„Biały Orzeł": „Pierwszy lot” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 11-01-2013 15:07 ()


Pomimo licznych „kazań”, których nie szczędzili polskim wielbicielom komiksu „znani znawcy”, miejscowi fani tego gatunku (a przynajmniej istotna ich część) wciąż nie wyzbyli się zaimplantowanego w toku lat dziewięćdziesiątych uwielbiania dla trykotu. Stąd też kolejne próby odnalezienia się we wspomnianej konwencji również krajowych twórców. Idealnym przykładem tegoż trendu jest seria „Biały Orzeł” Adama i Macieja Kmiołków. 

Przy odrobienie ryzyka można założyć, że prawdopodobnie niemal każdy z niegdysiejszych czytelników produkcji sygnowanych logo TM-Semic marzył o stworzeniu własnej postaci (bądź też całego ich tabunu) wzorowanej na zaoceanicznych superbohaterach. Na pewno tak się sprawy miały w przypadku piszącego te słowa, choć twórczy zamysł nigdy nie przekroczył fazy wczesnych szkiców. Wygląda na to, że wzmiankowani wyżej autorzy na tym nie poprzestali serwując nam pełnowymiarową serię z udziałem rodzimego herosa. Biały Orzeł – bo o nim właśnie mowa – to w „cywilu” Aleks Poniatowski, nominalny prezes firmy znanej jako TechCorp, opracowującej nowe technologie w ramach rządowych zamówień. Powodzeniu w interesach towarzyszy pomyślność w małżeństwie z urodziwą Alicją, choć ogólną sielankę zakłóca niekiedy wspólnik Aleksa, Wiktor Ross, temperamentny osobnik o ewidentnie wybujałych ambicjach. 

Właściwa historia Poniatowskiego rozpoczyna się w dość bolesnym dlań momencie, tj. w chwili upadku z piętnastego piętra firmowego biurowca. Oczywiście jak przystało na tytułowego bohatera cyklu wychodzi on z wypadku względnie cało (nie licząc licznych złamań oraz kilkuletniej śpiączki), mimo że – cytując autorów – nie miał prawa przeżyć. Dzięki  osobistej determinacji, wsparciu rodziny i zaawansowanej technologii na nowo podejmuje aktywność skrywając się pod sekretną tożsamością Białego Orła, herosa z bazą operacyjną  na terenie Warszawy.

Chciałoby się rzec (tym razem posiłkując się frazą z premierowego epizodu „Ratmana”): „Teraz zło nie ma szans!”. Rzecz jasna aż tak dobrze nie jest, bo w przeciwnym wypadku czytelnik rychło porzuciłby wyzbytą znamion napięcia lekturę. Dlatego też, pomimo praktycznych gadżetów, nasz narodowy heros obrywa tęgie baty od prototypowych superżołnierzy, opętańców oraz grasujących w podziemiach deformantów. Również on nie żałuje razów swoim oponentom, przy czym może liczyć na wsparcie młodego geniusza Hudiniego oraz enigmatycznej nadistoty tytułującej się dumnym mianem Wyklętego Rycerza Polskiego.   

Brzmi jakby niedorzecznie? Dla wielbicieli fabuł osadzonych w realiach zbliżonych do naszych zapewne. Na szczęście każda konwencja rządzi się własnymi prawami, a superbohaterska w szczególności. Dlatego przy zachowaniu odrobiny luzu „Biały Orzeł” oferuje bezpretensjonalną rozrywkę nie zgorszą od serwowanej nam niegdyś przez TM-Semic. Bracia Kmiołkowie nie kryją się z zależnością swojej pracy od komiksów doby pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Ta zresztą narzuca się sama – tak pod względem formalnym, nawiązującym do czasów „eksplozji” wydawnictwa Image, jak również schematów narracyjnych wyniesionych z tej nie tak znowuż odległej epoki. Stąd też rzecz można traktować również w kategorii swoistej podróży sentymentalnej ku czasom młodości dzisiejszych trzydziestolatków zaczytujących się niegdyś m.in. w „X-Men” Jima Lee i Whilce’a Portacio. 

Niestety oprócz blasków podjętej konwencji nie obyło się także bez jej cieni. Stąd też ekspozycja świata przedstawionego sprawia niekiedy wrażenie aż nazbyt powierzchownej. Pomimo publikacji już trzech epizodów autorom wciąż nie udało się wygenerować unikalnej i na swój sposób swojskiej atmosfery. Koniec końców tok akcji rozgrywa się w ściśle skonkretyzowanym miejscu. Wypadałoby zatem konsekwentnie budować nastrój i z większą pieczołowitością traktować tło, tak jak to miało miejsce chociażby na łamach przynajmniej niektórych epizodów „Spider-Mana” (m.in. w nr 6/90). Rozrysowanie ławki i kępy krzaczorów podpisanych jako „Park Skaryszewski” to niestety zbyt mało by odczuć klimat dynamicznie rozwijającej się metropolii. „Wciągnięcie” w kadr Pałacu Kultury również nie załatwia problemu. A przecież prezentowani w produkcjach TM-Semic twórcy zwykle nie zapominali o tym aspekcie oprawy graficznej.

Natomiast znacznie lepiej potraktowano sylwetki bohaterów tej opowieści. Znać tu nie mało swobody w kreśleniu dynamicznych ujęć oraz całkiem wprawne ujmowanie proporcji ciała (oczywiście przy zachowaniu stosownej dla konwencji idealizacji). Co prawda daje się dostrzec jeszcze nieco sztywności, z którą Adam Kmiołek pożegna się zapewne w toku kolejnych epizodów. Zwłaszcza, że już w trzecim odcinku dostrzegalna jest wyraźna tendencja zwyżkowa. Maniera grafika przywodzi na myśl  stylistykę przywoływanego chwilę temu Jima Lee oraz Roba Liefelda. Niekiedy jednak daje się zauważyć rozwiązania formalne zbliżone do prac Piotra Kowalskiego. Jak na fabułę osadzoną (prawdopodobnie) w niedalekiej przyszłości daje się odczuć brak większej ilości futurystycznych urządzeń. Ta okoliczność nieco dziwi, bo właśnie wysoka technologia zdaje się mocną stroną warsztatu Kmiołka. Ponadto korzystnie prezentują się kostiumy zarówno tytułowego bohatera jak i Wyklętego Rycerza zachowując na swój sposób urokliwy fason wczesnych komiksów Image.

Wyjątkowo trudno o jednoznaczną ocenę scenariusza. Bo z jednej strony schematyzm i pozorna wtórność są z miejsca wyczuwalne. Nie najlepiej rzecz się ma również w kontekście  rysu charakterologicznego kluczowych postaci (nie wspominając już o dalszym planie), nawet jak na standardy komiksu superbohaterskiego, mało wyrazistych i nie przekonujących. Trudna sztuka dialogu także zdaje się wymagać dopracowania, bo niektóre kwestie sprawiają wrażenie aż nazbyt sztampowych. Z drugiej strony posmak nieokiełznanej przygody, obiecująco kreowany świat przedstawiony (obecność Wyklętego Rycerza Polskiego to de facto zaczątek rozleglejszego uniwersum) oraz względnie sprawne dozowanie napięcia  przyczynia się  do przyznania tej serii znacznego kredytu zaufania. Z pewnością wskazane byłoby pogłębienie osobowości tytułowego bohatera, tak by uczynić zeń postać autonomiczną wobec pierwowzoru jakim był dlań ponoć główny lokator Wayne Manor. Zwłaszcza, że w bieżącym roku Biały Orzeł raczej nie będzie narzekał na brak odzianego w trykoty towarzystwa (a przynajmniej tak można mniemać z zapowiedzi m.in. Egmontu, Hachette i tradycyjnie Muchy).

 „Biały Orzeł” wpisuje się w dostrzegalną od kilku lat tendencje na rzecz chociaż cząstkowego przywrócenia dawnego statusu tzw. zeszytówek. Stąd też cykl Kmiołków to nie tylko kolejny przykład dziedzictwa TM-Semic, ale też nowej fali inicjatyw komiksowych skierowanych do czytelników zainteresowanych sprawnie zrealizowaną, a przy tym wyzbytą awangardyzujących ambicji, rozrywką. Jako ciekawostkę wypada potraktować wstęp Tomasza Paplińskiego, niegdyś redaktora naczelnego tygodnika „Dobry Komiks”, najwyraźniej nieźle zaznajomionego z autorską spółką. Jakość edytorska wydania zbiorczego konsekwentnie nawiązuje do standardów zza Atlantyku przywołując miłe skojarzenia z niektórymi tytułami Mandragory (jak chociażby „Plemię Cienia”). Choć nie da się ukryć, że gramatura okładki sprawia wrażenie niezbyt solidnej. Bezdyskusyjnym walorem tej publikacji jest jej bardzo przystępna cena.

Pierwsze zbiorcze wydanie „Białego Orła” to nie tyle lot, co raczej rozbieg. Chyba warto zadać sobie również pytanie: czy autorów aby na pewno zadowala tylko i wyłącznie rola biernych epigonów amerykańskich mistrzów? Czas pokaże na ile autorskiej spółce uda się z powodzeniem kontynuować dobre tradycje komiksu superbohaterskiego, a być może wykrzesać z podjętej konwencji odrobinę oryginalnych rozwiązań. Zwłaszcza, że koncept braci Kmiołków rokuje znaczny potencjał rozrywkowy. 

 

Tytuł: „Biały Orzeł": „Pierwszy lot”

  • Scenariusz: Maciej Kmiołek
  • Rysunki: Adam Kmiołek
  • Kolory: Daria Widermańska-Spala
  • Okładka wydania zbiorczego: Adam Kmiołek i Rex Lokus
  • Wydawca: Wizuale S.C.
  • Data premiery: grudzień 2012 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 17 x 26 cm
  • Papier: offset
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 100
  • Cena: 19,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Wizuale za udostępnienie komiksu do recenzji.

 

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w ramach serii „Polski superbohater Biały Orzeł” nr 1-3 (grudzień 2011- czerwiec 2012 r.)


comments powered by Disqus