"Tajemnica Westerplatte" - recenzja
Dodane: 27-02-2013 19:03 ()
Po prostu brak mi słów. Najzwyczajniej w świecie jestem oniemiały i bynajmniej, nie z zachwytu. Ten film jest po prostu tak zły, że nie wiem od czego zacząć. Nad czym mam się pastwić najpierw? Dla mnie jest to tajemnica równie wielka, co tytułowego Westerplatte. Dla świętego spokoju zacznijmy więc od początku.
Zamysł był zacny – stworzyć film, który odbrązowi legendę walecznej polskiej załogi wojskowej składnicy tranzytowej. Rozwieje narosłe wokół niej mity i ukaże żołnierzy takimi jakimi byli, ludźmi z krwi i kości, odważnymi, ale i dotkniętymi przez zwykłe ludzkie słabostki, takie jak ból i strach. Pierwsze minuty nastrajają pozytywnie. Michał Żebrowski swoim głębokim głosem tłumaczy tym, którzy nie wiedzą o co chodzi, sytuację składnicy na Westerplatte. Niestety, już kilka chwil później produkcja zaczyna gwałtownie pikować w dół ku istnemu oceanowi głupot i bzdurności. „Tajemnica Westerplatte” kryje w sobie, nomen omen, zaiste wiele tajemnic.
Największą z nich jest to, czym w zasadzie miał być ten film i w którym momencie reżyser i scenarzysta zapomnieli co kręcą. Czy miał to być film wojenny? Jeżeli tak, to dlaczego walki pomiędzy bohaterskimi, polskimi obrońcami a niemieckimi najeźdźcami wyglądają jak podchody, które mogłyby sobie urządzić przedszkolaki? I to te mniej rozgarnięte? Czy miał to być psychologiczny dramat? W takim razie, dlaczego aktorów zastąpiono kukiełkami wymawiającymi swoje kwestie w sposób obrzydliwie wręcz zmanierowany (do pana piję, panie Michale) lub też z ekspresją kloca drewna (o panu mowa, panie Żołędziewski)? Dlaczego autentyczne napięcie pomiędzy postaciami majora Sucharskiego a kapitana Dąbrowskiego, czyli coś, co miało stać się osią, wokół której kręcić miał się film, po prostu nie istnieje? Panowie chyba nawet się nie starają. Żebrowski patrzy smutno, Żołędziewski stroi groźne miny, a aktorstwo wzięło sobie urlop i czmychnęło w poszukiwaniu innej produkcji. Może „Tajemnica Westerplatte” miała być filmem grozy? Wskazywałyby na to sceny, w których postać Sucharskiego, dotknięta atakiem padaczki, toczy pianę z ust i wije się po podłodze niczym opętana nastolatka, zaś sam major doznaje wizji płonących, skrwawionych trupów. Może obraz to obyczajówka o codziennym życiu żołnierzy dojących krowy, kąpiących się w morzu i pokazujących sobie rodzinne fotografie? W czasie seansu na usta nieustannie ciśnie się pytanie, o co tu do diabła chodzi?
Oprawa filmu stanowi gwóźdź do trumny. Mogłoby się wydawać, że będzie stanowić choćby delikatny i słabowity promyk nadziei w mrocznym tunelu, jakim jest „Tajemnica Westerplatte”. Niestety, owo światełko to reflektor pociągu, który brutalnie miażdży widza. Scenografia trąci sztucznością i ma wygląd makiety wykonanej z otynkowanej tektury, niemieckie samoloty i pancernik Schleswig-Holstein wyglądają jak wygenerowane przez komputer kupiony za nędzne grosze w najbardziej zapyziałym lombardzie lub wyciągnięty spod metrowej warstwy kurzu z jakiejś zapomnianej piwnicy. W zasadzie w miarę dobrze wypadają jedynie stroje. Niestety, dojrzeć je w filmie niemal nie sposób ze względu na pracę kamery, oświetlenie i ogólne zadymienie planu. Obraz trzęsie się i lata na wszystkie strony, jakby za kamerą stał epileptyk w płonących spodniach tańczący lambadę. Nie przesadzam ani trochę. Chwyt, który miał przyczynić się do zwiększenia realizmu, uczynił film nieczytelnym.
We wspólnym wysiłku uniemożliwienia widzowi odbioru, pracę kamery dzielnie wspomaga oświetlenie. Przez pół seansu kadr tonie w iście egipskich ciemnościach, przez drugie pół rozświetlony jest niczym flara sygnalizacyjna. Powidoki gwarantowane. Całości wątpliwego uroku dodają latające wszędzie smugi po pociskach wygenerowane tak nieudolnie, że niemalże można się w nich doliczyć pikseli. Dodany w ostatniej chwili dym miał prawdopodobnie zamaskować ewidentne braki w sferze wizualnej. Wywiązał się z tego znakomicie i zamaskował niemal wszystko, ze scenografią, aktorami i akcją włącznie. Udźwiękowienie wypada blado i przez większość seansu w zasadzie rozmaite wybuchy brzmią jak kapiszony, a okrzyki i nawoływania przypominają nieśmiałe stęknięcia. O muzyce wspominać nie warto, jej istnienia nie stwierdzono.
Wprost nie jestem w stanie wyrazić słowami, jak złą produkcją jest „Tajemnica Westerplatte”. W czasie seansu wielokrotnie rozważałem możliwość opuszczenie kina, a na miejscu zatrzymał mnie tylko recenzencki obowiązek. Drodzy czytelnicy, udzielę wam szczerej rady – omijajcie ten film możliwie szerokim łukiem. Dwie godziny spędzicie przyjemniej i spożytkujecie lepiej, siedząc nago, zamknięci w wilgotnej, ciemnej piwnicy pełnej wygłodniałych szczurów gwałcicieli. Zdecydowanie nie polecam.
3/10
Tytuł: "Tajemnica Westerplatte"
Reżyseria: Paweł Chochlew
Scenariusz: Paweł Chochlew
Obsada:
- Michał Żebrowski
- Robert Żołędziewski
- Jan Englert
- Piotr Adamczyk
- Borys Szyc
- Przemysław Cypryański
- Mirosław Zbrojewicz
- Marcin Janos Krawczyk
- Kazimierz Mazur
- Jakub Wesołowski
- Mirosław Baka
- Andrzej Grabowski
Muzyka: Jan A.P. Kaczmarek
Zdjęcia: Waldemar Szmidt, Algimantas Mikutenas
Montaż: Marek Król, Przemysław Lisak
Scenografia: Augis Kepezinskas
Kostiumy: Hanna Ćwikło, Andrzej Szenajch
Czas trwania: 118 minut
comments powered by Disqus