"Westerplatte: Załoga śmierci" - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 23-12-2012 23:31 ()


Nie tak znowuż dawno kilku co bardziej krewko usposobionych literatów żaliło się, że polska powieść historyczna „nierządem stoi”, a dobili ją wykwitami swej twórczości m.in. Jan Dobraczyński do spółki z Teodorem Parnickim. Podobnie rzecz się miała z rodzimym komiksem historycznym (w tym także wojennym), która to konwencja u zarania obecnego stulecia zdawała się truchłem nie do odratowania.

Bez cienia egzaltacji i grama przesady można dziś śmiało rzecz, że ten typ narracji obrazkowej ma się u nas niezgorzej od wyraźnie faworyzowanych (w niektórych środowiskach) „obyczajówek”, a być może nawet wiecznie popularnej fantastyki. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie „lodołamacz” w postaci albumu „Westerplatte: Załoga śmierci”, który wbił się przebojem w komiksową rzeczywistość 2004 r. Być może ku zaskoczeniu samych autorów – Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego – wspomniany tytuł odniósł sukces nie tylko w wymiarze komercyjnym, ale też przyczynił się do zaistnienia pomysłu (początkowo zresztą zaakceptowanego przez lokalne władze) pełnowymiarowego Muzeum w pozostałościach Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte.

Podobnego wpływu na rzeczywistość jak dotąd nie miał żaden polski komiks. Nic to jednak w porównaniu z walorami zarówno poznawczymi i estetycznymi tej publikacji, które jak widać znalazły na tylu licznych „konsumentów”, że doczekały się II wydania. Zjawisko to rzadko spotykane (nie licząc rzecz jasna niszowych, hobbystycznych oficyn publikujących w nakładach poniżej 1000 egz.) i stąd też tym bardziej zasługujące na uwagę. Zwłaszcza, że ogólny klimat naszego rynku zdaje się sprzyjać produkcjom aspirującym do miana artystowskich. Podobnej roszczeniowości nie uświadczymy w „Załodze śmierci” – tak pod względem szaty graficznej oscylującej w kierunku maniery realistycznej, jak i przekazu zawartej tu fabuły. Bowiem wbrew wytycznym „miłościwie nam panujących” niniejsza opowieść traktuje o – delikatnie rzecz ujmując – niełatwych relacjach polsko-niemieckich w dobie schyłku lat trzydziestych minionego wieku. Stąd też u co poniektórych obywateli III RP niemały szok może wzbudzić opowieść, w której Polacy zmuszeni są zbrojnie przeciwstawić się ekspansywnym zapędom Niemców. Zwłaszcza, że tych drugich zwykło się ostatnimi czasy kreować na naszych „najlepszych przyjaciół”…

„Westerplatte: Załoga śmierci” to de facto paradokument w komiksowej formie ujmujący przebieg obrony polskiej składnicy tranzytowej usytuowanej na półwyspie przy wejściu do Zatoki Gdańskiej. Czytelnikom starszej daty zapewne nie trzeba przypominać, że przeszło dwustuosobowa załoga polskiej placówki miała za zadanie bronić się zaledwie 6 godz. (maksymalnie 12 godz. - w świetle wspomnień majora Stefana Fabiszewskiego (poprzednika majora Sucharskiego w funkcji komendanta Składnicy) teza co najmniej dyskusyjna.), tj. do momentu podjęcia stosownych działań przez dwie dywizje Armii „Pomorze”, stacjonujące na południowy zachód od Wolnego Miasta Gdańska. Jak wiadomo do takiej interwencji nie doszło, bo oskrzydlone przez jednostki niemieckiej Grupy Armii „Północ” podkomendni gen. Tadeusza Bortnowskiego (tj. dowódcy wspominanej chwilę temu Armii „Pomorze”) mieli wystarczająco własnych problemów. Mimo to załoga składnicy twardo trwała na powierzonej pozycji wzbudzając irytację niemieckiego dowództwa przy równoczesnym entuzjazmie opierających się najeźdźcy Polaków. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie determinacja zarówno ogółu żołnierzy zgrupowanych na Westerplatte jak i ich dowódców.

