„Zabić, jak to łatwo powiedzieć” - recenzja
Dodane: 23-12-2012 21:36 ()
Filmy o mafii można podzielić z grubsza na dwa rodzaje. Trylogia „Ojciec chrzestny” przedstawiła szerszej publiczności postać gangstera jako romantycznego bohatera stojącego na straży pewnych podstawowych wartości, których strzec nie może skorumpowany rząd. „Człowiek z blizną” zaprezentował obraz o wiele bliższy rzeczywistości, przez co o wiele bardziej brudny, dosadny i brutalny. „Zabić, jak to łatwo powiedzieć” swoją stylistyką oraz scenariuszem wpisuje się zdecydowanie w ten drugi, osobiście mi o wiele bliższy, nurt tak zwanego kina gangsterskiego. Czy jednak warto skusić się i wybrać do kina?
Początek nie zachwyca, jest smętnie, wszystko toczy się powoli, wręcz flegmatycznie. Towarzysząca obrazowi muzyka dodatkowo spowalnia tempo do poziomu niemalże zupełnego zastoju. Trwa to do momentu, w którym rozbrzmiewają pierwsze dialogi. Naturalne i niewymuszone pogawędki gangsterów, offowa narracja pojawiających się tu i ówdzie retrospekcji oraz swada postaci sprawiają, że pierwsze, nie do końca pozytywne wrażenie natychmiast idzie w niepamięć. Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa, ot gangster z pomocą dwóch niezbyt rozgarniętych pomagierów knuje w jego mniemaniu niezwykle chytry plan. Jak łatwo się domyślić plan bierze w łeb, co owocuje powstaniem samonapędzającej się spirali przemocy.
Siła filmu nie leży jednak w historii, a w interakcjach między postaciami tego gangstersko-społecznego dramatu. Role Brada Pitta i Jamesa Gandolfiniego - jako zatwardziałego gangstera i podstarzałego płatnego zabójcy - to prawdziwe perełki. Nie gorzej wypadają również aktorzy obsadzeni w rozmaitych rolach pobocznych: ciapowaty hodowca psów obronnych, podrzędny gangsterzyna z przedmieścia, zapięty pod szyję, biurokratyczny reprezentant tajemniczych udziałowców rozmaitych nielegalnych inicjatyw biznesowych. Galeria bohaterów jest barwna i stanowi atrakcję samą w sobie. Tym bardziej, że wszystkie to role odegrano bardzo dobrze, zwracając szczególną uwagę na mimikę postaci, w czym wydatnie pomagają rozliczne zbliżenia ukazujące z detalami fizjonomie rozmaitych indywiduów. Wielkie brawa dla obsady.
Choć w obrazie pojawia się kilka elementów humorystycznych, zdecydowanie nie jest to film lekki i przyjemny w odbiorze. Fabuła opowiada o rzeczach nieprzyjemnych, bohaterowie nie przebierają w słowach, a sceny dialogowe punktowane są obrazami dosadnej i realistycznej przemocy tak odmiennej od niemalże komediowego rozlewu krwi, na jaki często trafiamy w innych produkcjach. Nie jest to jednak bezsensowna wulgarność i przemoc. Oba te zjawiska świetnie wpasowują się w zarówno stylistykę jak i tematykę produkcji i są ze wszech miar uzasadnione.
„Zabić, jak to łatwo powiedzieć” to bardzo mocna pozycja. Brutalna i ponura, a jednocześnie niepozbawiona humoru opowieść o bandytach. Postawiono na realizm, co wyszło produkcji tylko i wyłącznie na dobre. Świetne dialogi i obsada oraz bardzo dobra gra aktorska sprawiają, że z filmem zdecydowanie zapoznać powinien się każdy miłośnik kina mafijnego, a także wszyscy ci, którzy poszukują obrazu innego niż mocno podkoloryzowana hollywoodzka papka.
7/10
Tytuł: „Zabić, jak to łatwo powiedzieć”
Reżyseria: Andrew Dominik
Scenariusz: Andrew Dominik
Obsada:
- Brad Pitt
- Scoot McNairy
- Ben Mendelsohn
- James Gandolfini
- Richard Jenkins
- Vincent Curatola
- Ray Liotta
- Sam Shepard
Zdjęcia: Greig Fraser
Montaż: John Paul Horstmann, Brian A. Kates
Scenografia: Patricia Norris
Kostiumy: Patricia Norris
Czas trwania: 96 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus