"x2" - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 16-12-2012 13:20 ()


Niniejszy komiks to już legenda granicząca z mitem. Nie tylko dlatego, że zapowiedzianej premierze towarzyszyły dotąd niewyjaśnione zjawiska, ale też z tego względu, że – podobnie jak metal, z którego wykonany był wisiorek Thorgala – teoretycznie nie istnieje… Dziwnym trafem spoczywa właśnie na moim biurku…

„x2” to efekt współpracy dwóch tuzów rodzimego komiksu – Daniela Grzeszkiewicza i Dariusza Cybulskiego. Pierwszy z nich wsławił się w głównej mierze (choć nie tylko…) „zgarnięciem” wszystkiego, co było do wygrania na łódzkim festiwalu; drugi zaś maczał palce w tak wielu komiksowych inicjatywach, że samo ich wypunktowanie zapełniłoby wolumin o rozpiętości „Umowy z Bogiem”. Jak to zwykle bywa w podobnych przypadkach życiowe drogi obu panów owładniętych urokiem IX Muzy skrzyżowały się podczas jednej z komiksowych imprez.

By nie być gołosłownym wypada przypomnieć, że podczas II Lubelskich Spotkań z Komiksem (w nie tak znowuż odległym roku 2010) Dariusz poprowadził spotkania m.in. z Arturem Chochowskim i Ryszardem Dąbrowskim; Daniel natomiast prezentował swoje „świeżynki” w formie „zwięzłej” wystawy. Jak wielu przed nim (w tym m.in. Grzegorz Rosiński, co zresztą zostało uwiecznione na przechowywanej w pieczołowicie  zakamuflowanym sejfie fotografii), także i Dariusz w trakcie podziwiania plansz „Gedeona” uległ metafizycznemu uniesieniu. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W kilka tygodni później zawarta w „Kozim Grodzie” znajomość zaowocowała kolejną, tym razem znacznie bardziej przekrojową wystawą w warszawskim „Sensie Nonsensu” oraz – jakże by inaczej –pełnowymiarowym projektem komiksowym.

Gdy „gruchnęła” wieść o zapowiedzianej na 18 grudnia 2010 r. premierze „x2” przynajmniej część komiksowej braci zareagowała nań nie bez przejawów entuzjazmu. Wszak w wersji drukowanej „Gedeona” widywano co najwyżej w festiwalowych katalogach, skrofulicznych nowelkach magazynów pokroju „ZNAKomiks” oraz publikacjach „Fabryki Słów”. Tymczasem „x2”, pomimo niewielkiej rozpiętości i formatu, miał stanowić z dawna wypatrywany albumowy debiut lubelskiej emanacji Zdzisława Beksińskiego. Takiej okazji zagorzali wielbiciele rodzimego komiksu po prostu nie mogli przegapić. A że nakład planowanej publikacji oscylował w okolicach ledwie stu egzemplarzy, toteż ciśnienie co poniektórym kolekcjonerom zauważalnie podskoczyło.

Dziś już nie sposób dojść jakież to „bogi wszeteczne” sprzysięgły się przeciw dziełu duetu Cybulski/Grzeszkiewicz. Pewne jest, że transportowany do „Kawangardy” (zlikwidowana niewiele później warszawska knajpa przy ul. Wilczej aspirująca do miana komiksowej) nakład „x2” przepadł w jakiejś bliżej nie skonkretyzowanej, czasoprzestrzennej wyrwie. Transportujący w osobie Daniela Grzeszkiewicza najwyraźniej uległ zaklęciom wspomnianych bóstw, bo zapytywany o kontekst feralnego zdarzenia zwykł popadać w stan odrętwienia charakterystyczny dla zabalsamowanych Stygijczyków. Z kolei Dariusz Cybulski, w przypływie rozpaczy po utraconym „dziecku”, wymyślił Festiwal Komiksu Historycznego, z godną pozazdroszczenia energią prowadził Komiksową Agencję Informacyjną, cofnął się w czasie do 2008 roku wspomagając Manzoku w produkcji dwóch tomów (piątego i szóstego) „Koziorożca”, zorganizował kilka wystaw co bardziej obiecującym komiksiarzom, po czym zniknął bez wieści ujawniając się nie tak dawno temu recenzją komiksu "Bez odwrotu". Czy powróci na stałe, tego nie wie nikt...

W tzw. międzyczasie, w nie mniej zagadkowych okolicznościach, na biurku piszącego te słowa, zmaterializował się egzemplarz „zaginionego w akcji” komiksu… Nie muszę chyba dodawać, że poczułem ten sam przypływ radości, który ogarnął pewnego krasnala w chwili gdy dojrzał „metal, który nie istniał”! Mało tego! Jak się z czasem dowiedziałem od etatowego wróżbity z mojego osiedla, tak jak niegdyś wykuto siedem mieczy Waylanda, tak „x2” powstał nie w stu, a dziesięciu (!) egzemplarzach. Nie tracąc zatem ani chwili przystąpiłem do „konsumpcji” tegoż unikalnego dziełka.

Nie od dziś wiadomo, że pod względem zarówno warsztatu jak i fantazyjnego polotu, „Gedeon” to twórca – bez cienia przesady – światowej klasy. Nic zatem szczególnego, że ów świat powoli dopomina się o przejawy jego talentu. Tak też było we wzmiankowanym wyżej roku 2010, gdy zaistniała perspektywa nawiązania przezeń współpracy z Vertigo. To właśnie na potrzeby tej oficyny wydawniczej Daniel przygotowywał próbne plansze utrzymane w charakterystycznej dlań manierze surrealno-fotorealistcznej. Niestety projekt nie doczekał się realizacji i tym samym „powędrował” do tzw. szuflady. Jak się okazało „znalazł” się w całkiem wyszukanym towarzystwie (m.in. szykowanego niegdyś albumu „Międzybycie”), bo na brak pracowitości wspomniany autor również nie narzeka.

W tym momencie „na scenę” wkroczył Dariusz, za którego sprawą luźny zbiór prac dawnych i dawniejszych (niektóre pochodzą z co najmniej 2005 r.) przepoczwarzył się w efektowną mozaikę. Plastycznemu wysublimowaniu sekunduje amalgamat klimatu noir, horroru i nadrealizmu. Zwłaszcza w kontekście ostatniej z wymienionych jakości dają o sobie znać wykazywane co najmniej od czasów licealnych zainteresowanie Daniela przesyconą pesymizmem metafizyką. Nie inaczej jest w przypadku „x2”, onirycznej nowelce, w której, co prawda nie napotkamy mackowatych istot drzemiących na dnie Pacyfiku (choć nie zabrakło drobnego ukłonu w kierunku H. P. Lovecrafta), niemniej wiodący klimat opowieści w żadnym wypadku nie nastraja optymizmem. Centralna osobowość „x2” – detektyw Kazimierz Sabbat – napotyka bowiem enigmatyczną istotę żądającą odeń spotkania w jednym z pobliskich, ciemnych zaułków. Nie wyjawiając nadmiaru szczegółów wypada nadmienić, że to spotkanie okaże się dlań wyjątkowo przełomowe…

Pod względem ilustracyjnym „x2” klasyfikuje się w kategorii „małego majstersztyku” i przedsmaku do opublikowanego przez wydawnictwo Ważka „Gedeona Zebranego”. Dla wszystkich, którzy mieli sposobność zapoznać się chociażby z próbką dorobku Daniela truizmem jest plastyczne mistrzostwo tego twórcy. Perfekcyjnie radzi on sobie w każdej niemal technice. Akwarela, aerograf, tusz czy w końcu zwykły ołówek – za pomocą tych narzędzi Grzeszkiewicz dosłownie wyczarowuje świat przedstawiony zniewalający nastrojem i jakością wykonania. Każdy niemal kadr czy ujęcie zdaje się posiadać indywidualną duszę, cząstkę osobowości kreatora. Z brawurą i bez formalnych „zgrzytów” łączy on różnorodne techniki materializując „byty pośrednie” pomiędzy monochromatycznym malarstwem, a wyrazistą, szczegółową grafiką. Już tylko okładka „x2” stanowi popis kunsztu, talentu oraz pracowitości autora przy równoczesnej i rzadko spotykanej wrażliwości.

Co bardziej wymagających czytelników drażnić może powtarzalność znacznej jak na objętość albumiku liczby kadrów. Aranżację materiału przeprowadzono jednak na tyle umiejętnie, że wzmiankowane multiplikacje zdają się uzasadnione i korzystnie pogłębiające klimat opowieści. Cybulski/Grzeszkiewicz uniknęli „potrzasku” bełkotliwości, co w przypadku tego typu fabuł (nie tylko zresztą z rodzimego „poletka”) nie zawsze jest regułą. Natomiast niedosyt wzbudza poczucie, że mamy do czynienia z ledwie zalążkiem znacznie rozleglejszej całości.

Wygląda na to, że autorska spółka zamierzała kontynuować przypadki Kazimierza Sabbata, któremu „Opatrzność”(?) wyznaczyła wyjątkowo delikatną misję. W niniejszym tomiku zapowiedziano nawet kolejny epizod tej serii – „Napad na pocztę w Hrubieszowie”. Rzecz miała ujrzeć światło dzienne na łódzkiej imprezie w roku 2011, ale jak do tej pory do niczego takiego nie doszło. Chociaż któż to może wiedzieć… W końcu „x2” to przecież „komiks, który nie istniał”…

 

Tytuł: „x2”

  • Scenariusz: Dariusz Cybulski i Daniel Grzeszkiewicz
  • Ilustracje: Daniel Grzeszkiewicz
  • Wydawca: Coyot Prezentz
  • Data premiery: niezidentyfikowana (być może w Noc Sylwestrową 2010/2011 r.)
  • Okładka: miękka
  • Format: 15 x 23 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 28
  • Cena: ? (pierwotnie 19,90 zł)

comments powered by Disqus