Komiks Wójtowicza-Podhorskiego i Wyrzykowskiego to rzecz tym bardziej znamienna, że poruszająca kwestie faktycznego dowództwa polskiego bastionu w Wolnym Mieście Gdańsku. Bowiem wbrew szkolnym czytankom, jakimi raczyły kilka pokoleń władze PRL, autorzy „Załogi śmierci” promują wersje w myśl, której to nie mjr Henryk Sucharski dowodził obroną Westerplatte, a jego zastępca kpt. Franciszek Dąbrowski. Śmiała teza z miejsca wywołała szereg głosów polemicznych, a jej echa nie milkną po dzień dzisiejszy.

Nie mniej emocji wzbudził również niniejszy komiks. Zwłaszcza, że zarówno pod względem norm warsztatowych jak i ogólnej wymowy utworu rzecz dalece odbiegała od większości ówczesnych, nadwiślańskich produkcji. Autorzy nie kryli się zresztą z przyjaznym usposobieniem wobec wartości patriotycznych, czemu zresztą dali wyraz w słowie wstępnym do tej publikacji. Myliłby się jednak ten, kto spodziewa się przesłodzonego do granic rozsądku panegiryku. „Westerplatte” to rzeczowa, staranna rekonstrukcja dramatycznych wydarzeń z pierwszych siedmiu dni września Roku Pamiętnego. Autor scenariusza – Mariusz Wójtowicz-Podhorski – nie krył się zresztą z ambicją drobiazgowego odtworzenia obrony tej placówki. Biorąc pod uwagę, że ma na swoim koncie obszerną monografię tegoż zagadnienia (Westerplatte 1939. Prawdziwa historia, Gdańsk 2009) od lat „siedząc” w temacie, wydawał się on osobą w pełni predestynowaną do tej roli. Co więcej, wspomniany z niemałym wyczuciem zdołał uchwycić atmosferę narastającego napięcia w polsko-niemieckich relacjach oraz poczucia nieuchronnej konfrontacji. Jako, że mamy tu do czynienia z bohaterem zbiorowym (tytułowa „Zaloga…”), toteż trudno mówić o pogłębieniu psychologii większości postaci. Pod tym względem wyjątkowo jawią się mjr Sucharski i kpt. Dąbrowski reprezentujący skrajnie odmienny model postawy. Formułowane niekiedy zarzuty co do przesycenia fabuły faktografią to raczej „chybiony strzał”. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę kronikarski zamysł scenarzysty, do czego rzeczony miał pełne prawo; podobnie zresztą jak i jego potencjalni odbiorcy, którzy nie koniecznie muszą respektować mądrości bloggerów oraz „znanych znawców”.

Wizualny kształt scenariusza Wójtowicza-Podhorskiego nadał Krzysztof Wyrzykowski, do chwili pierwszego wydania „Załogi…” kojarzony przede wszystkim z magazynem „Kontra” (a przy okazji również wyjątkowo licznie reprezentowanym „środowiskiem bydgoskim”). Jak wieść gminna niesie „Westerplatte” stanowiło dlań swoiste odreagowanie po latach spędzonych w murach gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie podobnie jak w przypadku Grzegorza Rosińskiego, również na nim wymuszano tzw. malarstwo tyłem do obrazu.

