadek koronny"
Reżyseria: Jacek Filipiak, Jarosław Sypniewski
Scenariusz: Artur Kowalewski, Piotr Pytlakowski, Wojciech Tomczyk
Obsada: Robert Więckiewicza, Paweł Małuszyński, Urszula
Grabowska, Artur Żmijewski. Małgorzata Foremniak, Andrzej Grabowski
Zdjęcia: Tomasz Augustynek, Marcin Figurski
Scenografia: Joanna Doroszkiewicz
Muzyka: Łukasz Targosz
Czas trwania: 93 minuty
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...