Trudno orzec czy tak się sprawy miały w istocie. Niemniej zestawienie dokonań Wyrzykowskiego z okresu jego działalności na łamach „Kontry” z obecną tu warstwą ilustracyjną mogą wskazywać, że wspomniany istotnie jakby nieco cofnął się w rozwoju. Przy czym nie oznacza to, że „Westerplatte” znamionuje posmak amatorki, bo nie sposób zarzucić twórcy warsztatowych nieprawidłowości, a przynajmniej część kadrów prezentuje się wręcz zjawiskowo (m.in. epicka scena nurkujących Sztukasów na str. 69). Ogólnie dobrą jakość tegoż tomu deprecjonuje jednak… sam Krzysztof Wyrzykowski (czy może właściwiej – jego „inkarnacja” z lat późniejszych) tworząc szereg tytułów do scenariusza Sławomira Zajączkowskiego. Bo to właśnie na kartach m.in. „Łupaszki”, „1945. Wyzwolenia?” oraz cyklu „Wilcze Tropy” osiągnął on wyżyny finezyjnego rysunku z perfekcją kreśląc realia w jakich przyszło działać powrześniowym partyzantom oraz tzw. żołnierzom wyklętym. Tym większy szok wzbudza skala postępu poczynionego przezeń od czasów realizacji „Załogi…”. Niemniej także tu daje się zauważyć rzetelne przygotowanie warsztatowe autora, a przy okazji zapowiedź obecnej „sławy i chwały” tegoż twórcy, bezapelacyjnie czołowego przedstawiciela „szkoły realistycznej” na naszym gruncie.

„Załoga śmierci” to jednak nie tylko komiks, ale też szereg dodatków, za sprawą których osoby zainteresowane szczegółowymi informacjami dotyczącymi obrony Wojskowej Składnicy Tranzytowej zyskują sposobność do pogłębienia swojej wiedzy. Zawarto tu bowiem m.in. opis dalszych losów garnizonu placówki, tekst autorstwa politologa Krzysztofa Zajączkowskiego dotyczący nieznanych kulis obrony Westerplatte, wnikliwy przewodnik po „miejscu akcji”, kalendarium oraz zestawienie uzbrojenia skonfrontowanych stron. Nie zabrakło także obfitej ikonografii w postaci reprodukcji fotografii niemieckich wykonanych niebawem po kapitulacji składnicy. Natomiast do rangi ciekawostki wypada zaliczyć passus (s. 118) dotyczący starań na rzecz zorganizowania Muzeum Westerplatte, wiele mówiący o kuriozach polskiej współczesności. Całość zamyka apel zmarłego w sierpniu 2012 r. majora Ignacego Skowrona, ostatniego przedstawiciela „Załogi śmierci”.

Wygląda na to, że II wydanie tegoż komiksu również doczekało się rangi komercyjnego hitu, a przynajmniej tak można mniemać z wieści o sprzedaży już tylko w dniu premiery. Sama okoliczność wznowienia cieszy i to nie tylko ze względu na znacznie bardziej zdynamizowaną kompozycje na okładce, ale też możliwość dotarcia tego tytułu do nowych czytelników. Szkoda tylko, że seria „Kroniki Epizodów Wojennych” (to właśnie w jej ramach opublikowaną niniejszy komiks) „utknęła” po zaledwie dwóch albumach (drugim jest również rozpisana przez Wójtowicza-Podhorskiego opowieść o obrońcach Poczty Gdańskiej pt. „Pierwsi w boju”). Tym samym jak do tej pory wielbiciele tej konwencji nie doczekali się m.in. zapowiadanych już przed kilku laty perypetii okrętu podwodnego „Orzeł”. Pocieszeniem mogą być zapowiedzi kolejnych komiksów wojennych – „W imieniu Polski Walczącej: Zamach na Kutscherę” oraz fabuła poświęcona gen. Maczkowi. Jak na standardy naszego rynku to całkiem sporo. Niewykluczone jednak, że gdyby nie sukces pierwszego wydania „Załogi…”, droga ku realizacji tych projektów byłaby przynajmniej nieco trudniejsza.

 

Tytuł: „Westerplatte: Załoga śmierci”

  • Scenariusz: Mariusz Wójtowicz-Podhorski
  • Rysunki i okładka: Krzysztof Wyrzykowski
  • Data premiery: 1 września 2012 r.
  • Wydanie II
  • Wydawca: Zin Zin Press
  • Oprawa: miękka
  • Format: 24 x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: czarno-biały
  • Liczba stron: 128
  • Cena: 39,90 zł

comments powered by Disqus